piątek, 25 lutego 2022

Czy to przedsionek piekła?

 24.02.2022r. z wiedzą, że miasta są bombardowane, jesteśmy na granicy. SZOK!!! To jedyne słowo, które oddaje to, co zobaczyliśmy. Tysiące ludzi zgromadzonych w jednym miejscu. Nie wiemy, co dalej. Nie rozumiemy sytuacji. Stoimy w kolejce. Bardzo długiej kolejce.... Szukamy czegoś do jedzenia.... Granica zawsze jest pełna barów. Taką znam...

Żadnego sklepu. Trudno. Ale... Żadnej toalety. Zero!!!

Mija jakieś 4 godziny. Docieramy do centrum przejścia. Robi się bardzo tłoczno. Nie można przejść, a nawet się ruszyć. Ciemność i to pod każdym względem.



Wiemy już, że mężczyźni nie są wpuszczani za granicę. Dramat rozgrywa się na naszych oczach. Kilku ojców jeszcze stoi w tłumie. Strach, miłość do dziecka, mają wypisane na twarzach. Nikomu tego nie życzę... Czasami zdaje się, że ojciec i dziecko stanowi jedność. Ojciec w tych ostatnich chwilach, chce go osłonić od zła. Wszyscy wiemy, że zaraz zostaną rozdzieleni.  

 

Wchodzimy do części, jeszcze na zewnątrz. Zimno. Noc. Kobiety z dziećmi, osoby starsze. Wszyscy. stłoczeni stojąc. Trudno wykonać najmniejszy ruch. Ktoś mdleje.... Patrzę na to i zaczynam analizować. Słyszę jeszcze komentarze ludzi, którzy często przekraczają w tym miejscu granicę: wystawili znów tego wariata. Tak.... na wzniesieniu stoi ktoś ze straży i zwyczajnie śmieje się z nas, ludzi, którzy tłoczą się przed samym przejściem. On nawet nie chce ułatwić nam przejścia. On z nas szydzi. 



Zero picia, zero toalety. Ludzie trzęsą się z zimna, dzieci płaczą - on przemawia. To mogłoby być śmieszne. Mogło... ale... dziewczyna mdleje. Na chwilę daje się ją jakoś wyprowadzić. Udzielono jej pomocy? Tak: ktoś jest medykiem, więc kładzie ją z nogami w górze, polewa jej twarz wodą i już. Odchodzi. Dziewczyna zostaje w tłumie. Zero człowieczeństwa. 100 metrów wcześniej stoi opuszczony hotel. Wystarczy godzina, żeby tam utworzyć punkt wstępnej selekcji. Chociażby po to, żeby można "po ludzku" czekać na przejścia. Otworzyć toaletę. Mijają kolejne godziny. straciłam poczucie czasu. Pomyślałam, że gdyby Putin chciał pokazać władzę, to takie punkty  są idealnym celem. Mam donośny głos, buntuję się przeciw takiemu traktowaniu. Jest mi już wszystko jedno. Moje dzieci są bezpieczne. Mnie ogarnia obojętność na to, co się stanie ze mną, ale nie mogę patrzeć na innych. Nie mogę patrzeć, jak typowy socjopata znęca się nad ludźmi. Widzę palec skierowany w moją stronę: "zapamiętam Cię!!!". Przychodzi mi do głowy jedna myśl: Boże... właśnie tacy ludzie często zyskują władzę. Dlatego tyle zła na świecie.

Jesteśmy przepchane do następnej części. Może będzie chociaż toaleta. NIE MA! Jest bar z napisem toaleta. Jest zamknięty. Ciemno... nie wiem, która godzina, ale... od 18 na pewno minęło 7-8 godzin. Dalej zero picia, zero toalety. Zero jakiegokolwiek porządku. Chaos, zupełne znieczulenie, służby są po to, by otwierać kolejne metalowe bramki. Otwierają, zamykają i uciekają. Znów tłum. Płacz dzieci. Krzyki ludzi. Znów mijają godziny. Obojętnieję na wszystko. Chociaż nie. Widzę dwóch braci w wieku 6-8 lat. Jeszcze uśmiechają się im oczy. Jak dobrze!! Ja mam jeszcze kilka cukierków 😃. Jeszcze nie zobojętniałam do końca. Dzięki za nich. Dobrze, że zdołałam te cukierki wyjąć 😊.

Dnieje. To znaczy, że na przejściu jesteśmy kilkanaście godzin. Jest trochę luźniej. 


Wciąż pilnujemy się nawzajem. Weszłyśmy w trójkę i chcemy wyjść w trójkę. Liczymy czas. około 20 godzin. Wchodzimy w końcu do budynku. Kilkanaście godzin na granicy bez picia, jedzenia, toalety. Nie jesteśmy więźniami. Nie, bo więźniowie w takich warunkach zrobiliby bunt. My nie mamy żadnych praw. Nie mogę wiedzieć, co czuli uchodźcy na granicy z Białorusi. Oni zostali zamknięci na granicy kilka tygodni, ale z niczym innym nie umiem tego porównać. Nie możemy się cofnąć, nie możemy przejść. Nie ma toalety, picia, pomocy, lekarza. 

Wchodzimy do pierwszego budynku na granicy. Tutaj "rządzi" strażniczka. Spokojnie ustala kolejkę. Wpuszcza, przepuszcza, kieruje ruchem... wszyscy oddychają z ulgą. Jedna, odpowiednia osoba, na odpowiednim stanowisku. BRAWO DLA PANI!

Tutaj wszystko trwa kilka czy kilkanaście minut. Możemy przejść na stronę POLSKI. Przejść? Chcę ruszać nogami i nie mogę. Wszystkie trzy wyglądamy na uchodźców. Szurając nogami przechodzimy na stronę POLSKI. 

Nasi strażnicy pytają o sytuację. Wchodzę gdzieś... nie w tę stronę, gdzie nie powinnam... widzę, tylko uśmiech zrozumienia. BOŻE!! Odzyskujemy człowieczeństwo. Jest też toaleta!!!




Jesteśmy po stronie polskiej. Tak naprawdę nie wiemy, co dalej. Nie wiemy, co robić. Ostatnie 20 kilka godzin pozbawiło nas sprawstwa w sytuacji, w której poczułyśmy się bezpieczne.

Przed granicą czekają ludzie. Nie na bliskich. Ludzie z wielu miast, Ci, którzy przybyli do Polski z Ukrainy, przyjeżdżają na granicę. Pomagać. Dostajemy pączki. Pierwszy posiłek od jakiś 20 godzin. Co, jeśli ktoś jest diabetykiem? Dostajemy wodę. Słyszymy od dziewczyny, że jak zobaczymy napis naszego miasta, mamy się nie bać, tylko podejść. Bezpiecznie za darmo zostaniemy dowiezione. Jesteśmy otumanione tym, co się dzieje. Natalka pyta młodego człowieka z tekturką Wrocław. Chłopak bierze nasze 2 walizki i karze iść za sobą.



My, siła woli "ciągniemy się" za nim. Zazwyczaj jestem szczera "jak na spowiedzi". Przychodzi mi do głowy, że oni pomagają Ukraińcom. Przy samochodzie tłumaczę naszą sytuację. Chłopak patrzy na nas zdziwiony, ale ja już tak mam... Chłopak pozwala sobie zrobić zdjęcie. Uprzedzam go, co z nim zrobię.



 On nie jest sam. Na różnych "imprezach" wspierających Ukrainę, młodzi ludzie organizują się, by wspierać tych, którzy tego potrzebują. Wspaniali, młodzi ludzie. Jeśli ktoś chciałby w jakikolwiek pomóc, a nie wie, do kogo się zwrócić, mam do nich kontakt.

My jesteśmy bezpieczne. Co będzie z moimi znajomymi, przyjaciółmi na Ukrainie? Nie wiem.... Jeśli tylko w jakikolwiek sposób będę mogła pomóc. Jestem.


Nic nie wskazywało na takie zło

 Tłusty czwartek jest w czwartek 😋. To mój dzień pracy w szkole. Postanowiłam, że owszem, kupię ciasteczka dla wszystkich dzieci, ale prawdziwy tłusty czwartek, zorganizuję w środę. W środę bowiem, mam zajęcia z uczniami - założycielami KIP SERWUS oraz z grupką dzieci.

Tak też się stało. 






Dlaczego zaczynam od pączka?

Żeby pokazać, jak atmosfera panowała jeszcze w środę. Ostatnie tygodnie były napięte. ORPEG pozwolił nam wyjechać z Ukrainy, ale nie wszyscy się na to zdecydowali. Ja nie. Nie tylko ja. Miałam kontakt z nauczycielami z konsulatu z Łucka, Lwowa. Część nauczycieli też została. Lwów do granicy ma najbliżej, więc z nauczycielem z Krzemieńca opracowałyśmy własny  plan ewentualnej ewakuacji. Miałyśmy nadzieję, że nie trzeba będzie z niego korzystać. Wszyscy wokół również byli tego zdania. Z tym przekonaniem spokojnie zasypiałam w środę po zajęciach.

W czwartek rano - telefon od prezesa "SERWUSA". Chyba będzie musiała pani wyjechać - usłyszałam. Wiem, że mogę ufać prezesowi, więc umówiłam się z nim, że sprawdzi przejazdy i kupi bilety, dla mnie i nauczyciela z Krzemieńca. Miałam przecież umowę. 

Dostałam bilety na sobotę 26.02.2022. Taką informację napisałam do ORPEG. Otrzymałam odpowiedź "NATYCHMIAST". Taki apel, natychmiast postawił mnie na nogi. Miałam naszykowane dokumenty i pieniądze. Rozpoczęła się  gorąca linia telefoniczna z SERWUSEM i Krzemieńcem. Po godzinie z małą walizką i laptopem byłam wraz w wiceprezesem z samochodzie zaprzyjaźnionego kierowcy. Do Tarnopola miała dojechać nauczycielka z Krzemieńca. Zadzwoniłam jeszcze do zaprzyjaźnionej nauczycielki z okolicy Lwowa. Miałam nadzieję, że ona mając 1/3 naszej drogi za chwilę będzie na granicy. 

Po drodze śledziliśmy sytuację, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę: bombardowania? wjazd żołnierzy rosyjskich na Ukrainę????

W Tarnopolu podjęłyśmy decyzję, że nie szukamy innej drogi. Jedziemy na granicę. Jedziemy jeszcze z nadzieją, że nie jest tak źle, że to tylko chwila.... Coraz bardziej jednak zdajemy sobie sprawę, że to prawda "WOJNA!"

Dojeżdżamy  kilka kilometrów od granicy (tak  przynajmniej sądzimy). Dalej jechać się nie da... Natalia jechała z nami, jej córka mieszka we Wrocławiu. W ostatniej chwili podejmuje decyzję (najlepszą z możliwych) jedzie z nami. Ma ze sobą tylko paszport, ale to jest nieistotne. Już mamy pełną świadomość, że nie ma żartów, ale... spokojnie, nic strasznego... jesteśmy prawie w domu...

Kierujemy się na piechotę w stronę granicy.





Kilka kilometrów zamieniło się w kilkanaście. Po godzinie 18 jesteśmy na granicy. Mamy jeszcze nadzieję, że zaraz będziemy w domu. W POLSCE.


środa, 23 lutego 2022

Patrząc ze środka, patrząc z zewnątrz...

 Ukraina... oczy całego świata zwrócone są w tą stronę. Rosja zabiera po kawałku wolność swoich byłych republik. Mieliśmy i nadal mamy "wojnę" na granicy z Białorusią. Nasza władza, jedyne co chciała zrobić, to ukryć to. Bawiła się ludzkim życiem. To nieistotne, że to obcokrajowcy, to nieistotne, jakiego wyznania. My, jako kraj, dopuściliśmy się zbrodni. Teraz niszczymy przyrodę na wschodniej granicy. Nasi "władcy" znów wydają nasze pieniądze, na co??? Na ochronę granic??? Przed dzikimi zwierzętami???

Zwykli ludzie żyjący na Ukrainie doskonale zdają sobie sprawę, że zostaną sami. Nikt tutaj chyba nawet nie liczy na nasz kraj. W 2014r. byli sami i niewiele się zmieniło. Zmieniło się tyle, że sytuacja jest coraz gorsza i nie wiadomo kiedy Rosja wyciągnie "macki" po więcej. Ludzie na wschodzie Ukrainy czują obawy. Niektórzy już zdecydowali się przenieść (przynajmniej czasowo). Tutaj na razie nikt się nie obawia - to jeszcze nie ten czas. Ja, ze zrozumiałych względów, najczęściej mam kontakt z Polakami. Nie odczuwa się wśród nich paniki. To tak, jakby wiedzieli, że ten etap agresji Rosji nadejdzie. Najprawdopodobniej nadejdą kolejne etapy, ale jeszcze nie teraz. Ukraina wywalczyła sobie wolność, ale wschodni obwód, który kiedyś był zagłębiem i motorem dobrobytu, miał nadzieję, że ulegając Rosji, znów "urośnie" w siłę. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie. Tereny zachodniej Ukrainy, nigdy nie należały do Rosji. Jeśli już to były przez Rosję okupowane. Ludzie nie chcę okupacji. A co będzie dalej??? Jak mówi przysłowie: "Układaj swoje plany, dasz powód Bogu do śmiechu". Na szczęście ludzie tutaj i te cuda ludzkich rąk, na razie są chyba bezpieczne.








Mam nadzieję, że nic nie przeszkodzi mi w tym, żeby jeszcze zobaczyć miejsca, które mam na swojej liście. Jest ich jeszcze sporo. Jedno z nich jest na terenie Polski - Łańcut. Być może to jest właśnie czas, żeby go zobaczyć. Tym bardziej, że czuję się trochę wyczerpana psychicznie, niepewnością, obawami własnymi i obawami bliskich. Nie wiem tylko, czy sytuacja tutaj tak szybko się rozwiąże. Rosja, nawet jeśli nie ma zamiaru posunąć się dalej, może właśnie grać na emocjach.

Na Ukrainę patrzę od środka, a ma swój własny kraj trochę z zewnątrz. Patrzę i nie wierzę....

Osoby, które decydują o tym, jaki jest nasz kraj nigdy, przenigdy nie powinni piastować wysokich stanowisk. Być może właśnie dlatego rządzą, bo ani samokrytycyzmu, ani zazwyczaj wiedzy, ani taktu... Skrajnie żenujące widowisko. Nasz kraj się stacza i to w każdej dziedzinie życia: Od wypowiedzi Korwina - Mikke, któremu powinni zabronić wypowiadać się w mediach, za szowinizm i obrazę kobiet. Przez polski ład, który osłabi nasz kraj w i tak bardzo ciężkim momencie. Po edukację. 

Właśnie edukacja jest mi najbliższa. To, co robi i mówi obecny minister, jest tylko konsekwencją tego, co z edukacją robiły wcześniejsze rządy. To jest clou całego problemu. Zmieniają się stołki, ale ludzie, którzy psuli edukacje, teraz wypowiadają się, jako eksperci. Jakim prawem? Zostali rozliczeni za swoją nieudolność???? Chcą ratować niszcząc tylko po swojemu???? PO mogła zlikwidować kuratoria. Nawet był taki plan. Woleli "wyżywać się" na nauczycielach. Kto im dał prawo mówić teraz głosem nauczycieli???

Lex Czarnek... Patrzę protest samorządowców. Patrzę prezydent Wrocławia. Dwa miesiące temu oznajmił, że od edukacji ma służby. Brakuje nauczycieli i dyrektorów. Ja sama, zamknęłam sobie drogę w edukacji, w mieście Wrocławiu na własne życzenie - sąd przyznał mi rację, ale nic się nie zmieniło. Szacunek do dyrektorów i nauczycieli w naszym mieście jest zerowy. Przykłady? 

|Proszę: Brak osób, które chciałyby stanąć do konkursu na stanowisko dyrektora. To trudne zadanie i prawda jest taka, że nie wszyscy się sprawdzają. A jak traktowani są dyrektorzy, którzy sobie jakoś radzą: 

Piastująca od 20 lat dyrektorka, 3 lata przed emeryturą nie wygrała w konkursie. Nikt poza nią do konkursu nie stanął. Czy nie można było zrobić tego wcześniej (jeśli  sobie nie radziła), tylko 3 lata przed emeryturą? Nawet w prawie w tym okresie człowiek jest chroniony. Była dobra 20 lat, a teraz już nie? W ten sposób Ratusz podziękował jej za pracę.

Dyrektorka, która przejęła placówkę w bardzo złym stanie. Pod podłogą miała wylęgarnię szczurów. Dała radę. Przeszła przez ocean starć z rodzicami, poradziła sobie z kryzysem. Przez kilka lat zrobiła, co można było zrobić, żeby przetrwać,  poradziła sobie w najtrudniejszych momentach. Ale... ale zamiast podziękowania została wezwana na rozmową i ..... dzięki urzędnikom, którzy od wielu, wielu lat tkwią, chyba jeszcze w innym systemie, oberwała tak, że nie tylko natychmiast chciała odejść, ale odebrało jej to sens pracy w oświacie.

Panie prezydencie. Tak... Wrocław rośnie, ale jest pan takim samym człowiekiem, jak każdy inny. Nie musi się pan znać na wszystkim. Warto jednak czasem się zastanowić. Nie bazować tylko na tych, co dla swoich celów "słodzą" i mają z tego korzyści. Patrzymy na innych i wytykamy im błędy, a czasem problem leży bliżej niż myślimy.

niedziela, 20 lutego 2022

Euromajdan... czy jeszcze za mało krwi?

Jak to możliwe, że to się dzieje naprawdę?  

Jak to możliwe, że my, ludzie, sami pozwalamy dojść do władzy osobom nieodpowiedzialnym czy wręcz niepoczytalnym?

Czy człowiek tak jest skonstruowany, że sam dąży do unicestwienia?

Zobaczyłam, że w tutejszej telewizji pokazują instalację banerów w centrum Chmielnickigo. Co prawda, jest tak jak pisałam wcześniej, nie ma paniki, ludzie spokojnie wykonują swoje codzienne obowiązki, nie widać nerwowości, nie widać przerażania... ale, coś się dzieje... coś złego puka do drzwi.

Z ORPEG otrzymaliśmy kolejną rekomendację wyjazdu. Ponad połowa nauczycieli już wyjechała. Tutaj, w centralnej i zachodniej Ukrainie, raczej bezpośrednie niebezpieczeństwo nie zagraża, ale inni za nas odpowiadają, no i... później może być problem na granicy. Czy już czas się zbierać do domu? Na to pytanie chyba nikt nie jest w stanie odpowiedzieć... ja nie potrafię. Natomiast mam przekorną duszę i niestety czasem czytam komentarze na fejsie. "Ponosi" mnie, jak łatwo ludzie oceniają, krytykują, mądrzą się. Jak bardzo brak empatii. Czasem zdaje mi się, że wśród ludzi "zalęgły się" socjopatyczne stwory.

Wyszłam zobaczyć tę wystawę. W powietrzu czuć już wiosnę. Słychać ptaki... Chociaż: "A lato było piękne tego roku..." i co? I nic... i wiadomo, co się stało...

Zobaczyłam ją z daleka. Zajmowała cały główny deptak Chmielnickiego.







Ponad 100 plakatów. Ponad 100 nazwisk. Ponad 100 ludzi od 21 do 60 lat. Więcej mężczyzn niż kobiet. Przy niektórych plakatach kwiaty lub znicze. Wszyscy zginęli zaledwie 7 lat temu. Wszyscy sprawni, przeważnie młodzi... Wszyscy mieli marzenia, jakąś rodzinę, bliskich... Wśród tych nazwisk bardzo dużo nazwisk znajomo brzmiących: Jaworski, Wajda, Rybak, Mazur, Tkaczyk, a nawet Korczak... 

Przed II Wojną Światową rejon Chmielnicki, był rejonem Ukrainy, w którym był największy procent Polaków. Nie wszyscy wrócili z Syberii, ale też tutejsze wsie były wsiami samotnych kobiet. Mężowie, ojcowie, synowie... nigdy nie wrócili do domu. Nie wiadomo ile polskiej krwi jest w tych, których nazwiska nie brzmią już po Polsku. Tu jest ich dom, ale tak, jak w przypadku granicy Białoruskiej nie mogłam pogodzić się z tym, że umierali LUDZIE. Tak, teraz, jak czytam, że Ukraińcy mają zostać w domu, to wszystko się we mnie burzy.... Czy ja wiem, czy mój przodek nie zmieszał krwi? A czy ty, wiesz, jaką masz krew? Mogłabyś/mógłbyś się bardzo zdziwić. Być może ten, którego wyzywasz, jest dużo lepszy, użyteczniejszy, wrażliwszy od Ciebie... Być może pochodzi z prostej linii  od noblisty, króla Polski... Być może, to Twoja matka miała skok w bok... Być może to twoja krew jest zmieszana z ukraińską, arabską... Czy tak teraz będziemy mierzyć ludzi??? 

Obok pomnika pomordowanych w 2014r. była uroczystość. Trafiłam na sam koniec. Widziałam kapłanów obrządku rzymskokatolickiego, cerkwi ortodoksyjnej oraz nazywanej przez mieszkańców cerkwi ukraińskiej. Prawdopodobnie wszyscy łączą się w modlitwie za pokój. Żołnierze, stojąc w szpalerach trzymali zdjęcia zamordowanych w 2014r. Odchodzili w milczeniu. Tylko jedna dziewczyna z daleka, całusem pożegnała chłopaka. Tylko, żeby to nie był ostatni całus.


W kilku puntach miasta zainstalowano "telewizory" i puszczano urywki z Majdanu.


 Niebo w ogniu, morze łez, setki trumien. Wojenna rzeczywistość. 

A temu wszystkiemu, majestatycznie, z wysokości, przygląda się sam Bogdan Chmielnicki - zdrajca czy zdradzony???????


 

A życie w Chmielnickim... życie spokojnie toczy się dalej.



sobota, 19 lutego 2022

Czasami najlepszą aktywnościa nauczyciela, jest brak reakcji.

 W Maćkowcach jest tak, że zajęcia trwają nie 45 minut, ale 60. Jedna grupa dzieci przychodzi zaraz po drugiej, a czasami nawet nie czekają. Wchodzą do sali, zanim zakończę zajęcia. Nie zawsze zdążę przestawić się (bo grupy są różne wiekowo), a czasami nie zdążę przygotować materiałów, pomocy...

Tak właśnie było dzisiaj. Grupa przedszkolna weszła natychmiast, gdy dużo starsi uczniowie zaczęli się pakować do wyjścia. Trwa karnawał. Przygotowałam dla nich kolorowe czapeczki zwierząt i miałam w planie włączyć piosenki, które "rozruszają" dzieci, a jednocześnie przygotują do zabawy tanecznej.... nie zdążyłam wyszukać piosenek, a dzieci już były gotowe do działania. No, ok... nie zawsze jest tak, jak człowiek sobie zaplanuje... Zapytałam, czy chcę pobawić się klockami. Usłyszałam pomruki zadowolenia, więc szybko wyciągnęłam poduchy na podłogę i rozsypałam klocki. Dzieci zajęły się pracą, a ja usiadłam do komputera wyszukać piosenek. 

Wpisywałam tytuły w "wujka Google" i jednocześnie obserwowałam zabawę. Powstał las, domek, a naokoło jeździł pociąg. Zaśmiałam się i powiedziałam do dzieci, że Czerwony Kapturek będzie miał bezpieczniej, bo do babci pojedzie pociągiem. Któreś z dzieci stwierdziło, że nie Kapturek, a wilk pojedzie pociągiem... Na sekundę odwróciłam się w stronę komputera i słyszę:

- A dlaczego masz takie wielkie oczy?

Hhhhmmm......

Dzieci same zorganizowały sobie zabawę: uporządkowały scenografię z klocków, podzieliły role... a mnie pozostała obserwacja.



Zosia, która na te zajęcia przychodzi razem z młodszą siostrą, przejęła wiodącą rolę: upominała zapominalskich, podpowiadała kwestie, pilnowała porządku. Zgodnie bawiły się tak przez połowę zajęć. Nie chciałam im przerywać. Same wykazały się inicjatywą. Mówiły trochę po polsku, trochę po ukraińsku, ale najważniejsze było ich zaangażowanie. Nikt nie został wykluczony. Każdy zaakceptował swoją rolę. Zośka świetnie spisała się w roli organizatora. 

Widząc, że już trochę zmęczyli się tą zabawą, zapytałam, czy chcą teraz narysować bajkę. Chętnie zmienili rodzaj aktywności i zabrali się do rysowania.

 Każde z dzieci narysowało postać, którą wcześniej odgrywało 😃😃😃😃. Widocznie właśnie z nią się w tej chwili utożsamiło. 


Czasami dobrze jest być tylko obserwatorem. Ważne jest tylko to, żeby się nie wtrącać i nie krytykować. Wszystkim przynosi to korzyści.


poniedziałek, 14 lutego 2022

Z centum Ukrainy

Panika ogarnęła świat. Nikt nie wie, co zrobi Putin? Jak się zachowa? Czy odważy się zaatakować Ukrainę? Dla nas, tych, którzy są tutaj gościnnie, czas jest zwyczajnie trudny. Rozmawiałam z innymi nauczycielami, których ORPEG tutaj wysłał. Kilka osób już wyjechało. ORPEG wysłał do nas wiadomość, że możemy to zrobić. Możemy wyjechać, bo sytuacja jest trudna i może być niebezpieczna. Konsulat z Winnicy, Lwowa, Łucka jest z nami w stałym kontakcie. Z moich informacji wynika, że większość nauczycieli z tego regionu zostaje. Co wcale nie znaczy, że lekceważymy problem. Nie! Nauczyciele, którzy są tutaj kilka lat doznali już różnych sytuacji. Wiedzą, że w razie problemów mogą liczyć na osoby, dla których tutaj przyjechali.

Jesteśmy ze sobą w kontakcie, jednak na razie nie odczuwamy bezpośredniego zagrożenia. Jesteśmy gotowi, że w każdej chwili trzeba będzie opuścić Ukrainę, ale staramy się nie panikować. A co na to Polonia i Ukraińcy?

Nie czuje się żadnej paniki. Ogólnie rzecz ujmując ludzie tutaj odbierają rzeczywistość dużo spokojniej. Zdają sobie sprawę z zagrożeń, obserwują i wtedy dopiero podejmują decyzje i działają. Mam wrażenie, że ich historia, przeszłość, która stale zagrażała ich obecności i życiu, spowodowała, że bardziej realnie patrzą na świat. Nie wpadają łatwo w panikę. Nie obawiają się tego, co będzie. Żyją. Mają plany, marzenia, nadzieje, a to, co przynosi życie, przyjmują spokojnie i z pokorą. Bardzo podoba mi się to podejście. Jest zdrowe. Pozwala zachować spokój w trudnych chwilach i podejmować bardzo racjonalne decyzje. Mam nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego. Nie będzie wojny, ale oczywiście mogę się mylić. Ale na tym polega życie - podejmowanie decyzji i odpowiedzialność za nią. Jeśli jednak coś się wydarzy, nie będę mogła nikogo winić za to, że zostałam.

Co mówią na to mieszkańcy Chmielnickiego?




 

Wczoraj miałam zajęcia w bibliotece, poniedziałek jest dla mnie dniem wolnym. Rozmawiałam z moimi dorosłymi "uczniami" i... nic, tylko spokój. Każdą moją decyzję przyjmą ze spokojem. Jestem tu gościem i sama podejmuję decyzję. Nikt nie komentował, nikt do niczego nie namawiał, nikt się nie dziwił. Prosili tylko o informacje o mojej decyzji. To jest to, co bardzo mi się podoba. Szacunek do myśli, działań, decyzji innych... To bardzo budujące i wspierające: Robisz to, co uważasz za słuszne. Sam podejmujesz decyzje. Sam za nie odpowiadasz. Otrzymujesz pomoc, gdy o nią poprosisz.

My Polacy, mamy się czego uczyć i mamy od kogo. Tego nam bardzo brakuje - dawania innym wolności i przyjmowania odpowiedzialności za swoje własne decyzje i działania.

piątek, 11 lutego 2022

Ramzes umarł, Kryzys żyje dalej...

 W życiu, jak w życiu... raz dołek, raz górka. Prawda w dalszym ciągu jest taka, że wolę być tu niż tam. Czy aby na pewno? Na 100, na 200% wolę tutaj pracować. "Lex czarnek", wielkie oburzenie. Ja tam nie widzę w tym niczego dziwnego... Od wielu lat w edukacji żaden rząd nie zrobił niczego dobrego. 

Na początku tego wieku wprowadzono "Mierzenie jakości pracy". Nooo... to była wizja! Naprawdę. Miało być tak, że placówki same miały dbać o jakość pracy, czyli możliwość rozwoju, zadowolenie i kadry, i uczniów... miało nie być kuratoriom. Miały powstać niezależne ośrodki wsparcia, które pomagały zarządzać ewentualnym kryzysem. Wierzyłam, że będzie pięknie - nie prosto, ale dobrze. 

Nie trwało to długo: Pamiętam, jak minister zachęcał rodziców do skarg na dyrektorów, nauczycieli. Pamiętam, jak minister Szumilas na konferencji w Katowicach, po ogłoszeniu, że rodzice nie mogą płacić za rytmikę, języki obce, tańce, karate, "wydarła się" na dyrektorów. Obrażała nauczycieli, że są leniwi, a powinni być wszechstronni. I widzę teraz panią Szumilas krytykującą obecnego ministra. Hola!!! On tylko kontynuuje Pani dzieło!!! 

W mediach słyszę: nauczyciele, gdzie jesteście? Jak to gdzie? W biedronkach, na emeryturach, za granicą.... tam, gdzie nie pierwszy już rząd nas wysyłał.... Lepiej nie będzie. To musi upaść i to z wielkim hukiem, a Pani Szumilas, razem z Panią Zalewską, niech lepiej już nie grzebią w edukacji... A może właśnie powinny, żeby szybciej upadło, to szybciej się pozbiera. Na nowo... jak??? nie mam zielonego pojęcia. Nie tak, jak to widzi prawica, nie tak, jak to widzi lewica... Tak się nie da. Trzeba na nowo, ale nie po staremu. Może nauczyciel już wcale nie będzie potrzebny? - nie wiem.

Na razie wędruję ulicami Chmielnickiego i tylko czasem łódki brak.


 Przednówek. Zima w sumie dużo cieplejsza niż rok temu 😃😃. Wiedziałam, że tak będzie, bo przygotowałam się na wielkie mrozy - kurtka podszyta miśkiem, buty na miśku. 😂😂😂 Do tej pory mi zimno, jak sobie przypomnę, jak autobus do Maćkowiec nie przyjechał, a ja zaczepiałam ludzi prosząc o zamówienie taksówki i słowa pań z Mackowiec: Bo też się nauczycielka nie ubrała 😂😂😂.

Zimy nie ma, ale covid ma się dobrze. Zaatakował moich bliskich, których wcześniej omijał. Na szczęście nie jest źle. Nie wiem, co o tym myśleć, być może to już zostanie, jako taka odmiana grypy? Trudno powiedzieć. 

Cieszę się, że ominęła mnie ta "awantura" z rodzicami. Właśnie córka utwierdziła mnie w przekonaniu, że dalej tak być nie może. Cowid, to grupa przedszkolna zamknięta - normalne. Procedury, bezpieczeństwo... ale... podali w telewizji, że skracają kwarantanne. 19.00 godzina, czwartek, matka (która nie pracuje) pisze na forum grupy przedszkolnej: Czy pani dyrektor już zdjęła kwarantanne? nie????? no, jak to możliwe??????????

No kto mi powie, jak to możliwe? Pani dyrektor po pracy. Pracownicy kilka minut wcześniej byli na kwarantannie jeszcze kilka dni. No, jak to możliwe, że TV ogłosiła, a dyrektor nie zadziałała... natychmiast... No nic, tylko oddać edukacje w ręce rodziców. A niech rządzą... a niech mają... a niech znajdą niewolników... ja im nie wróg... rząd czy opozycja niech też uzdrawia... tylko co? po co? i dla kogo?

A ja dalej idę ulicami Chmielnickiego i obserwują: śnieg od strony ulicy


śnieg w tym samym czasie, kilka metrów dalej, tylko z przeciwnej strony chodnika


Tak sobie myślę, że człowiek to jednak brudas jest. Nikt tak nie brudzi....

I jeszcze tylko jednego brak - wojny. "Mówisz i masz". Ameryka wycofuje wszystkich swoich obywateli z Ukrainy. Do tej pory, nie tyle co lekceważyłam ostrzeżenia... ale tu jest środek Ukrainy. Do granicy daleko, do Kijowa ponad 200 km... Czy jest się czego bać? Sama nie wiem... 

Czekam, aż kryzys umrze. Że przyjdzie następny - to pewne, ale ten niech już sobie idzie. Niczego dobrego nie przynosi i nie odpowiada na żadne ważne pytania.


czwartek, 3 lutego 2022

Zdobyta TWIERDZA

 Do Kamieńca wybierałam się już kilka razy. Co prawda, już w Kamieńcu byłam i twierdza zrobiła na mnie ogromne wrażenie, chociaż widziałam ją tylko z daleka. Ciągle coś przeszkadzało mi w tym, żeby pojechać i zobaczyć ją z bliska. 😁😁😁 Ale ja chyba należę, do tych: "Co, nie da się? Jak się nie da? Kto, jak nie ja? Da się..." 😂😂😂😂

Pani Wala powiedziała, żebym sama nie jechała. Zima... Z dworca autobusowego daleko... Sama nie dojadę.... 😂😂😂😂 "Mów mi tak jeszcze"....

Rano ubrałam się, jeszcze na tę okazję czapkę sobie kupiłam i pojechałam. Widziałam stare miasto w Kamieńcu i z daleka twierdzę - taki miałam obraz tego miasta. Wysiadam z autobusu i co widzę???



Ano, nic innego, tylko bazar. 😂 Marzenia marzeniami, a jeść trzeba... ale obraz mi się trochę od tego zepsuł. To przecież miała być świętość, a trafiłam na zwykły bazar. No, nic to... Tę świętość trzeba odnaleźć. Pytam ludzi i znów spotykam się z wielką uprzejmością. Okazuje się, że do twierdzy nie ma czym dojechać z dworca, ale uprzejmi tubylcy wskazali mi kierunek.




Po drodze mijam piękną cerkiew. Przechodząc przez most dostrzegam stare, potężne wieże... ale nie zatrzymuje się, nie podziwiam. Nie wiem, co mnie czeka dalej, a nie przygotowałam się na nocleg w mieście. Zresztą jutro rano mam zajęcia, więc chcę zdobyć twierdzę. Dotarłam... Było warto!!!









Zdjęcia tego nie oddadzą, a opisać się nie da... Moc, siła, potęga, praca ludzkich rąk... i prostota... zdumiewająca prostota... a mimo wszystko budzi niesamowity podziw. 

Miałam szczęście, bo mogłam bez przeszkód sama chodzić i dotykać murów. Po swojemu dotykać przeszłości, zaglądać tam, gdzie przed wiekami jedni najpierw rzeźbili, budowali... potem inni strzegli, bronili... Tak naprawdę bronili Polski, ale czy to teraz jakieś znaczenie??? Czy będzie miało dla przyszłych pokoleń??? Dalej jestem na słowiańskiej ziemi. Na ziemi dobrych ludzi - mnie to wystarczy. 

Cóż, że mam lęk wysokości 😂😂 wieże, baszty... bardzo to lubię... przezwyciężać słabości. Trochę jak oglądanie horrorów nocą: jedno oko zakrywam kołdrą, a drugim oglądam. 😂😂 Za to widoki bajkowe.













Niewiele rzeczy zakłócało moją wyobraźnię i dzięki za to. Nie przeszkadzały w tym również wystawy zajmujące na szczęście niewiele miejsca w twierdzy. Jedna, przeznaczona była na militaria.







Niszczycielskie wytwory ludzkich umysłów. Sztuka unicestwiania... może niezbyt elegancko, ale tę sztukę znamy, odkąd istniejemy. Dobro i zło, miłość i nienawiść... może po to żyjemy, żeby walczyć... i wewnętrznie i z wrogiem... może... ale na pewno nie po to, żeby walczyć z drugim człowiekiem. A właśnie druga wystawa dotyczyła walki z bratem. Zadawanie bólu, cierpienia... sala tortur.





Wejście do lochów było ponad moje siły. Zobaczyłam zwisającą klatkę z kukłą w środku i zrobiłam w tył zwrot. Niby tylko wystawa... Nie wiem. Nie mam przekonania, co do kultywowania miejsc mordów i cierpień innych, ale to tylko moje zdanie.

Pochodziłam jeszcze po krużgankach.






Popatrzyłam na stopnie, pochodziłam po nich i przyszła mi do głowy dziwna myśl: Po co nasi przodkowie budowali takie wysokie stopnie. Jestem dosyć wysoka. Mam 170 wzrostu. Kiedyś ludzie byli dużo niżsi. Musieli po tych schodach skakać. Po co?


Nie darowałam sobie jeszcze jednej rzeczy. Fotki typu: TU BYŁAM, Andżelina 😂😂😂 w takim miejscu, musiałam.

 Aż żal było opuszczać to miejsce. Ale drogę powrotną pokonałam na piechotę, jak robili to przed wiekami. Nie żałowałam. Widoki...




 







No i na tym można by zakończyć wycieczkę... można... i kilometry już też w nogach czuć... ale nie. Zobaczyłam muzeum miniatur. Zamków ukraińskich. Tego bym sobie nie darowała. Byłam. Widziałam.


Zamek w Świrzu, w województwie Lwowskim. Mam nadzieję, że jeszcze zobaczę.



Zamek w Podhorcach.


Zamek w Złoczowie.


 Zamek w Oleski



Pałac Kurysów



Zamek ostrowskich

To tylko niektóre "egzemplarze"... były jeszcze dworce kolejowe, pałace, twierdza Turecka, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie...


Nie wiem, czy to był dobry pomysł oglądać takie wspaniałości 😂😂😂😂. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej niektóre, dane mi będzie jeszcze zobaczyć.



Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...