środa, 28 października 2020

Ja się uczę, ty się uszczysz

 Kilka razy myślałam o tym, żeby napisać, w jaki sposób pracuję tutaj. Myślałam... Jak jestem w akcji, tzn. na lekcji, nie myślę o innych rzeczach. Uczę się raz z uczniami, więc nie pamiętam o zdjęciach, blogu... Tym razem z pomocą przyszedł mi Roman. Roman, jest prezesem SERWUSa w Chmielnicki, i to w jego firmie prowadzę zajęcia. Wychodząc poprosił o kilka zdjęć z zajęć, co mnie ucieszyło, bo ja również z nich skorzystam.

 Na tę lekcje przychodzi zazwyczaj 6-7 dzieci w wieku 10-11 lat. Na Ukrainie teraz są 2 tygodniowe ferie, jest okres przeziębień i jest covid. Przyszło troje dzieci. Ale bez względu na ich liczbę, zajęcia prowadzę tak samo. Przygotowałam zabawę w sklep. Jednak sam sklep nie jest tak atrakcyjny, dzieci dostały zadanie:

 Dostaniecie 800 hrywien (hrywny kupiłam na bazarku, niestety były tylko w nominałach po 100 hrywien, więc sklep nie wydawał reszty) na zakupy. W sklepie jest wiele produktów spożywczych, odzieżowych oraz bony do kawiarni czy restauracji. Do Was należy decyzja, co kupicie. Tylko jest jeden warunek. Zakupy muszę Wam starczyć na 2 tygodnie.


Byłam bardzo naiwna sądząc, że dzieci kupią bluzę, pójdą do Mac donalda... Absolutnie. Przynajmniej ja ich nie doceniałam. Przez dłuższą chwilę siedziały i myślały, mimo, że sklep już był otwarty. Powoli z ociąganiem ruszyły po zakupy.




Żadne z dzieci nie kupiło niczego zbędnego, a na pytanie, jak przeżyjecie 2 tygodnie, odpowiadały bardzo rozsądnie: na śniadania kasza z mlekiem, jajecznica... na obiad pieczone mięso, pizza, makaron z serem... na kolację chleb z masłem i ogórkiem... Oj, bardzo mądre dzieci. Dobrze, że miałam w torbie lizaki 😋

Ja też się od nich wiele uczę. Zresztą nie tylko od nich.  Poznałam nauczycielkę języka polskiego, która uczy w szkole w Maćkowcach. Co prawda, mnie nie wpuszczono do szkoły, ale dzięki uprzejmość Pani Wiesi, która była przede mną poznałam Halinkę - bardzo sympatyczną osobę. Prosiłam, żeby pokazała mi coś ciekawego w mieście. Nauczycielka 😃, no tak, zaczęła od uczelni. W czasach ZSRR, była to uczelnia techniczna. Kształciła inżynierów, a studenci zjeżdżali się tu z całego świata. Nawet z Afryki (co w mieście było dużą atrakcją). Obecnie uczelnia posiada wiele wydziałów i kszłałci w wielu kierunkach, nie tylko technicznych.


Obok uniwersytetu kilka lat temu powstał ogród, i tak przysiadłyśmy sobie z kawą w ręce...




Ciepło, miło, sympatycznie... Halinka nagle zrywa się i mówi, że widzi swoją córcię z mężem. Już wyciąga telefon, żeby ich sprowadzić, ale ją powstrzymuję. 

- Poczekaj, na pewno jeszcze poznam Twojego męża, ale zobacz, jak ładnie ze sobą spacerują... tata słucha, pomaga wspięć się na jakiś wielki kamień, towarzyszy dziecku w poznawania świata. Pracując, dbając o dom... nie bardzo ma się czas na takie obserwacje, ale ja często obserwuję z uśmiechem zabawy "mojej" Nielki z   tatą. To czas miłości i bezpieczeństwa. A co? Taka namiastka domu w Chmielnickim - radość z cudzego szczęścia.

poniedziałek, 26 października 2020

Rewolucja jest kobietą

 Nie chodzę na demonstracje, pikiety, strajki... Nie chodzę, nie dlatego, że nie popieram, ale dlatego, że w tłumie się gubię. Tak jestem skonstruowana, że czuję emocje wszystkich i w tłumie zaczynam się dusić. Od każdej zasady są jednak odstępstwa. Jestem tu, na Ukrainie i po raz pierwszy od przyjazdu żałuję, że tu jestem. Żałuję, że nie mogę po raz pierwszy wziąć udział w proteście. Być może to nikogo nie interesuje, ale ja muszę wyrazić swój ból: prawo przeciw aborcji, to prawo, które zezwala na śmierć!!!

Tak - to prawo zezwala na śmierć, a nie go chroni. 

Pani Kaja Godek kogo ma w domu? Ma Wojtusia muminka i tłumaczy mu, że więcej muminków nie umrze. Wojtuś chodził do przedszkola, teraz chodzi do szkoły, a jego mamusia, (nie wiem, czy z żalu, że nie ma dziecka tylko muminka, czy z nienawiści do innych), cieszy się, że naraża inne kobiety na niewyobrażalny ból, a urodzone dzieci na natychmiastową śmierć i cierpienie.


Dewianci powiadają, że Bóg tak chciał. Czyżby? Bóg stworzył Ziemię bez chorób, cierpień - czyż nie? To ludzie sami sobie robią na Ziemi piekło. Nasz rząd - nierząd w tym wypadku jest Ewą zrywającą jabłko. Czy ta ustawa ochroni dzieci i kobiety? NIE!!! 

Ta ustawa skaże najbiedniejszych na niewyobrażalne cierpienie.

Wykształceni, bogaci... poradzą sobie. Nawet w kraju znajdą pomoc za pieniądze i nie będą mieli żadnych skrupułów, żeby z tego skorzystać. A biedni? Cóż... trochę zwiększy się odsetek samobójstw, śmierci w czasie porodu, porzuconych dzieci, śmierci dzieci po porodzie, biedy, analfabetyzmu. Kogo to obchodzi?

Nie!! 

Całym sercem popieram kobiety, które wyszły na ulice! Przepraszam, że nie jestem z Wami. Nikt nie ma prawa zasłaniać się Bogiem, bo to nie Bóg tworzy piekło na Ziemi!!! To my sami, i taki Hitler, i Stalin, i Godek, i Kaczyński (który swoim życiem pokazuje, jak bardzo wszystkich nienawidzi i nikogo... NIKOGO!!! nie potrafi kochać).


sobota, 24 października 2020

Tam i z powrotem.

 Praca nauczyciela kierowanego za granicę, nie jest pracą. Nie jesteśmy zatrudnieni (tylko kierowani) i nie otrzymujemy wypłaty, a delegację. Jaka to różnica? Różnica wbrew pozorom jest duża - nie mamy ubezpieczenia, ZUS-u, itd. oraz przyjeżdżamy na wizę D-10. To trzeba wiedzieć. Wyjeżdżając po raz pierwszy nie wie się wszystkiego. Trzeba się uczyć, a nauka jest czasem kosztowna. Moją zapłatą za naukę, była podróż po zmianę wizy. 

Wizy jeszcze nie można otrzymać we Wrocławiu. Wymyśliłam sobie zatem plan podróży: autobusem do Przemyśla, tam nocleg, z Przemyśla do Krakowa, a z Krakowa, to już "rzut beretem" do domu. Z powrotem, to już "bułka z masłem" - samolotem do Lwowa i trzy godziny pociągiem. Dobrze brzmi, a w praktyce...


Dworzec autobusowy przed ósmą rano, wyjazd teoretycznie o ósmej, ale tylko teoretycznie. Wyruszyliśmy około 8.30. Na szczęście autobus nie był pełen i obok miałam miejsce puste.


Pierwsze dwie godziny były znośne... oglądałam krajobrazy, małe miejscowości...


"Podziwiałam" pamiątki po dawnym ZSRR


Ale im dalej, tym bardziej niewygodnie. Nie na darmo ostrzegano mnie, żebym autobusem wybrała się tylko wtedy, gdy nie ma innej możliwości. Ostrzegano... mnie... tym bardziej musiałam spróbować.


Na szczęście mogłam się wiercić i przesiadać, i oglądać, oglądać.... największe wrażenie na mnie robiły cerkwie, im mniejsza i biedniejsza miejscowość, tym cerkiew bardziej błyszcząca i "strojna".


Dało się przeżyć i koło godziny 14-15, stanęliśmy na granicy. Przejście zajęło nam około 2-3 godzin. Zdawało mi się, że to pół wieku, ale później uświadomiono mi, że to tylko mgnienie wiosny, bo odprawa autobusu może zająć do kilkunastu godzin.


Spotkało mnie na granicy niewyobrażalne szczęście. Wszyscy przede mną zostali spisani do odbycia kwarantanny. Ja miałam już wykupiony lot powrotny, więc stałam w kolejce i kombinowałam, jak postąpić - może zawrócić... ale nie było potrzeby - mnie nie spisali. Mogłam jechać swobodnie.

Ściemniało się już, gdy dotarliśmy na przedmieścia Przemyśla. Tutaj kończyła się moja podróż autobusem. Wysiadam, z daleka zobaczyłam reklamę Mac donalda.. i poszłam przegryźć coś ciepłego i zapytać o drogę do hotelu. Z jedzeniem nie było problemu, ale droga...


Po tylu godzinach w autobusie, zdało mi się, że chętnie się przejdę... owszem, ale nie myślałam, że przechadzka zamieni się w wyprawę. Po przejściu kilku kilometrów, marzyłam, żeby ktoś zamówił mi taksówkę - a tu... żywego ducha... 


Kiedy dotarłam na miejsce było już całkiem ciemno. Dostałam pokój na trzecim piętrze bez windy, kawę za 5 zł do ręki i wczłapałam się na górę. Otwieram drzwi... a tam łóżko, takie 80 na 200 i już. Stojąc na podłodze nie mogłam otworzyć drzwi do łazienki (całe szczęście, że po wejściu do apartamentu okazało się, że była). Nie pozostało mi nic innego, jak rzucić się posłanie i... i tak też zrobiłam. Z samego rana pobudka i na dworzec. Na szczęście wybrałam hotel jakieś 50m od dworca. Miałam zatem czas, żeby się mu przyjrzeć...


A chociaż niewielki ma swój urok.


Bez problemów i na czas dotarłam do konsulatu w Krakowie. A tam... niespodzianka. Pan spokojnym głosem oznajmił, że nie wyda mi wizy, bo ta co mam, nie straciła jeszcze ważności. Mam przyjechać po 11 listopada... Stanęłam i się nie ruszam. Pan patrzy na mnie i powtarza, a ja nic. On jeszcze raz, a ja dopiero odzyskałam mowę i stwierdziłam, że bez wizy nie odejdę, bo jadę z Chmielnickiego i bez wizy nie wrócę, a tam dzieci czekają i niech robi co chce, ale niech mi pomoże... nie wiem, co do niego przemówiło, ale stwierdził, że może mi wydać ze zmianą prawną. Odetchnęłam... Wszystko jedno z jaką zmiana, ale niech mi wyda, to, co potrzeba. Wydał... Wieczorem byłam w domu, spałam we własnym łóżku. Wrocław wydał mi się jednym z cudów świata. Zanim się nacieszyłam, trzeba było wracać. Acha... trzeba się inaczej nazywać... 

Dzień przed wylotem chciałam się odprawić. Robiłam to już kilka razy, więc nie oczekiwałam żadnych niespodzianek. Błąd... O 9 rano wylot, a o 19 komunikat, że jest blokada odprawy, a jak się nie odprawię, to nie wejdę na pokład. Żart? Nie... Prawda. 

Moja kochana córcia przyjeżdża, żeby ze mną jechać na lotnisko. Pan, chociaż niezbyt miły, ale robi mi przysługę, odblokowuje, a nawet drukuje kartę pokładową. Mogę spokojnie przespać się w domu i rano lecieć. Tak właśnie robię. 

W samolocie nie ma nawet połowy zajętych miejsc. Jest pandemia. Siadam przy oknie i mogę zrobić kilka zdjęć. Zawsze o tym marzyłam, a marzenia czasem się spełniają.




Daleko tam, zostawiłam ukochaną rodzinkę, przyjaciół, dom. Zostawiłam na chwilę, ale może tu znalazłam drugi dom... kto to wie?

Święto kozackie

 14 października na Ukrainie okazał się być dniem świątecznym. W Polsce to jest Dzień Nauczyciela. Pomyślałam, że tam również, ale nie... Pomocny, jak zwykle okazał się być "wujek Google". Wynikało z niego, że 14 października można potraktować dwojako:

1) Pokrowa, Pokrow – święto Opieki Najświętszej Bogurodzicy lub Wstawiennictwa Bogurodzicy i Zawsze Dziewicy Maryi obchodzone w Kościołach prawosławnych i katolickich Kościołach wschodnich tradycji bizantyjskiej, poświęcone opiece Bożej nad ludźmi za wstawiennictwem Maryi.

Wyszukałam zatem w Chmielnickim katedry, by zobaczyć, jak wygląda takie święto.


Ale świątynia była prawie pusta.


Za to na zewnątrz owocowały jeszcze jabłonie i....


biegały kurki szukając pożywienia - widok niespodziewany w centrum miasta. 

2) Dzień Obrońcy Ukrainy został oficjalnie ustanowiony 14 października 2014 roku dekretem prezydenckim „w celu uhonorowania odwagi i heroizmu obrońców niepodległości i integralności terytorialnej Ukrainy, tradycji wojskowych i zwycięstw narodu ukraińskiego, aby jeszcze bardziej wzmocnić patriotycznego ducha w społeczeństwie i wspierać inicjatywę ukraińskiej opinii publicznej”.



Zobaczywszy plakaty na mieście, stwierdziłam, że to właśnie to święto - Święto Ukraińskich Kozaków walczących o niepodległość. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie komentarze, które znalazłam na polskich stronach: Ukraińcy zrobili święto z banderowców! Ukraińcy chcą wojny politycznej z Polską!

Ale o co chodzi?

Ano chodzi o to, że kozacy chcieli niepodległości. Walczyli zarówno z Polską, Turcją, jak i Rosją. Tylko bardzo dziwi mnie, dlaczego my świętujemy powstania, dni wyzwolenia, niepodległości, a jednocześnie piętnujemy innych. Historia Ukrainy jest bardziej "poszarpana" od naszej. To, że Lwów przez wieki był polski..., ale Wrocław - moje rodzinne, ukochane miasto - przez wieki był Niemiecki... Cóż... niektórzy mówią, że zdziwienie jest oznaką młodości, chęci poszerzania wiedzy i horyzontów... To u mnie chyba tak zostanie.

poniedziałek, 12 października 2020

Szacun

 Co ja czuję? Sama nie potrafię tego nazwać... trochę niedowierzanie, nadzieję, radość, podziw???

Ale od początku... 

Roman i Natalia z Chmielnickiego Serwusa od kilku lat walczą o odzyskanie dla Polonii Chmielnickiej  oraz o remont Domu Ludowego w Gryczanach. Gryczany były kiedyś wioską i tam potomkowie polaków na początku XX wieku, wybudowali Dom Ludowy. Dziś Gryczny, to dzielnica Chmielnickiego. Obok wieżowców stoją tam, zamieszkałe jeszcze domy, które pamiętam z naszych wiosek, z dzieciństwa.


 Mieszkańcy nie należą raczej do elity finansowej miasta. Ale właśnie z Gryczan pochodzą w większości członkowie Serwusa. To ich przodkowie budowali Dom Ludowy. Łatwo mi zatem zrozumieć ich determinację w zachowaniu spuścizny przodków. Są intelektualistami, osobami, które osiągnęły sukces w życiu, ale walka o Dom, zabiera im sporo czasu i wysiłku, a efekty do tej pory nie były oszałamiające...

Jednak marzenia i praca czasem popłaca. Serwus wygrał projekt na pomoc w remoncie Domu Ludowego. Trzy pomieszczenia zostaną wyremontowane przez "specjalną ekipę remontową". Trochę przypomina to, nasz program telewizyjny "Masz nowy dom". Też przyjeżdża specjalny bus z pomocą.


Na bocznej ścianie widoczna jest mapa miejscowości, w których projekty były realizowane.


A jednak jest zasadnicza różnica. Nikt ma przy pracy kamer. Jest kilka osób, które wykonują projekt remontu, ma narzędzia, wie, jak liczyć materiał, ale reszta, to wolontariusze, najczęściej studenci, którzy na czas projektu otrzymują zaświadczenie zwalniające ich z zajęć.

Nikt specjalnie nie dba o ich wygodę. Remontując Dom Ludowy, mieszkają w domu kultury. Przywożą swoje śpiwory i śpią na scenie w sali kinowej.


Sami robią sobie posiłki, a na zakupy spożywcze mają niewielkie środki.


W tygodniu obiad mają zmówiony w szkole. W sobotę i niedzielę - nie. 

A co mi tam... Jestem tu sama... Ugotowałam dla 30 osób zupę gulaszową w niedzielę - niech się dzieci najedzą... i w ten sposób mogłam to zobaczyć na własne oczy.


To nie jest zdjęcie z Domu Ludowego. Byłam tam, widziałam jak pracują... ale nie miałam odwagi zrobić zdjęć. Często odzywają sie we mnie nawyki wyniesione z Polskiej Szkoły... tam nauczyciel się "napoci" żeby zrobić coś fajnego i zdjęć nie może publikować bo... RODO, a może jakiś pedofil, a może rodzic nie ma ochoty... Tutaj nie ma z tym problemu i widzę, że Roman umieścił zdjęcia na facebooku, ale ja jestem Polką, nauczycielką, byłym dyrektorem i mam wpojone zasady. A szkoda, bo praca w Domu wrze i warto to zobaczyć i docenić. Tak - jestem pełna podziwu dla tych młodych ludzi, którzy nie narzekają na niewygody. Ich rodzice zapewne nie płaczą i biegają na skargę, że dzieci są wykorzystywane. Za to... czego się tutaj nauczą, jakie zdobędą umiejętniści... jaka to dla nich cenna lekcja... Ja sama wiele się od nich nauczyłam.... i niech tak zostanie 💪 jest w nich moc!

 

środa, 7 października 2020

Kłopoty z Andrzejem

 Jestem tu już od miesiąca... Długo? Krótko? Zajrzałam do netu, żeby poczytać, co jest ciekawego do zobaczenia w mieście lub niedaleko. Wypisałam nazwy miejscowości, które będę chciała odwiedzić, ale zajrzałam też, co ciekawego jest na miejscu, a czego jeszcze nie widziałam. Obejrzałam stronę z soborem św. Andrzeja. Wyznaczyłam trasę i w poniedziałek (to mój dzień wolny), ruszyłam na poszukiwanie św. Andrzeja.

W moim życiu znałam kilku Andrzejów, z żadnym nie udało mi się zaprzyjaźnić na dłużej, bo albo on chciał czego więcej, albo ja, albo czas nie ten... Ale to zwykli ludzie, nie sobór. Jadę zatem marszrutką i pytam łamanym polsko-rosyjsko-ukraińskim, czy dojadę i jak dojść. Znalazła się dobra dusza i wskazała odpowiedni przystanek. Wysiadłam i z daleka ujrzałam mieniącą się w słońcu kopułę. Lecę... mam... 


 Doszłam do świątyni i coś mnie w niej zaniepokoiło... taka jakaś niepodobna do tej z netu, zamknięta na głucho...


Obeszłam dookoła. Ani żywego ducha. Zawiedziona poczłapałam na przystanek i wróciłam do domu. Dalej coś mi nie dawało spokoju. Poszukałam w necie i .... oczywiście, nawet św. ale Andrzej - zrobił mnie w konia. Cała wyprawa po to, żeby obejść do dokoła cerkiew. Wydrukowałam mapę i w środę wybrałam się na poszukiwania.

Przeczytałam, że wzniesiona pod koniec XIX wieku cerkiew, była świątynią wojskową, dlatego, gdy zobaczyłam wycelowaną w niebo rakietę - pocisk, wiedziałam, że jestem blisko.


Moim oczom ukazał się św. Andrzej w pełnej krasie.


Trochę nietypowy, jak na cerkiew - z cegły, z błękitnymi kopułami, ale majestatycznie stał na swoim miejscu i zapraszał do środka.


Nie zdziwiło mnie specjalnie, że na wejściowych schodach wylegiwały się psy (dwa uciekły na mój widok)... w końcu to Andrzej, a ten zazwyczaj przygarnia zbłąkanych. Wnętrze również było ciekawe i swojskie, ale zakaz używania telefonów powstrzymał mnie od zrobienia zdjęć. Upór czasem popłaca. Znalazłam św. Andrzeja, a w drodze powrotnej zobaczyłam jeszcze jedną świątynię, którą muszę zobaczyć. Chyba jeszcze większą i z ogromnym placem. Widziałam ją przez okno  marszrutki - na razie, bo zaciekawiła mnie na tyle, że jeszcze tam wrócę.



czwartek, 1 października 2020

Zakupy

 Długo czasu zajęło mi przestawienie się z naszych polskich złotych, na tutejsze hrywny. Nic w tym dziwnego, bo w domu, to zawsze moje dziecko wiedziało, gdzie można kupić dobrze i tanio. Ja niekoniecznie. Wiedziałam ile mam w portfelu i ile mogę wydać. 

W pierwszych dniach, gdy robiłam zakupy, myślałam po "naszemu". W domu (wynajętym) nie było nic do jedzenia, więc musiałam zrobić jakieś większe zakupy. Gdy wracałam wydając 400-500hr., zastanawiałam się, czy potrafię tu wyżyć za delegację, którą dostaję, jako wolontariusz. Sprawdzając konto dotarło do mnie, że hrywny, to nie złotówki i postanowiłam zbierać paragony, żeby się przestawić. Dziś postanowiłam się tą wiedzą podzielić. Najpierw jednak trochę o sklepach. Są bardzo podobne do naszych - lepiej zaopatrzone i  gorzej; osiedlowe i samy spożywcze oraz oczywiście uliczne bazary. Na bazarach najlepiej kupować owoce i warzywa, są tańsze i świeże. 


Tutejsi ludzie mówią, że mają pyszne słodycze, ja zdecydowanie wolę nasze. Te są dla mnie za słodkie, ale ciasta są bardzo dobre. Wędliny za to, trochę za tłuste i mają inny smak, wolę kupić mięso i upiec, ale to pewnie kwestia "smaków dzieciństwa", przyzwyczajenia. Za to owoce i warzywa, są pachnące słońcem.

A teraz proszę - wykaz produktów spożywczych i ceny:

Chleb: 16 hr. To 2,19zł.

Mleko: 26 hr. To 3,56 zł.

Kukurydza w puszcze: 26 hr. To 3,56 zł

Papier toaletowy 4 szt: 25 hr. To 3,42 zł

Ogórki: 15-20 hr. To 2,05-2,74 zł.

Pomidory: 15-20 hr. To 2,05-2,74 zł.

Mąka ziemniaczana 18 hr. To 2,46 zł.

Ser żółty 300g.-33 hr. To 4,51 zł

Kiełbasa Maestro 60g-30 hr. To 4,1 zł.

Masło 40 hr. To 5,47 zł.

Śmietana – 16hr. To 2,29 zł.

Chipsy – 20 hr. To 2,46 zł.

Kapusta pekińska – 17 hr. To 2,33 zł.

Kefir 26 hr. To 3,56 zł.

Lemoniada 11 hr. To 1,5 zł.

Herbata 20 hr. To 2,74 zł.

Kawa rozpuszczalna 100-200 hr. To 13,64 – 27,36 zł.

Mięso 100-200 hr. To 13,64 – 27,36 zł.

Alkohol 100-200 hr. To 13,64 – 27,36 zł.

 

Jeśli ktoś nie lubi gotować, lub chce zjeść na mieście, to obiad można zjeść za ok. 100 hr., to jest

 ok. 15 zł. Za kawę i ciastko zapłacimy, w zależności od miejsca i oczywiście deseru od 50 do 100 hr., trzeba zatem liczyć od 8 do 15 zł. 

Jak się okazuje jest taniej niż u nas, ale też zarobki są zupełnie inne. Najniższa krajowa, to niecałe 3000 hrywien, a przeciętna emerytura nie przekracza 2000 hr.

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...