Praca nauczyciela kierowanego za granicę, nie jest pracą. Nie jesteśmy zatrudnieni (tylko kierowani) i nie otrzymujemy wypłaty, a delegację. Jaka to różnica? Różnica wbrew pozorom jest duża - nie mamy ubezpieczenia, ZUS-u, itd. oraz przyjeżdżamy na wizę D-10. To trzeba wiedzieć. Wyjeżdżając po raz pierwszy nie wie się wszystkiego. Trzeba się uczyć, a nauka jest czasem kosztowna. Moją zapłatą za naukę, była podróż po zmianę wizy.
Wizy jeszcze nie można otrzymać we Wrocławiu. Wymyśliłam sobie zatem plan podróży: autobusem do Przemyśla, tam nocleg, z Przemyśla do Krakowa, a z Krakowa, to już "rzut beretem" do domu. Z powrotem, to już "bułka z masłem" - samolotem do Lwowa i trzy godziny pociągiem. Dobrze brzmi, a w praktyce...
Dworzec autobusowy przed ósmą rano, wyjazd teoretycznie o ósmej, ale tylko teoretycznie. Wyruszyliśmy około 8.30. Na szczęście autobus nie był pełen i obok miałam miejsce puste.
Pierwsze dwie godziny były znośne... oglądałam krajobrazy, małe miejscowości...
"Podziwiałam" pamiątki po dawnym ZSRR
Ale im dalej, tym bardziej niewygodnie. Nie na darmo ostrzegano mnie, żebym autobusem wybrała się tylko wtedy, gdy nie ma innej możliwości. Ostrzegano... mnie... tym bardziej musiałam spróbować.
Na szczęście mogłam się wiercić i przesiadać, i oglądać, oglądać.... największe wrażenie na mnie robiły cerkwie, im mniejsza i biedniejsza miejscowość, tym cerkiew bardziej błyszcząca i "strojna".
Dało się przeżyć i koło godziny 14-15, stanęliśmy na granicy. Przejście zajęło nam około 2-3 godzin. Zdawało mi się, że to pół wieku, ale później uświadomiono mi, że to tylko mgnienie wiosny, bo odprawa autobusu może zająć do kilkunastu godzin.
Spotkało mnie na granicy niewyobrażalne szczęście. Wszyscy przede mną zostali spisani do odbycia kwarantanny. Ja miałam już wykupiony lot powrotny, więc stałam w kolejce i kombinowałam, jak postąpić - może zawrócić... ale nie było potrzeby - mnie nie spisali. Mogłam jechać swobodnie.
Ściemniało się już, gdy dotarliśmy na przedmieścia Przemyśla. Tutaj kończyła się moja podróż autobusem. Wysiadam, z daleka zobaczyłam reklamę Mac donalda.. i poszłam przegryźć coś ciepłego i zapytać o drogę do hotelu. Z jedzeniem nie było problemu, ale droga...
Po tylu godzinach w autobusie, zdało mi się, że chętnie się przejdę... owszem, ale nie myślałam, że przechadzka zamieni się w wyprawę. Po przejściu kilku kilometrów, marzyłam, żeby ktoś zamówił mi taksówkę - a tu... żywego ducha...
Kiedy dotarłam na miejsce było już całkiem ciemno. Dostałam pokój na trzecim piętrze bez windy, kawę za 5 zł do ręki i wczłapałam się na górę. Otwieram drzwi... a tam łóżko, takie 80 na 200 i już. Stojąc na podłodze nie mogłam otworzyć drzwi do łazienki (całe szczęście, że po wejściu do apartamentu okazało się, że była). Nie pozostało mi nic innego, jak rzucić się posłanie i... i tak też zrobiłam. Z samego rana pobudka i na dworzec. Na szczęście wybrałam hotel jakieś 50m od dworca. Miałam zatem czas, żeby się mu przyjrzeć...
A chociaż niewielki ma swój urok.
Bez problemów i na czas dotarłam do konsulatu w Krakowie. A tam... niespodzianka. Pan spokojnym głosem oznajmił, że nie wyda mi wizy, bo ta co mam, nie straciła jeszcze ważności. Mam przyjechać po 11 listopada... Stanęłam i się nie ruszam. Pan patrzy na mnie i powtarza, a ja nic. On jeszcze raz, a ja dopiero odzyskałam mowę i stwierdziłam, że bez wizy nie odejdę, bo jadę z Chmielnickiego i bez wizy nie wrócę, a tam dzieci czekają i niech robi co chce, ale niech mi pomoże... nie wiem, co do niego przemówiło, ale stwierdził, że może mi wydać ze zmianą prawną. Odetchnęłam... Wszystko jedno z jaką zmiana, ale niech mi wyda, to, co potrzeba. Wydał... Wieczorem byłam w domu, spałam we własnym łóżku. Wrocław wydał mi się jednym z cudów świata. Zanim się nacieszyłam, trzeba było wracać. Acha... trzeba się inaczej nazywać...
Dzień przed wylotem chciałam się odprawić. Robiłam to już kilka razy, więc nie oczekiwałam żadnych niespodzianek. Błąd... O 9 rano wylot, a o 19 komunikat, że jest blokada odprawy, a jak się nie odprawię, to nie wejdę na pokład. Żart? Nie... Prawda.
Moja kochana córcia przyjeżdża, żeby ze mną jechać na lotnisko. Pan, chociaż niezbyt miły, ale robi mi przysługę, odblokowuje, a nawet drukuje kartę pokładową. Mogę spokojnie przespać się w domu i rano lecieć. Tak właśnie robię.
W samolocie nie ma nawet połowy zajętych miejsc. Jest pandemia. Siadam przy oknie i mogę zrobić kilka zdjęć. Zawsze o tym marzyłam, a marzenia czasem się spełniają.
Daleko tam, zostawiłam ukochaną rodzinkę, przyjaciół, dom. Zostawiłam na chwilę, ale może tu znalazłam drugi dom... kto to wie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz