poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Sezon otwarty

 Czasami jest tak, że czas płynie, wszystko poukładane, spokojne, bez niespodzianek, a innym razem nie wiadomo jak i dlaczego, a wszystko się kumuluje... człowiek chciałby jak najlepiej, a wychodzi 😅 jak zwykle.

Miałam plana - w piątek na choreoterapię, w sobotę Nielka na nocowanki i już... błoga cisza w około i jeszcze mała "wredota" - pełnia szczęścia. 

Choreoterapia, to dla mnie najlepsze lekarstwo na stres i inne niedogodności dnia codziennego. Szukam we Wrocku czegoś takiego częściej, najlepiej 1-2 w tygodniu, ale jak do tej pory nie znalazłam. Natomiast, jeszcze, gdy byłam dyr. przedszkola poznałam Reginę Wolską, która prowadzi taką grupę. Niestety, tylko raz na miesiąc. To nie jest miejsce dla każdego, jak wszystko na tym świecie. Natomiast dla mnie ruch taneczny jest wyrazem szczęścia i wolności. Te kilka godzin daje siłę i wzmacnia ducha 😉. Tym bardziej, że tu nikt nikogo nie ocenia, nie liczą się umiejętności... pełna akceptacja 😊


Mimo wszystko, zmęczenie fizyczne, trochę jest, a rano... ogarnąć dom, obiadek dla Nielki, przygotowanie na działkę, bo piękna pogoda. OK... dało się. Moja sąsiadka już kilka razy pytała, czy może iść ze mną na działkę, wiadomo: cisza, świeże powietrze... oczywiście... pewnie... mówisz i masz... 

Nakarmiłam dzieci, naszykowałam Nielkę, powiadomiłam Izę i poszłyśmy... Ciepło, przyjemnie, miło...


Wszystko dobrze do momentu, aż mi się włączył tryb - musisz... usunąć chwasty, skosić trawnik - musisz, po prostu musisz... no i musiałam... 😟 Sama na siebie byłam zła - ale jak się coś włączyło na dużych obrotach, to zatrzymać trudno. Wieczorem dotarłyśmy do domu. 😓 A przed szóstą rano coś mnie obudziło... Prze chwilę nie byłam w stanie przypomnieć sobie, gdzie jestem i co ja tutaj robię, tym bardziej,  że sypialnię oddałam Nielce, a sama w drugim pokoju spałam. Okazało się, że mała "wredota" już się wyspała i domaga się uwagi 😂😂😂 i tak miałam szczęście, bo do rodziców przychodzi i głośno oznajmia: dzień dobry, ja już wstałam!

Umówiłam się z dziewczynami  na festyn rozpoczynający sezon turystyczny na Dolnym Śląsku, a potem, (i tutaj znów odezwała się moja niepełnosprawność komunikacyjna), bo koleżanka miała kilka fajnych rzeczy do oddania na działkę. Ale... ale to trzeba przywieść z Brochowa. Moja córcia się oferowała, więc po festynie miałyśmy to odebrać.









Festyn..., no..., to coś dla mnie. Popatrzyłam, co jeszcze mam do zwiedzenia w okolicy. Dopytała o różne możliwości zwiedzania, ale dla mnie hitem była wirtualna wycieczka po hali stulecia. Jeszcze nigdy nie miałam okazji. Oczywiście pierwsza poszła Nielka - uśmiałam się, bo ona jako jedyna a to obracała się, a to kurczowa trzymała leżaka... Sama ubrałam gogle... i... o matko!!! spadnę! i sama czuję, że wiercę się na tym leżaku, jak Nielka 😂😂😂😂 Na innym stoisku chciałam ją zakuć w dyby, ale chyba się trochę przestraszyła, bo kat zaczął krzyczeć.... Dostałyśmy jeszcze mapy z atrakcjami Dolnego Śląska.




Gdy my już byłyśmy nasycone atrakcjami i poszłyśmy coś przekąsić, dotarła Natalka z Pawełkiem. Niestety, nie udało się dzieciakom razem pobawić, bo nadjechał transport... i zong... moje dzieci przyjechały razem... jak nigdy, córcia mówiła przyjadę, przyjadę... i zabrakło miejsca... i jakby wzrok mógł zabić 😂😂😂😂 to już by mnie nie było... dobre mam dziecko, ale czasem... no cóż... po mamusi 😂😂😂 ważne, że rzeczy zabrane, plana można układać... trochę Natalki mi szkoda, bo się najechała i została sama z Pawełkiem, a to jeszcze malutkie... ale wszystkiego się nie da... ufff... letni sezon otwarty.

czwartek, 20 kwietnia 2023

Wygrzebane z niepamięci

 Marcelinę poznałam niespełna dwa lata temu w Chmielnickim. ;-) Ciepła, trochę pozytywnie zakręcona dziewczyna przyjechała robić projekt. Szukała polskich korzeni, rozmawiała z najstarszymi mieszkańcami, którzy jeszcze pamiętali Polskę. Nawet byłam z nią na takim wywiadzie - bardzo wartościowe doświadczenie. Nieco męczące, bo chyba za bardzo skupiałam się na rozmówcy, a trwało to kilka godzin, ale wiele się dowiedziałam. Marcelina zyskała chyba więcej niż się spodziewała. Okazało się, że znalazła więcej niż oczekiwała - w Maćkowcach znalazła cząstkę siebie - mieszka tam jej daleka rodzina. Ostatnio, z mediów dowiedziałam się, że wyszła jej książka.

    Przecież nie byłabym sobą, gdybym nie chciała tej pozycji mieć dla siebie. Książka dostępna jest we Wrocławskiej Zajezdni. To miejsce kiedyś było zajezdnią tramwajową. W latach 80-tych XX wieku rodziła się tu kolebka Solidarności. Dziś na miejscu zajezdni zorganizowano miejsce kultury i pamięci.


    Na spotkaniu z przyjaciółmi opowiedziałam o tym i zaraz podniosły się głosy, że super, że oni też... a kolega Grzegorz: że nie mogę iść tam sama, bo jest wystawa o Wołyniu i na tej wystawie są pamiątki jego babci. Super, ale 3 terminy nie wypaliły, a wystawa tylko do końca kwietnia. Wybrałam się sama. 

    Zajezdnia jest na drugim końcu miasta, ale w latach 90-tych tam właśnie mieszkałam. Praktycznie mój blok sąsiadował z zajezdnią (wtedy jeszcze czynną). Przez chwilę wróciły wspomnienia, ale przed budynkiem, wspomnienia ruszyły ze zdwojoną siłą.



    Dawniej większość mężczyzn pracowała w dużych zakładach przemysłowych. Dziś już ich nie ma. Mój własny tato, całe życie pracował w PAFAWAGU. Wielkim zakładzie taborów kolejowych. Nie ma już tego zakładu, nie ma taty... życie...

    Ludzka pamięć jest wybiórcza, a historię tworzą ludzie. Nie bardzo im można ufać. Bardziej należy posiłkować się źródłami. 


    Będąc w Tarnopolu słyszałam, że on nie był polski, tylko galicyjski. Mapa jednak pokazuje, co innego. Nie tylko był polskie, leżał w Guberni Wołyńskiej.

undefined 

     Niestety, mój  Chmielnicki, znalazł się poza tym obszarem, co nie znaczy, że Polskość odegrała tam mniejszą rolę. Może właśnie dlatego, że mieszkańców "okradziono z Polskości", ten duch jest obecny do dziś.  

Zanurzyłam się we wspomnieniach "Mojej wielkiej wołyńskiej rodziny". Okruchy życia złapane w błysku fleszy... Dramaty zesłanych na Sybir... miłość... nadzieje... rozczarowania... walka... śmierć... nazizm... strach... ekspatriacja...






























     Mali - wielcy ludzie, nasi bracia, dziadkowie, sąsiedzi... Cała rzesza tych, co przetrwali tutaj, na Dolnym Śląsku i tam... na Podolu, Wołyniu... Do dziś... Dziś znów ich los może się zmienić. Dziś być może Ci, co zostali po II Wojnie na Ukrainie, po tej wojnie, która teraz trwa na wschodzie, zostanie na zawsze na terenach, które kilkaset lat były Niemieckie... Któż zna swoją przyszłość? Po nas też pozostanie kilka zdjęć i okruchy niepamięci bliskich...

niedziela, 16 kwietnia 2023

Alleluja i do przodu

 Mimo, że aura w tym roku jakoś nie szczególnie nam sprzyja, to i tak kalendarz swoje prawa ma. Wszak budzenie się życia po srogiej zimie, to część naszego życia. Tak czy siak, jajo symbolem życia jest i poświęcić je trzeba. Tylko człek, to takie stworzenie, że potrzebuje i chleba i igrzysk, no to jaja trzeba wymalować, koszyk udekorować, barana, kuraka, trochę chlebka, trochę soli i już w głowie... można iść...



Żeby nie było... sama też poświęciłam pokarmy, ale jak tradycja, to tradycja... a Niela wyprowadziła rok temu tradycję, że po święceniu trzeba coś z koszyczka  skosztować, czy aby nie kwaskowe. A, że rok temu degustacja odbyła się na skwerku przy kościele, to tradycja rozrosła się o skwerek... a co tam... kto dawno temu nie obgryzał baranowi z cukru głowy, niech rzuci kamieniem 😂😂😂😂


 Przy okazji Niela zdradziła mi, jak szykuje się na śmigus-dyngus, a ja przypomniałam sobie kawał z brodą:

    Siedzi baca rozebrany przy źródełku wiosną. Przechodzi turysta i pyta:

- Baco, a co wy robicie?

- Ano, bede się kąpał?

- Ale gdzie?

- Ano tu, w żódełku.

- Baco, to wiosną, w źródełku się kąpiecie?

- Ano, tak.

- A latem, też w źródełku?

- Ano, tyż.

- A jesienią?

- Tyż.

- A zimą?

- A ile ty zimy?

Hmmm... coś w tym jest... Święty Hieronim nauczał, że „ten, kogo chrzest oczyścił, nie musi się kąpać raz drugi”. Nakłaniał kobiety, by w trosce o swoje dusze psuły przyrodzoną krasę „rozmyślnym zaniedbaniem”. Za jego radą poszło wiele średniowiecznych arystokratek, a cóż dopiero człowiek niezamożny... Zresztą, wg. świadectw św. Fintan z Clonenagh na przykład kąpał się tylko raz do roku, zaraz przed Wielkanocą, i tak przez 24 lata...

Na szczęście mamy XXI wiek i wystarczy kran odkręcić, by leciała ciepła woda, a kościół kąpieli nie zabrania. W innym wypadku, trudno by było z przyjaciółmi siąść do stołu i napawać się ich obecnością i smakołykami.



 Święta, jak to święta... mnóstwo zamieszania, a potem... czas do pracy. 

Wymyśliłam sobie, że dobrze by było, żeby "moje" dzieci uczyły się mówić po polsku przy polskich dzieciach, dlatego wymyśliłam konkurs recytatorski i zaprosiłam, jako jury dzieci z polskiej klasy. Udało się 😊. Tylko jedna dziewczynka "zdezerterowała". Inni, którzy przygotowali się do konkursu, poradzili sobie bardzo dobrze.


Jakoś tak w święta, wpadłam na pomysł, że może pójdę z Nielką "Na impresjonistów". Słyszałam, że warto. Zapytałam Nielki, czy ze mną pójdzie, a ona na to, że zna jednego... Van Gogh się nazywał. Uciął sobie ucho i namalował autoportret... ups... Wątpię, czy mając 6 lat znałam Van Gogha... ale ok... wolałam już nie dopytywać, tylko poszłam z dziewczynami na wystawę 😁 żeby w razie czego, trochę się dokształcić.

Dobrze, że poszłam.













Intensywność kolorów, światła, muzyki, była bardzo duża. Cieszę się, że byłam i zobaczyłam, ale to nie jest wystawa dla wszystkich. Ja musiałam wyjść. W pewnym momencie mnie to przerosło... było zbyt intensywne. Z Nielką się tam nie wybiorę...




Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...