piątek, 20 stycznia 2023

Zwyczajne, szare dni

 Szara rzeczywistość zaczyna trochę doskwierać. Tak, jak patrzę na świat, ludzi i sytuację w kraju, to wydaje mi się, że oswoiliśmy się trochę z sytuacją wojny za naszymi granicami. Uchodźcy, którzy nie mogli pogodzić się z ucieczką - wrócili do domu. Ci, którzy zostali, jakoś sobie radzą... Często nawet znajdują sposób, na brak dostaw prądu. Moi uczniowie łączą się ze mną, nawet wtedy, gdy są przerwy w jego dostawie.

Nie lubię lekcji online. Trudno mi jest przekazać wiadomości, tak jak potrafię "na żywo". Brakuje tej więzi, jaka nawiązuje się na żywo. Brakuje mi śmiechu, który nieraz towarzyszył w zajęciach, czasami złości, gdy uczniowie za bardzo "uciekali" w inną stronę, wspólnych zabaw, "wygłupów". Dla mnie nauka, to nie przekazywanie wiedzy, a interakcja, jaka tworzy się podczas zajęć. To często grupa wytycza drogę jaką idziemy. Praca przez szklane oko tego nie daje, do tego dochodzą również problemy przesyłu i jakość sprzętu. Mimo wszystko, dobrze, że chociaż tak można... Nie chciałabym nie mieć kontaktu z "moim" Chmielnickim. Wolę tak, niż wcale, ale czekam, aż to się skończy. Nie umiem się do tego przyzwyczaić. Raczej nazwałabym to czasowym dostosowaniem się do zaistniałych warunków.

Myślę, że dzieci, które przyjechały tu z Ukrainy i uczą się w klasach przygotowawczych podobnie odczuwają tę sytuację. Rozumiem, że to była reakcja na akcję - gdzieś trzeba było przygotować uczniów przybywających z Ukrainy do wejścia do polskiej edukacji, ale nie do końca był to chyba dobry pomysł. Z dziećmi z Ukrainy z klasy 1-3 jestem już 5 miesiąc... Już wiem, że dla części z nich jest to czas zmarnowany. W jednej grupie przebywają dzieci od 7 do 10 roku życia. Dla dorosłych 3 lata, to żadna różnica, dla dzieci - przepaść. W jednej grupie są dzieci, które znają język polski i takie, która nie znają go wcale. Część dzieci widziała wojnę, a to zostawia ślad w psychice. Są oderwani "siłą" od domu, bliskich, przyjaciół, a to objawia się w różny sposób - czasem zwiększoną agresją, czasem wręcz przeciwnie - bezradnością, bezczynnością. Ponadto do Polski przybyły często same kobiety, które same nie zawsze potrafią poradzić sobie z tą sytuacją, co przekłada się na funkcjonowanie dzieci. Z jednej strony wiem to wszystko, ale z drugiej... jak sobie z tym poradzić? Ja sobie nie poradziłam. Po pierwszym miesiącu zmniejszyłam liczbę godzin z tymi dziećmi, bo zwyczajnie mnie to przerosło. Nie uważam tego za porażkę. Bardziej za naukę. Jeśli ktoś potrafi, niech mnie zastąpi - ja nie jestem w stanie wziąć "na klatę" tych wszystkich problemów. Zresztą, zgodnie z zasadą ratownictwa - ratownik musi zadbać o siebie, bo to on odpowiada za przebieg pomocy (w tym wypadku nauki). Moje depresja nie przyniosłaby dobrych rezultatów.

Praca z dziećmi Ukraińskimi w Polsce bardzo różni się od pracy w Ukrainie. Tam, to była przyjemność. Nie znaczy to, że nigdy mnie nie zdenerwowali, zirytowali, czy nie byłam zmęczona. Niekiedy byłam - jestem człowiekiem, ale bardzo szybko to co złe przechodziło, a praca sprawiała mi radość. Często wymyślałam gry, zabawy... Tutaj również próbują to robić, ale coraz rzadziej. Dzieci nie są tego nauczone i mają problemy z emocjami - bardzo trudno im pracować w sposób, do którego ja jestem przyzwyczajona, jeśli tylko pozwolę na rozluźnienie, nie sposób potem ich zmobilizować. Mimo wszystko jeszcze próbuję. Poprosiłam córkę, żeby zerknęła na gry Nielki. Może któreś z nich przydadzą mi się w pracy. Nielka sama poszukała gier i przekazała mi instrukcje.


Chciałabym, żeby na stałe została jej taka łatwość wypowiedzi przed kamerą.

Moje służbowe dzieci też nie stronią od występów. Same zaproponowały, że zaśpiewają dla babć i dziadków, które zostały na Ukrainie.


Czasem mam na to wielką ochotę, ale wiem, że ich nie zostawię. Pomogę im pokonać bariery, by rozpocząć nowe życie w polskiej szkole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...