To już prawie trzy lata mijają, jak postanowiłam uciec od polskiej edukacji i myślałam, że opuszczam ją na zawsze. Jednak wojna w Ukrainie pokrzyżowała mi trochę plany i jak zdałam sobie sprawę, że to może jeszcze trochę potrwać, postanowiłam na chwilę wrócić. Wrócić i pracować z uchodźcami, wszak po to pojechałam na Ukrainę - uczyć polskiej mowy. Zbliża się półrocze i trzeba teraz dzieci ocenić... tylko konia z rzędem temu, kto wymyśli, jak to uczynić. W na koniec tamtego roku szkolnego, moja uczennica z Chmielnickiego, która od razu poszła do polskiej szkoły otrzymała z języka polskiego 5. Rozmawiam z nią, pytam jak do tego doszło (a przecież dobrze znam jej poziom znajomości języka), a ona mi odpowiada, że trochę na zachętę, bo zrobiła duże postępy.
Hmmm... Z jednej strony dobrze - dziecko się nie zraża, jest zadowolone z oceny, ale jest też druga strona tego medalu. Tę właśnie stronę zobaczyłam u "moich dzieci". Te, które na początku roku startowały z wysokiej półki, jak na klasę przygotowawczą. To znaczy rozumiały język, mówiły po polsku (z błędami, ale...), znały nasz alfabet; teraz wcale nie są najlepsze. Przestały się starać. Wiedziały, że są dobre, więc po co się wysilać.
Siedzę nad tymi ocenami i dumam... i nic nie wymyśliłam. Staram się na każdego patrzeć jak najbardziej obiektywnie, ocenę pisać trochę na okrągło, ale to strasznie wyczerpujące zadanie. Na przerwie, którą sama sobie urządziłam, poszłam pooglądać orszak 3 króli.
W Chmielnickim i Maćkowcach oglądałam zdjęcia kolędników z lat 70-80 XX wieku. Roman chciał wskrzesić tę tradycję. Nawet rozpoczęliśmy nad tym prace: wymyśliłam kostiumy, przydzieliłam role i "zagraliśmy" dla siebie. Tylko dwa lata, ale tyle się wydarzyło... i tyle zmieniło.
Szłam na orszak głównie dlatego żeby przypomnieć sobie te dobre chwile i przesłać relacje z obecnych tradycji kolędowania w Polsce.
Kolędowanie, to stara tradycja słowiańska, sięgająca wczesnego Średniowiecza. Kolędowanie miało zapewnić gospodarzom szczęście i powodzenie na cały rok. Kolędowano najczęściej na wsiach, w miastach raczej rzadko. Z rozpowszechnieniem się chrześcijaństwa ważną rolę przyjęła gwiazda betlejemska, która prowadziła kolędników. Charakterystycznymi postaciami kolędniczych byli: pasterze, trzej królowie, dziad, baba, Żyd, śmierć, diabeł, czasami Cygan, Cyganka, żołnierz, policjant, kominiarze, muzykanci. Popularne były też maszkary zwierzęce: turoń, koza lub kozioł, niedźwiedź, koń, kogut, bocian, baran, czyli zwierzęta symbolizujące siłę, zdrowie, życiową energię i płodność. Tradycja kolędników wymiera, za to nową tradycją staje się orszak trzech króli. Organizują go wszystkie większe miasta w Polsce. We Wrocławiu orszak wyrusza z najstarszej części miasta zwanej Ostrów Tumski. Tam wszyscy chętni otrzymują korony i śpiewniki. Orszak odpowiednio ustawia się: diabeł biegnie przodem i straszy 😈, na czele prowadzi wszystkich gwiazda betlejemska, królowie jadą na koniach, pozostali aktorzy, czyli aniołowie, giermkowie, itp. wędrują na przodzie, a gawiedź z tyłu, zamykają orszak. Orszak przechodzi do Rynku na wspólne śpiewanie kolęd i tam się rozwiązuje.
Ludzi przybyło mnóstwo. Wybrałam dobry punkt obserwacyjny za mostem Tumskim (przynajmniej tak mi się zdawało). W praktyce okazało się, że z mojego punktu za dużo nie widać. Już lepiej było widać orszak przy kościele św. Elżbiety na Piasku. Ale... było już za późno. Dobre miejsca były zajęte i mój mistery plan legł w gruzach. Ale koronę dostałam 😊 a nawet spotkałam anioła 😇
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz