Przyszedł czas zmęczenia. Sama też go odczuwam, jestem tylko człowiekiem. Zwyczajnie denerwuje mnie, gdy osoba z Ukrainy domaga się, żąda, chce... ale to też są ludzie i mają różne charaktery. Jeden ma dużo, otrzymał dużo, a chce jeszcze więcej, a inny radzi sobie jak może i jeszcze dostaje "po głowie"... życie... nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Moi przyjaciele z Ukrainy radzą sobie. Jedni gorzej, drudzy lepiej. Cieszę się, że nie narzekają i biorą życie takim, jakie jest. W ciągu trwania wojny zdarzyły się sytuacje, w których prosili mnie o pomoc. Gdy mogłam, chętnie służyłam pomocą, w końcu od tego są przyjaciele, ale jest też czas, żeby się usamodzielnić i oni to robią, co mnie bardzo cieszy. Zdarza się jednak, że coś pójdzie nie tak...
Kilka dni temu dzwoni do mnie pani Wala:
- Pani Danuta, mnie potrzeba dachu nad głową dla jednej pani.
(Cha... jakbym Wali nie znała, to bym uwierzyła)
- Pani Walu... a pani mi powie prawdę...
- No dla mnie, bo ja tu, jak piąte koło u wozu. Pół roku mija, mieszkanko - pokój z kuchnią, oni młodzi, a ja.... a na Ukrainę, boję się...
Samo życie.... Tylko co tu zrobić?
Jak trwoga, to do... Kamili ze Ścinawy. W Pałacyku jest przecież tymczasowy dom dla uchodźców. Na szczęście miejsce się znalazło. Pani Wala może tam zamieszkać.
Wyszłam po Walę na dworzec... a tam... instalacja - jako żywo 😂😂😂😂
Ło matko!!! To cuś kosztowało 100 tysięcy złoty. Normalny człowiek przez całe życie takiej sumy nie uzbiera, a toto... obejrzałam z każdej strony i 10 tysięcy bym za to nie dała. Ale... "Co wolno wojewodzie..." Za cudze pieniądze można poszaleć.
Wala przyjechała z całym swoim dobytkiem. Dwie walizy. Taka myśl mnie naszła, że człowiek gromadzi rzeczy materialne, gromadzi... i na co? Dwie walizki i całe w nich życie.
Dojechałyśmy do Pałacyku Ścinawskiego i pożegnałam Panią Walę. Mam nadzieję, że znajdzie tam namiastkę domu.
Wracając pociągiem przejrzałam sobie Facebook. Trafiłam na post historii Płoskirowa, czyli dzisiejszego Chmielnickiego. Post o odnalezionym grobie ofiar lat 1937-1938.
Przypomniały mi się opowieści naszych rodaków - ludzi, którzy jeszcze w tamtym wieku byli Polakami, a których "przechrzczono" na "Ukraińców" czy bardziej wtedy "Rosjan", po zmianie naszych granic. Różne osoby opowiadały ten sam straszny "film dokumentalny" - niekończące się prześladowania za polskość - wywózka na Sybir, głodomór, tortury i śmierć z rąk NKWD... Większość moich przyjaciół z Chmielnickiego, to wnukowie tych osób. Ludzi zaginionych, torturowanych... A dziś... Dziś historia się powtarza. Znów cierpią za wolność. Być może to nasi krewni. We Wrocławiu jest wielu kresowian. I znów... Ludzie ludziom zgotowali ten los!
Niekończąca się opowieść o nienawiści...