czwartek, 30 grudnia 2021

Starość, a jednak radość...

 No kto mi kazał urodzić się w ostatnim dniu starego roku. To jest dopiero depresyjny czas. Wszystko się kończy, co roku kolejna cyferka. Czas poświąteczny, wszyscy zmęczeni świętami, czekają na Nowy Rok. A ja? Na co ja mam czekać? Na następną cyferkę? Normalnie czysta depresja 😂😂😂 No... może kiedyś... Nie wiem, jak inni, ale z wiekiem przestaję patrzeć na cyferki. Nie one są najważniejsze. Sama sobie się dziwię, jak postrzegałam lata życia dawniej.

Pamiętam, że w wieku przedszkolnym patrzyłam na własną mamę, która miała koło 30 lat i myślałam, że jest już stara. Jakoś tak, w wieku pięciu lat, zrozumiałam, że można umrzeć. 😁 Przez jakiś czas obserwowałam mamą i patrzyłam czy już umiera. Na szczęście szybko mi przeszło. 😂



Któregoś razu, pod koniec szkoły podstawowej, stwierdziłam, że wiek 35 lat, to totalna starość. Nie pamiętam już, jaki był tok mojego rozumowania, ale ponieważ pozostało mi jeszcze 20 lat życia, więc długo się nad tym nie zastanawiałam. Zwyczajnie stwierdziłam, że w wieku 35 lat nie ma już po co żyć. Chyba gdzieś utkwiło mi to w głowie i całą szkołę średnią nie zastanawiałam się, miałam jeszcze sporo czasu na przygotowania. 😂😂



Wszystko zmieniło się, gdy miałam około 30 lat. Fatalne małżeństwo... chorowite dziecko... O matko... W wieku 30 lat poczułam się jak staruszka, której nic już nie czeka, nic się nie zmieni i nie zdarzy. Totalna depresja i beznadzieja 😂😂😂


Teraz myślę, że zwyczajnie samemu trzeba zmienić sposób patrzenia, postrzegania rzeczywistości, żeby chcieć widzieć świat pięknym. 😃 Chwilę później, właśnie w wieku 34 lat, czyli w wieku, który w dzieciństwie uważałam za koniec życia, otrzymałam nową szansę. Zostałam dyrektorem przedszkola integracyjnego. Pracowałam z dziećmi niepełnosprawnymi - Zespół Dawna, porażenia dziecięce. Chyba właśnie to. Radość tych dzieci. Chęć życia. Walka o dobre życie. To wszystko zmieniło moje patrzenie na świat, a koniec roku przestał kojarzyć mi się z kolejnymi cyferkami. To przestało być ważne.

Ta praca była niezwykle wymagająca, ale dawała masę satysfakcji. Po jej zakończeniu dostałam niesamowity dowód wdzięczności za moje działania. W trakcie "imprezy pożegnalnej", którą przygotowali pracownicy bez mojego udziału otrzymałam album, cały wypełniony... podziękowaniami od rodziców, pracowników... nigdy nie widziałam takiego prezentu. Jest ze mną cały czas. Piękniejszej rzeczy nigdy nie dostałam.



Może nie tak. Nigdy nie otrzymałam piękniejszego dowodu uznania mojej pracy, bo w życiu prywatnym chyba nie ma bardziej szczęśliwej i dumnej matki 😁. 

Od tamtych chwil minęło wiele czasu. Koniec roku i nowe cyferki na koncie przestały mnie tak przerażać.... Dojrzałam do tego, żeby cieszyć się tym, co jest. Nie szukam niczego na siłę. Próbuję odcinać się od tego, co mnie krzywdzi, czy źle na mnie wpływa. Nie zawsze można, ale staram się rozwiązywać problemy chroniąc siebie i jeśli można, nie szkodzić innym. Tak żyje się lepiej. Ile razy jeszcze zmieni się cyferka na moim koncie?... nie wiem. Ale życzyłabym sobie i innym, by cyferki nie wpływały na postrzeganie świata, a świat bywa piękny, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu.




PS.

Serdecznie dziękuję wszystkim za życzenia 💖. Miło jest wiedzieć, że jest wielu ludzi dla których jestem na tyle ważna, że chce im się napisać, zadzwonić... To ważne. 



wtorek, 28 grudnia 2021

A kiedy już Cię nie będzie

 Przed świętami nie zdążyłam odwiedzić taty. Poszłam do niego dzisiaj. Był na miejscu, nie mógł być nigdzie indziej. Czekał na mnie. Czekał, żebym mogła się "wygadać", opowiedzieć mu wszystko. Niestety mróz pokleił stare doniczki ze zwiędłymi kwiatami, a tato, jak zwykle się nie odezwał. Do tego już przywykłam. Nawet jak mógł, rzadko się  odzywał. Tak miał, taki był i chyba wszyscy go tak pamiętają... misiek. Serdeczny, cichy, a jednak obecny.

Teraz też, mówię mu, że chcę powyrzucać niepotrzebne "dekoracje", które mama przynosi, a które pewnie mu przeszkadzają, bo lubił porządek... a on nic. Patrzy na mnie z malutkiej fotografii. Niepotrzebnie i tak w pamięci bliskich zostanie na zawsze... taki misiek... 

Mama bez konsultacji z nami zamówiła nagrobek, który niezbyt mi się podoba i podejrzewam, że tacie też nie bardzo by się spodobał. No cóż, w takich sprawach zawsze decydowała mama, więc już się przyzwyczaił, ja nie, ale nic nie poradzę. Przypomniało mi się za to, jak rozmawiałam w Chmielnickim na temat nagrobków na starym cmentarzu. 


Byłam pewna, że to żydowski cmentarz, a moi Chmielniccy przyjaciele po prostu stwierdzili, że to była taka moda. Upss.... nigdy nie myślałam o tym w ten sposób - moda cmentarna. A jednak tak jest, bo jak inaczej to nazwać. Poczynając od Egipskich piramid, które przetrwały tysiąclecia i były najtrwalszymi budowlami.


 Co prawda, to my dzisiaj uważamy, że to groby. Być może nie zostało do końca odkryte ich przeznaczenie. Być może ich wiara, że doczesna śmierć nie jest końcem drogi. Być może, gdyby historia potoczyła się inaczej.... A jednak, to tylko groby, relikty przeszłości. 

Na naszych ziemiach tysiąc lat temu, "modne" były kurhany. Zmarłych palono, a szczątki i popioły składano w jednym miejscu, które z czasem stawało się nasypem, obecnie zwanym kurhanem. Pamiętam je z wycieczek do skansenu w Będkowicach, wsi położonej na brzegu "świętej" góry Ślęży.

(zdjęcie z Będkowic z internetu)

 Niewątpliwie modą można nazwać nagrobki władców i bogaczy. Właścicieli zamków, pałaców... Dzięki nim możemy dziś lepiej poznać ich życie codzienne, tradycje i zwyczaje.



 Zupełnie inaczej ten ostatni czas na "ziemskim padole" mogliby wspominać ludzie ginący masowo. W takich sytuacjach nie było czasu, pieniędzy, ani możliwości indywidualnego traktowania. "Szczęściem" były pochówki nawet bezimienne, ale z zachowaniem szacunku.


 Jadąc po raz pierwszy do Maćkowic z Chmielnickiego, bardzo dziwnie poczułam się mijając cmentarz w Szaróweczce. Teraz panuje tam moda uwieczniania wizerunku zmarłego na płycie nagrobnej.


Miałam wrażenie, że zmarli pilnują wioski. Obserwują mnie. Tak czułam się za każdym razem, gdy pokonywałam tę drogę, ale człowiek ma zdolność przystosowywania się do warunków otoczenia. Ja również. Już nie zwracam na to uwagi. Pamiętam natomiast, jakie wrażenie zrobiły na mnie imprezy Romów przy grobowcach na wrocławskim Cmentarzu Osobowickim. Myślałam, że bezczeszczą groby, a oni w ten sposób świętują. Czczą swoich zmarłych, a grobowce bogatych Romów przypominają miniaturowe pałace.


Grobowce cygańskie, Wrocław - polska-org.pl 

 

Wrocław: Romowie ucztowali na cmentarzach zgodnie z tradycją (ZDJĘCIA) |  Gazeta Wrocławska  (zdjęcia z internetu)

 

 Dziś moda cmentarna, jak zawsze odzwierciedla modę codzienną. Spotyka się płyty nagrobne, które przypominają elegancką prostotę i minimalizm.


 

 Są groby, które noszą znamiona cech indywidualnych. Tak, jakby osoby, które odwiedzają cmentarz chciały odróżnić się od innych.



Modą również stały się pochówki krematoryjne.



Oraz nazwane prze ze mnie "ściany płaczu".


Moda, również ta - cmentarna, zmienia się, ewaluuje i chyba nie jest tak bardzo istotna płyta nagrobna, może dla historyków i etnografów. Ja zwróciłam uwagę na świeże dekoracje, które świadczą o pamięci i szacunku, dla osób, które odeszły. Mam nadzieję, że akurat ten aspekt, to nie tylko moda, ale potrzeba i miłość.

niedziela, 26 grudnia 2021

Pójdzmy wszyscy....

 Tydzień minął....

To niemożliwe, to po prostu niewiarygodne! Przecież ledwo zdążyłam trochę ogarnąć dom po przyjeździe. Przygotować święta i co? i już tydzień? Za mało, za krótko... jeszcze tylko kilka dni do powrotu 😒

Jeszcze nie nacieszyłam się domem, ale... to mój wybór. To tylko święta, ale przyjemne, rodzinne. Święta dobrych życzeń 😘


Cieszę się tym, że odpoczęłam od złych wieści z kraju. Jestem tutaj, więc nie szukam informacji o tym, co w kraju się dzieje. Inne myśli zajmowały moją głowę. Na szczęście nie otrzymałam żadnych złych informacji o znajomych i bliskich, i w spokoju mogłam zająć się gospodarstwem, przygotować do świąt.

Przygotowałam trochę świątecznego nastroju, a po wigilii, jak w tysiącach domów w kraju... jedzenie... wigilijne potrawy. Niektóre nawet nie ruszone.


No cóż... to jest właśnie nasza tradycja. Na szczęście niedaleko jest lodówka, do której można odłożyć dobre jedzenie dla innych. Poczekam, aż przyjdzie Niela, zapakujemy i podpiszemy jedzonko i zaniesiemy. Widuję bezdomnych na swoim osiedlu. Pewnie chętnie skorzystają: ciasto, sałatka, ryba... to jedzenie jeszcze ze dwa dni będą w pełni nadające się do spożycia. 

Święta, to również prezenty. Z moim dzieckiem od lat ustalamy, co chcielibyśmy otrzymać w prezencie. To taki dorosły list do Mikołaja. Dobry zwyczaj... mimo to, najpiękniejszym prezentem była dla mnie fotografia "mojego słoneczka", będę mogła zabrać ją ze sobą i ją "mieć".


Dużo radości sprawiła mi również wiadomość wysłana z Chmielnickiego. Rok temu tam właśnie spędziłam wigilię. Byłam u radosnej i pełnej ciepła "Babci Anny". W tym roku otrzymałam film z kolędą wykonaną w czasie wigilii u "Babci". To też był dobry czas 😀 i jeszcze zwyczaj rzucania cukierkami...


Mam za małą rodzinę, żeby go wprowadzić w życie, a chętnie bym to zrobiła.


środa, 22 grudnia 2021

Lecę, bo chcę...

 Lecę, bo chcę... 

czy są pieniądze, czy nie....

lecę, bo, bo ... kocham Cię...





"Wilki" towarzyszyły mi cała drogę. Czasami, jak coś się "przyczepi"... To była radosna, choć długa i męcząca podróż. Podróż do domu. Na święta. Do Nielki 😀

Oczywiście nie tylko Nielka, ale... to dziecko, które potrafi wyrażać swoje emocje i to jej brakowało mi najbardziej. Uściski, gwiazdy w oczach i słowa: "Dana, tak za Tobą tęskniłam". I co? I nic... 😃 człowiek czy chce, czy nie, jest "ugotowany". Odda wszystko 😁😁😁😁.

Nie wyobrażam sobie życia bez dzieci. Mimo, że jestem andragogiem, pracowałam z różnymi grupami; z grupami w bardzo różnym wieku i twierdzę, że praca z małymi dziećmi jest najbardziej wymagająca pod wieloma względami, to ja chyba nigdy do końca nie "wyrosłam" z dzieciństwa. Dla mnie przedszkola zawsze będą miejscem, do którego chętnie wejdę.

Wrocław przywitał mnie mroźnym powietrzem. To nic... i tak poczułam się "na swoim miejscu". Znajome ulice, najbliższa rodzina, sąsiedzi, znajome panie w sklepie, ludzie mówiący moim językiem, telefony od przyjaciół... Mało??? Nie! To sens życia, który jest tak naturalny, że na co dzień się tego nie zauważa. 

Wrocław przedświąteczny jest piękny. Jarmark. Bajkowy czas. Czas magii, której na Ukrainie trochę brakuje. Szczególnie mi brakuje baśniowego świata, trochę magii, czarów, legend... a może są, tylko ja jeszcze ich nie dostrzegam i nie rozumiem.






 


 

Krasnoludki -  bajkowe skrzaty w moim mieście. Właśnie w moim... czekają na mnie 😁



Pewnie gdyby nie "moja przygoda", nigdy nie doświadczyłabym takich uczuć i emocji. Poznałam je, bo mamy wolność wyboru. Wolność. Mamy wolność i możemy decydować gdzie żyć i jak żyć. Mamy również odpowiedzialność za swoje wybory. W moim przypadku, odpowiadam za to, że mnie tu nie ma. Nie ma mnie, gdy być może potrzebują mnie moi bliscy. Nie ma mnie, gdy choruje Nielka i jej rodzicom potrzebne jest wsparcie. Odpowiadam również za to, co daję tam, w Chmielnickim. Jaką prawdę opowiadam o moim kraju, o sobie... 

Cieszę się, że tu jestem, chociaż wiem, że za kilka dni:

Lecę, bo chcę...

Lecę, bo wolność, to zew....

piątek, 17 grudnia 2021

Wielka improwizacja

 Niewiele brakowało...

Serwus, to "porządna firma". Zawsze można na nich liczyć; jeśli coś powiedzą, to zrobię; jeśli mają coś przygotować, to perfekcyjnie... Czasem mam wrażenie, że nie trzeba aż tak dokładnie i perfekcyjnie, ale to ja mam taką naturę, że precyzja i cierpliwość nie jest moja najmocniejszą stroną. Dobrze, że jesteśmy różni, bo życie jest ciekawsze.

"Serwus" nie jest stowarzyszeniem nastawionym na zysk, ale jest rozwijającym się. A bez środków - wiadomo, pewnych tematów się nie przeskoczy. Sposobem na wsparcie są projekty. W tym roku Serwus otrzymał wsparcie na wystawę: „Losy Polaków w historii miasta. Od Płaskirowa do współczesności.” Wszyscy się cieszyliśmy, bo to wróży dobry początek. Tylko... Od początku jakoś dziwnie wszystko się układało... Wystawa musiała się odbyć do końca tego roku, natomiast zbieranie materiałów, spisanie historii, uporządkowanie, itd... To wymaga czasu. Na przeszkodzie stanęły też obowiązki zawodowe i rodzinne członków stowarzyszenia. No ale... odpuścić nie można. Zostałam poproszona o spisanie historii Polaków związanych z miastem. Czemu nie? Zresztą część pracy i tak miałam zrobionej, bo spisywałam historie, które opowiadali mi członkowie stowarzyszenia, mieszkańcy Chmielnickiego, czy inne osoby związane z miastem. Natala z Romanem przygotowali standy reklamowe, pocztówki oraz broszury i  zamówili ich druk w wydawnictwie....

Otwarcie wystawy zaplanowano na 17.12.2021r., na godzinę 12.00. Ja zostałam jeszcze poproszona o słowo wstępne do wystawy. Ok... zrobiłam krótką prezentację i wszystko było ustalone. Ustalone to było, ale wydawnictwo miało do 15 przesłać standy, a do 17 broszury. O godzinie 11.00 były tylko pocztówki. Goście zaproszeni, poczęstunek ustawiony na stołach, sprzęt do prezentacji gotowy, nawet miejscowe media przybyły, tylko... nie było wystawy.... no i klops...

Standy pojechały do Tarnopola, a broszury niegotowe. Zwyczajnie klops. Ale... na zmianę terminu już za późno, poddać się nie można... więc trzeba działać: Roman wszelkimi dostępnymi środkami próbował jak najszybciej "ściągnąć" standy, a ja zamiast słowa wstępu zaaranżowałam wykład o związkach tzw. ziem odzyskanych (czyli zachodniej Polski z Ukrainą). Pełna improwizacja.



W zagospodarowaniu czasu pomogła nam również dziewczyna pięknie grająca na bandurze.


Przybyli goście otrzymali okazjonalne pocztówki, które nie wiedzieć czemu przynieśli mi do podpisu. 


A w tym czasie Roman przygotował w holu dostarczoną wystawę. Ufff.... Jeszcze tylko kilka słów do mediów, wspólne zdjęcie i honor Serwisa uratowany.

Czasami mam do siebie pretensje, że brak mi cierpliwości i precyzji, ale w takich chwilach, gdzie niezbędna jest wielka improwizacja najczęściej udaje mi się uratować sytuacje. Więc może niech inni mają te cechy, których mi brakuje, a ja się zadowolę swoimi.


środa, 15 grudnia 2021

Coraz bliżej święta...

 Jeszcze kilka dni i będą w domu... w domu!!!

Chmielnicki mógłby być trochę bliżej. To jednak cała wyprawa. Nawet samolotem. Najpierw kilka godzin do Lwowa, później godzina samolotem. W sumie jak wyjdę z domu o północy, to w domu będą koło południa. Daleko... 

Natala pojechała pociągiem. Muszę ją wypytać, jak się jechało, bo może pociągiem nie byłoby tak źle. Na pewno taniej i być może wcale nie dłużej. Te 4 miesiące, które tu jestem, to jednak bardzo długo. Mimo wszystko nie żałuję. Nie wróciłaby już do pracy w polskiej szkole. Najprawdopodobniej (jeśli będą mnie chcieli), zostanę tu jeszcze rok. Być może uda się zorganizować szkołę trochę inaczej... Dobrze by było, ale to pokaże czas. 

Dziś pożegnałam się na święta z dziećmi i dorosłymi w Serwusie. Dla dzieci wymyśliłam wieczór z jasełkami i warsztatami plastycznymi. No i ups... Aktorzy nie przybyli. Ale od tego są problemy, żeby je rozwiązać... Pastuszkowie, moim głosem wołali z oddali, a kolędy rozbrzmiewały jak należy... Zawsze mam coś niecoś dla małych gości (miały pojawić się dzieci w wieku przedszkolnym). Naszykowałam słodycze i nakręcane robociki i moje 10-latki zorganizowały sobie wyścigi robotów - miały dużą frajdę.




 Za to "Serwusowa" wigilia, przerosła moje oczekiwania: biały obrus, sianko, stajenka, opłatek, karp, pierogi, domowo przyrządzona słoninka, piękny tort... 





Jeszcze pani Wala przyniosła figurki - piszczałki, Ukraińskich duszków, żeby mi pokazać "tutejszą szopkę".


A nade wszystko... to, co nie ma ceny... szacunek i przyjaźń. W Chmielnickim, inaczej niż jestem nauczona. Opłatka nie łamie się z każdym. Gospodarz nakłada miód na opłatek i rozdaje wszystkim obecnym. To wydaje mi się bardziej naturalne. Indywidualne życzenia w trakcie łamania opłatkiem są często wymuszone i nienaturalne. Tutejszy zwyczaj podoba mi się bardziej. Prostota bywa piękna i dobra.


Cieszę się, że jadę do domu. Zabieram ze sobą "dobrego duszka" - prezent od moich "Serwusów".


Jednocześnie cieszę się, że tutaj wrócę... chyba nigdy nie można mieć wszystkiego...

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...