Niewiele brakowało...
Serwus, to "porządna firma". Zawsze można na nich liczyć; jeśli coś powiedzą, to zrobię; jeśli mają coś przygotować, to perfekcyjnie... Czasem mam wrażenie, że nie trzeba aż tak dokładnie i perfekcyjnie, ale to ja mam taką naturę, że precyzja i cierpliwość nie jest moja najmocniejszą stroną. Dobrze, że jesteśmy różni, bo życie jest ciekawsze.
"Serwus" nie jest stowarzyszeniem nastawionym na zysk, ale jest rozwijającym się. A bez środków - wiadomo, pewnych tematów się nie przeskoczy. Sposobem na wsparcie są projekty. W tym roku Serwus otrzymał wsparcie na wystawę: „Losy Polaków w historii miasta. Od Płaskirowa do współczesności.” Wszyscy się cieszyliśmy, bo to wróży dobry początek. Tylko... Od początku jakoś dziwnie wszystko się układało... Wystawa musiała się odbyć do końca tego roku, natomiast zbieranie materiałów, spisanie historii, uporządkowanie, itd... To wymaga czasu. Na przeszkodzie stanęły też obowiązki zawodowe i rodzinne członków stowarzyszenia. No ale... odpuścić nie można. Zostałam poproszona o spisanie historii Polaków związanych z miastem. Czemu nie? Zresztą część pracy i tak miałam zrobionej, bo spisywałam historie, które opowiadali mi członkowie stowarzyszenia, mieszkańcy Chmielnickiego, czy inne osoby związane z miastem. Natala z Romanem przygotowali standy reklamowe, pocztówki oraz broszury i zamówili ich druk w wydawnictwie....
Otwarcie wystawy zaplanowano na 17.12.2021r., na godzinę 12.00. Ja zostałam jeszcze poproszona o słowo wstępne do wystawy. Ok... zrobiłam krótką prezentację i wszystko było ustalone. Ustalone to było, ale wydawnictwo miało do 15 przesłać standy, a do 17 broszury. O godzinie 11.00 były tylko pocztówki. Goście zaproszeni, poczęstunek ustawiony na stołach, sprzęt do prezentacji gotowy, nawet miejscowe media przybyły, tylko... nie było wystawy.... no i klops...
Standy pojechały do Tarnopola, a broszury niegotowe. Zwyczajnie klops. Ale... na zmianę terminu już za późno, poddać się nie można... więc trzeba działać: Roman wszelkimi dostępnymi środkami próbował jak najszybciej "ściągnąć" standy, a ja zamiast słowa wstępu zaaranżowałam wykład o związkach tzw. ziem odzyskanych (czyli zachodniej Polski z Ukrainą). Pełna improwizacja.
W zagospodarowaniu czasu pomogła nam również dziewczyna pięknie grająca na bandurze.
Przybyli goście otrzymali okazjonalne pocztówki, które nie wiedzieć czemu przynieśli mi do podpisu.
A w tym czasie Roman przygotował w holu dostarczoną wystawę. Ufff.... Jeszcze tylko kilka słów do mediów, wspólne zdjęcie i honor Serwisa uratowany.
Czasami mam do siebie pretensje, że brak mi cierpliwości i precyzji, ale w takich chwilach, gdzie niezbędna jest wielka improwizacja najczęściej udaje mi się uratować sytuacje. Więc może niech inni mają te cechy, których mi brakuje, a ja się zadowolę swoimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz