Przed świętami nie zdążyłam odwiedzić taty. Poszłam do niego dzisiaj. Był na miejscu, nie mógł być nigdzie indziej. Czekał na mnie. Czekał, żebym mogła się "wygadać", opowiedzieć mu wszystko. Niestety mróz pokleił stare doniczki ze zwiędłymi kwiatami, a tato, jak zwykle się nie odezwał. Do tego już przywykłam. Nawet jak mógł, rzadko się odzywał. Tak miał, taki był i chyba wszyscy go tak pamiętają... misiek. Serdeczny, cichy, a jednak obecny.
Teraz też, mówię mu, że chcę powyrzucać niepotrzebne "dekoracje", które mama przynosi, a które pewnie mu przeszkadzają, bo lubił porządek... a on nic. Patrzy na mnie z malutkiej fotografii. Niepotrzebnie i tak w pamięci bliskich zostanie na zawsze... taki misiek...
Mama bez konsultacji z nami zamówiła nagrobek, który niezbyt mi się podoba i podejrzewam, że tacie też nie bardzo by się spodobał. No cóż, w takich sprawach zawsze decydowała mama, więc już się przyzwyczaił, ja nie, ale nic nie poradzę. Przypomniało mi się za to, jak rozmawiałam w Chmielnickim na temat nagrobków na starym cmentarzu.
Byłam pewna, że to żydowski cmentarz, a moi Chmielniccy przyjaciele po prostu stwierdzili, że to była taka moda. Upss.... nigdy nie myślałam o tym w ten sposób - moda cmentarna. A jednak tak jest, bo jak inaczej to nazwać. Poczynając od Egipskich piramid, które przetrwały tysiąclecia i były najtrwalszymi budowlami.
Co prawda, to my dzisiaj uważamy, że to groby. Być może nie zostało do końca odkryte ich przeznaczenie. Być może ich wiara, że doczesna śmierć nie jest końcem drogi. Być może, gdyby historia potoczyła się inaczej.... A jednak, to tylko groby, relikty przeszłości.
Na naszych ziemiach tysiąc lat temu, "modne" były kurhany. Zmarłych palono, a szczątki i popioły składano w jednym miejscu, które z czasem stawało się nasypem, obecnie zwanym kurhanem. Pamiętam je z wycieczek do skansenu w Będkowicach, wsi położonej na brzegu "świętej" góry Ślęży.
(zdjęcie z Będkowic z internetu)
Niewątpliwie modą można nazwać nagrobki władców i bogaczy. Właścicieli zamków, pałaców... Dzięki nim możemy dziś lepiej poznać ich życie codzienne, tradycje i zwyczaje.
Zupełnie inaczej ten ostatni czas na "ziemskim padole" mogliby wspominać ludzie ginący masowo. W takich sytuacjach nie było czasu, pieniędzy, ani możliwości indywidualnego traktowania. "Szczęściem" były pochówki nawet bezimienne, ale z zachowaniem szacunku.
Jadąc po raz pierwszy do Maćkowic z Chmielnickiego, bardzo dziwnie poczułam się mijając cmentarz w Szaróweczce. Teraz panuje tam moda uwieczniania wizerunku zmarłego na płycie nagrobnej.
Miałam wrażenie, że zmarli pilnują wioski. Obserwują mnie. Tak czułam się za każdym razem, gdy pokonywałam tę drogę, ale człowiek ma zdolność przystosowywania się do warunków otoczenia. Ja również. Już nie zwracam na to uwagi. Pamiętam natomiast, jakie wrażenie zrobiły na mnie imprezy Romów przy grobowcach na wrocławskim Cmentarzu Osobowickim. Myślałam, że bezczeszczą groby, a oni w ten sposób świętują. Czczą swoich zmarłych, a grobowce bogatych Romów przypominają miniaturowe pałace.
(zdjęcia z internetu)
Dziś moda cmentarna, jak zawsze odzwierciedla modę codzienną. Spotyka się płyty nagrobne, które przypominają elegancką prostotę i minimalizm.
Są groby, które noszą znamiona cech indywidualnych. Tak, jakby osoby, które odwiedzają cmentarz chciały odróżnić się od innych.
Modą również stały się pochówki krematoryjne.
Oraz nazwane prze ze mnie "ściany płaczu".
Moda, również ta - cmentarna, zmienia się, ewaluuje i chyba nie jest tak bardzo istotna płyta nagrobna, może dla historyków i etnografów. Ja zwróciłam uwagę na świeże dekoracje, które świadczą o pamięci i szacunku, dla osób, które odeszły. Mam nadzieję, że akurat ten aspekt, to nie tylko moda, ale potrzeba i miłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz