piątek, 30 lipca 2021

Wakacje, niech zyją wakacje...

 Jest takie powiedzenie: "Uważaj o czym marzysz, bo marzenia czasem się spełniają..." 

😂😂😂😂

Siłą rzeczy, będąc w Chmielnickim bardzo tęskniłam za bliskimi w kraju, a najbardziej za "moim urwisem - Nielką". Chwile dorastania małego dziecka nigdy nie wracają, a nie ma niczego piękniejszego, niż patrzeć, obserwować, jak wzrasta, staje się mądrzejsze, więcej wie, umie, rozumie i najważniejsze... kocha. Dziecięce okazywanie miłości jest czyste i tak emocjonalne, ze nie ma piękniejszych chwil. Ale... Brak hamulców w wyrażaniu uczuć i pragnień ma również drugą, nieco ciemniejszą stronę. Każdy, kto miał kontakt z maluchami wie o tym bardzo dobrze, ale (tak jak w moim przypadku) nie zawsze chce o tym pamiętać.

No więc stało się... Moje marzenie stało się rzeczywistością 😂😂😂 - tydzień z Nielką nad morzem.


 

O mój Boże.... myśl Danka, myśl... kombinuj....

Pierwsze 2 dni, to "horror w biały dzień"... Nowe środowisko, bodźce wzrokowe, słuchowe... Tłumy na plaży, deptaku, w porcie, sklepie... i co?

Wojna domowa: kto silniejszy? kto kogo przekona? na co pozwolić? jak się nie zgubić? jak zapewnić bezpieczeństwo? jak mądrze wybrnąć z przekonania dziecka o tym, że ta zabawka, te lody, ten gofr, ta gra... nie jest najważniejszą wartością.... Ufff... koszty emocjonalne ratowania sytuacji pochłaniają całą energię i radość z wyjazdu. 😟 Chcę do domu...

Mimo wszystko "trzymam nerwy na wodzy" i pozwalam jej na niektóre rzeczy, na które w domu bym nie pozwoliła, np. zabawa przy fontannach... To miał być krótki spacer. Nic do przebrania, a tu taka atrakcja 😂😂😂... co robić: rozum czy serce? Wygrało to drugie... trudno... Wchodzę z przemoczonym dzieckiem do sklepu  z ubraniami i proszę o cokolwiek do przebrania. Dostaję sukienkę - za dużą sukienkę, ale biorę, nie narażę Nielki na chorobę. Przy wyjściu słyszę rozmowę: No tak... niektórym to się powodzi. Nie muszą się z niczym liczyć. Ja nie mam na zabawki dla wnuków, a ta... 😂😂😂 Nawet się nie odwróciłam, tylko w duchu się zaśmiałam, jak bardzo można się pomylić. Nawet nauczyciel czasem może być bogaczem. 😂😂😂 A panie przynajmniej mogą sobie ponarzekać.





 Kiedy zaczynam tracić nadzieję, staje się CUD! - Nielka przyzwyczaja się do nowych warunków i normalnieje. Znów staje się kochanym dzieckiem, a ja zaczynam wierzyć w "niebiańską" opiekę. Z radością przyjmuję fakt, że Nielka chętnie nie tylko wdrapuje się na drzewa, włazi na urządzenia dla dużo starszych dzieci, biegnie tam, gdzie najwyższe fale, ale... z zainteresowaniem ogląda wystawę klocków lego, zwiedza muzeum misia, dopytuje o różne szczegóły i słucha z zainteresowaniem... ufff...




To nie wszystko, moi najlepsi przyjaciele, których znam od dzieciństwa, wypoczywają w tym samym miejscu. I tak marzenia się spełniają i to podwójnie i można za to podziękować. 

Wybraliśmy się na wspólną wyprawę na plażę za miastem: Cisza, spokój, bezpieczeństwo... a na dodatek las, płytka woda... w końcu chwila relaksu.



Niestety, nie za długa... Deszcze niespokojne wygoniły nas z plaży.


Miałam nadzieję na jeszcze jedno miłe spotkanie. W sąsiedniej miejscowości koleżanka prowadzi kolonie dla dzieci i chciałam Nielce pokazać, co oznacza termin "kolonie". I najważniejsze 😃 pobyć chwilę i pobawić się z psem Ozzy... niestety. Sezon wakacyjny, piękny, nowy dworzec w Ustce, a nikt nie potrafi wskazać miejsca odjazdu autobusów do Jarosławca. 30 km... 2 dni szukania połączenia... i kiedy już myślałam, że znalazłam, kiedy stałyśmy czekając na autobus... kierowca z autobusu podmiejskiego uświadomił nam, ze nigdzie nie pojedziemy - nie teraz, nie z tego miejsca i nawet on nie potrafił nam pomóc. Nie wiedział, jak dostać się do Jarosławca... szkoda.


niedziela, 18 lipca 2021

Perukowiec podolski

 Człowiek, to jednak skomplikowane stworzenie...

Będąc w Chmielnickim zdałam sobie sprawę, że spędzając dziecięce wakacje na Kielecczyźnie, "mentalnie" byłam blisko Podola. Przekonałam się o tym w niemiły dla mnie sposób. Odkąd pamiętam, jeśli ktoś miał dużą stopę, mówiło się: masz stopę jak podolski złodziej. Takiego zwrotu użyłam przy pani Wali w Chmielnickim, zupełnie nie myśląc, że mogę ją urazić. Ale zaczęły się w mojej głowie tworzyć pewne powiązania, na które nigdy nie zwracałam uwagi. Innego znaczenia nabrało powiedzenie: Choćbyś szedł na Podole, nie ma bez pracy chleba na stole; inne znaczenie ma piosenka ludowa: Na Podolu biały kamień...

Podole w naturalny sposób stało się częścią mojego życia. Mam tam swój drugi dom i stałam się "uważna" na samo słowo Podole.

Nawet teraz, w moim rodzinnym Wrocławiu, usłyszawszy PERUKOWIEC PODOLSKI, natychmiast w wyobraźni "zobaczyłam Chmielnickiego", a w rzeczywistości stałam pod uroczym krzewem, o takiej właśnie nazwie.



A wszystkie te rozważania, to zasługa Aldony i Ozzi 😻. 


 

Umówić się z Aldoną na kawę czy "plotki", wcale nie jest łatwo, bo z Biskupina do Leśnicy, lekko licząc w tę i z powrotem to jakieś 2,5- 3 godziny. Ale nadarzyła się okazja musnąć historii Leśnicy. Pan Jacek, Wrocławski przewodnik, organizował wycieczkę.  Czemu nie połączyć przyjemne z pożytecznym? Połączyłam....

Leśnicki zamek w dalszym ciągu stanowi dla mnie tajemnicę. Jest bajkowy, jego historia sięga początku XII wieku, jest wielonarodowy - nosi ślady właścicieli i mieszkańców Polski, Czech, Prus, Niemiec, stacjonowały w nim wojska napoleońskie, a właścicielem był też zakon krzyżowców z czerwoną gwiazdą. Obecnie mieści się w nim Dom Kultury.

 Wieki płyną, właściciele się zmieniają, rody królewskie upadają, a Zamek stoi. Piękny, wyniosły, w otoczeniu starych drzew, które pewnie niejedną historię słyszały i opowiedzieć jej nie mogą...


 

Drzewa nie mogą, ale pan Jacek może i potrafi. Słucha się go bardzo przyjemnie i z zaciekawieniem. Wiedzę ma taką, że tyko pogratulować... Zaczął od poczty. Niby nic, zwyczajna poczta, którą mieszkańcy pewnie codziennie mijają w drodze do sklepu, pracy, nie myśląc o jej urodzie i historii. Na szczęście historia przetrwała w kamieniu - widocznie nie była zbyt natrętna i powojenna władza ją przeoczyła albo uznała za nieszkodliwą.




W Leśnicy (co dla mnie było nowością) przetrwały również liczne wille z piękna sztukaterią. Jak się okazało, budynki te często "występują" w filmach. Przetrwały II wojnę, przetrwały czasy komunistyczne i dalej zachwycają urodą.





Ciekawych rzeczy można dowiedzieć się również o kościele św. Jadwigi w Leśnicy. Kościół został odnowiony, ale zachowano jego barokowy styl. A pięknie odrestaurowane freski są autorstwa Felixa Antoniego Schefflera, barokowego mistrza jednego z największych na śląsku malarzy tego okresu.







Kościół, a raczej wieża przy kościele kryje cenną niespodziankę. Materiał użyty do jej budowy, to niezwykle rzadko używany w budownictwie czarny kamień, czyli ruda darniowa.



Leśnica, część Wrocławia, cząstka "mojego domu". Tak bliska, a tak daleka i tajemnicza...

środa, 14 lipca 2021

Szlachetne zdrowie

Już ponad rok covidu. Oprócz wizjonerów pewnie nikt nie spodziewał się, że w XXI wieku zwykły wirus postawi na baczność cały świat. W wieku 5 lat, wymyśliłam sobie, że będą takie... "budki telefoniczne", kapsuły... i "zepsuty człowiek" zamknie się tam na chwilę i wyjdzie naprawiony. Myślałam, że jak będę stara, będę miała tak... z 30 lat, to już ktoś taką budkę wymyśli. No... nie... wg. moich obliczeń tamtego czasu, to już dawno powinnam być w niebie, a budki dalej nikt nie wymyślił. 

Wymyślają za to różne teorie spiskowe... matko i córko, to naprawdę trzeba mieć fantazję i całkowity brak zaufania i wiary w ludzkość... ale dobra, może to ja nie mam racji i wirus wyciekł z tajnego laboratorium, a wraz ze szczepionką wtłaczają nam do organizmu ciecz mającą za zadanie podporządkować człowieka obecnej władzy 😨. Chyba jestem bardzo oporna, bo zaszczepiłam się i nie widzę (na razie) skutków ubocznych.

Czy miałam wątpliwości? Nie!!! Żadnych. Marzyłam o tym, żeby się w końcu zaszczepić. Naprawdę. Czy tak bardzo bałam się choroby? Chyba nie. Na Ukrainie, w miejscowości, w której uczyłam, chorowało pół wioski. Wszystkie wyzdrowiały. Ja również jakbym zachorowała, to bym zachorowała, przecież nikt nie "wywinie się" losowi, nawet jakby starał się z całych sił. Bardziej martwiło mnie to, że nie mogłam przyjechać na święta; obawiałam się, że mogę kogoś zarazić; no i ... nie bez znaczenia miał również fakt, że testy kosztowały więcej niż podróż do domu i z powrotem. No więc z chęcią poszłam się zaszczepić.


Pierwsze szczepienie było trochę dziwne. Przyjęłam je zaraz po przyjeździe do domu. Radość z powrotu przysłoniła mi obawy, że powikłania, że może gorączka... Praktycznie po chwili zapomniałam, że się szczepiłam, ale... po kilku godzinach zaczęła mnie boleć ręka 😔. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego... tylko bolała mnie prawa, a szczepionkę dostałam w lewą... cóż... nawet objawy muszę mieć inne niż wszyscy 😂😂. Po drugiej szczepionce było już prawidłowo. Bolała ta, która powinna. I tyle. 

Potrafię zrozumieć antyszczepionkowców. Poniekąd. Nie potrafię zrozumieć, że myślą tylko i wyłącznie o sobie. To samo antymaseczkowcy. W sklepie, w pomieszczeniach zamkniętych... kłócą się, wyzywają innych, a przecież inni zwyczajnie mogą się obawiać. Nawet tylko dlatego, żeby zmniejszyć lęki innych, nie można na kilka minut założyć maseczki? Nie!!! Ja!!! Ja uważam, ja chcę, ja!!! To ja!!! kończy się często tragicznie dla jakiego, bo... bo znajdzie się inny ja, który ma więcej siły, władzy... Oj... wychowanie lat 90-tych. JA!!! TRAGEDIA!!!

Na szczęście jest jeszcze nadzieja. 😄

Moją nadzieją jest Nielka - bohaterka. 4-letnia dziewczynka, która ratowała tatę z taką postawą, której chyba nikt by się nie powstydził.


Nielka wypoczywała z tatą w wynajętym pokoju. Poranna toaleta taty mogła zakończyć się tragicznie. Tata chciał otworzyć drzwi łazienki i zamek pojawił się w jego dłoni. Tata w łazience, Nielka w pokoju. Pokój zamknięty na klucz. Ups...

Na prośbę taty i wyjaśnienie, co się stało, Nielka podstawiła krzesełko, wyszła na zewnątrz i spokojnie przeszła się po korytarzu w poszukiwaniu pomocy. Pomocy nie znalazła... Przez szparę spokojnie podała tacie telefon, ale... nie było zasięgu... równie spokojnie podała przez szparę nóż, a sama... sama użyła łyżeczki, bo nie miała śrubokręta 😵... 

Po prostu, zwyczajnie... próbowała odkręcić śrubki zamka od zewnętrznej strony i uwolnić tatę. Nie było histerii, płaczu, strachu... Była racjonalna próba rozwiązania problemu. Jak dla mnie... Nielka - bohaterka. 💪


czwartek, 8 lipca 2021

Deja vu?

 Deja vu?

7 rano, dobry wieczór we Wrocławiu, nasz piękny dworzec i pociąg do Warszawy?




No nie... Rok temu Ukraina dla mnie zaczynała i kończyła się na Lwowie. O Chmielnickim nie wiedziałam nawet, że istnieje. 😃 Teraz nie tylko wiem, ale mam tam swój "dom", zwoje rzeczy, ludzi, który myślę, że mogę nazwać przyjaciółmi. Co prawda, przyjaźń, to duże słowo, a my się znamy tylko jeden rok, ale w wielu trudnych chwilach byli ze mną, w wielu sytuacjach mogłam na nich liczyć. Mam nadzieję, że w ten sam sposób postrzegają mnie....

Nawet jeśli bym miała jakieś wątpliwości, to dzień przed wyjazdem, odezwał się do mnie Roman, który w tym roku zdawał maturę i miał przystąpić do egzaminów na Uniwersytet Jagieloński (miał, bo ze względu na pandemie NAWA zrezygnowała z egzaminów). Roman podziękował za zajęcia z historii. Podobno te zajęcia pomogły mu w uzyskaniu bardzo dobrego wyniku. Czy dla nauczyciela, jest coś cenniejszego niż pomoc w rozwoju innych, w spełnianiu marzeń?  

4 godziny drogi, więc jest czas na przemyślenia. Decyzję o pozostaniu w Chmielnickim podjęłam już wcześniej, więc to nie budzi moich wątpliwości, ale co dalej... To miała być przygoda życia, a stała się sposobem na życie. Przynajmniej teraz.... Spotkałam wielu "wielkich", wartościowych ludzi, ale też tak jak wszędzie, takich co myślą tylko o sobie, o zyskach, władzy... Czy to jest warte życia? To normalne i oczywiste, że należy zadbać o siebie, ale czy chciwość i wykorzystywanie innych daje komukolwiek szczęście? 

Na moje szczęście, to tylko był margines moich Chmielnickich kontaktów. Duża większość dba o siebie nawzajem i dbając o siebie, bierze pod uwagę dobro drugiego człowieka - a to wielka i ważna umiejętność. Zwyczajnie wtedy chce się żyć i pracować. 

Założyłam sobie, że w jednym miejscu nie będę dłużej niż dwa lata. 😃 Taki jest mój plan, ale czasami, ktoś tam na górze, ma wielki ubaw z naszych planów... Pożyjemy, zobaczymy....


 Warszawa... ukrop z nieba... 

Myślałam, że we Wrocławiu źle się oddycha, ale w centrum stolicy to jakaś masakra... po takiej zimniej zimie, pustynne lato. Sucho, duszno, nieprzyjemnie. 



Wszystko ma jednak swój kres. W hotelowym holu działa klimatyzacja i życie staje się prostsze. 

Rok temu, zagubiona i trochę sama zdziwiona swoją decyzją, wiele rzeczy mi umykało. Dziś wiem, że na wyjazd nie da się przygotować. Jeśli ktoś czuje, że może, po prostu musi spróbować. Inaczej się nie da. Wiem również, że osoby odpowiedzialne w ORPEG za rekrutację mają niesamowitą intuicję, potrafią obserwować i wyciągać wnioski. Mimo to kilka osób zrezygnowało. Pojawiło się kilka nowych "twarzy". Mam wrażenie, że jest nas mniej. No cóż... zawód nauczyciela w Polsce przestał być zaliczany do tych prestiżowych. Wcale mnie to nie dziwi. Będąc miesiąc w kraju słyszałam już o donosach na nauczycieli, dyrektorach. słyszałam o niesłusznych oskarżeniach, wyssanych "z palca" zarzutach... Nie watro... Szkoda życia na walkę z wiatrakami. Szkoda również często mądrych, wrażliwych ludzi dla których pasja zamieniła się w "orkę na ugorze". 

Ja jednak utwierdziłam się w przekonaniu, że podjęłam jedną z najlepszych decyzji w życiu. Zawsze "kochałam" swój zawód. Jednak wiem, że nie chcę pracować jako nauczyciel w Polsce. Mam nadzieję, że to co wiem, co potrafię, pomoże tym, którzy tego potrzebują, a wszyscy będziemy mieli satysfakcję. 


Puki co... do zobaczenia za rok Warszawo. Za rok może coś się zmieni, a może nie.

Ps.

Wysłałam do Chmielnickiego informację, że we wrześniu już na 100% wracam - umowa podpisana. Roman obiecał orkiestrę 😂😂😂😂😂😂 mam nadzieję, że dotrzyma słaowa


Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...