Po wczorajszym maratonie zaplanowałam sobie dzień leniwca - a co, każdemu się należy. Po leniwym ranku, zaplanowałam leniwe południe. Wypełzłam z "legowiska", znaczy domku na wzgórzu i udałam się na polowanie - coś ciepłego trzeba przecież wrzucić w siebie. Po drodze poczyniłam pewne obserwacje, które są bardzo oczywiste, ale które zawsze mnie zadziwiają: otóż stoją sobie często piękne, stare domy, opuszczone, zaniedbane, a niektórzy ludzie łakną kawałka kąta własnego, albo "gnieżdżą" się w wielkiej ciasnocie. Szkoda, że życie nie jest sprawiedliwe. Pewnie niejeden z takiego domu zrobiłby perełkę.
Skręcając do Rynku ujrzałam za to dwie wspaniałe budowle, stojące obok siebie. Okazałe, bogate - świątynie. Ja rozumiem, że kiedyś w przeszłych wiekach świątynie musiały być potężne, bo chroniły mieszkańców przed napastnikami, ale dziś straciły swoją funkcję ochronną, a nadal górują nad innymi budynkami.
Z takimi myślami dotarłam na Rynek, gdzie umówiona przez Natalkę z Arturem, czekałam, żeby zobaczyć jego prace. Przyglądałam się kamieniczkom i zauważyłam kilka ciekawostek, np. latarnika, który naprawia latarnie, budkę telefoniczną z książkami czy mapę Użgoradu.
Pojawił się Artur i zaprosił do swojej pracowni. Tak na oko bardzo sympatyczny człowiek, spodziewałam się prac nowoczesnych, trochę futurystycznych. Nic bardziej mylnego. Ten człowiek naprawdę urodził się by tworzyć: głębia przesłania, piękno ujęcia, ukryte znaczenia, a jednocześnie lekkość, naturalność... nie jestem artystą, nie znam się na sztuce, ale to zrobiło na mnie wrażenie.
Niestety zdjęcia są słabej jakości, ale pejzaże, dla mnie laika, są świetne - lekkie, rzeczywiste, pastelowe, muśnięte pędzlem dającym życie. Pejzaż stał na sztalugach, oczywistym więc było, że to praca Artura, ale całe ściany obwieszone były ikonami - jego dzieło czy hobby?
Przyglądam się bliżej ... słyszałam, że ikony się piesze. Nie dziwi mnie to specjalnie, bo te wykonane są z niezwykła starannością, są niejednoznaczne, posiadają przesłanie, przekaz jakiś głębszy, zagadkowe znaki... przyciągają wręcz magicznie, a im bardziej się temu przygląda, tym wyraźniej czyta się w nich ukryte znaczenia.
Te ikony są pisane farbą zgodnie ze sztuką ikonografii na desce, ale są również pisane, a raczej wyklejane skórą, a ich precyzja wykonania doprowadziłaby moją niecierpliwą naturę do rozpaczy. Gdyby nie wiedza, że ludzie stworzeni są do różnych celów, a ich (znaczy ludzi) różnorodność jest darem, poczułabym się "upokorzona" swoją słabością do rzeczy precyzyjnych.
Darem jest również zrozumienie. Mimo tak oczywistych różnic - kiedy ośmielony wrażeniem, jakie prace na mnie wywarły, Artur opowiedział mi o jeszcze jednej jego pasji, praktycznie nie musiał mi wyjaśniać: dla mnie było oczywistym, że oddając się w pełni zagadnieniu jednej filozofii, musi "odsunąć" inne, a przechodząc do następnej, tej "skończonej" podziękować i "zapomnieć". Tak powstają jego prace, najczęściej cykliczne, ze skóry. Natchnione filozofią azjatycką.
Niektóre prace autora są tak osobiste (np. autoportret czy portret mamy), że chyba nigdy nie opuszczą murów domu.
A inne, zabrały czas i energię, a zostały wykonane na zamówienie, jako pamiątki z wakacji.
Szkoda, że zdjęcia nie oddają tego, co widziałam na żywo. A dla zainteresowanych strona galerii:
http://www.tivodart.narod.ru/galleryukr.html
No cóż...ufff... nie zawsze leniwy dzień, jest leniwy, ale tego dnia wcale nie żałuję, wręcz przeciwnie, jestem za niego bardzo wdzięczna. A na koniec dla 😂 stojąc na górze prowadzącej do "domu", zrobiłam to, co często robię zwiedzając zamki. Rozłożyłam ręce patrząc na okolicę i powiedziałam półgłosem na widok rozciągającej się okolicy: NO!!! To wszystko moje!!!
Kto jeszcze nigdy tego nie zrobił - polecam. Pomaga. 😂 Dodaje pewności siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz