Komu w drogę, temu kopa... Pociąg 23 z groszami... przyjazd 10 z groszami. Piszę o tym do koleżanek, a one: ty głupia, na nockę, w pociągu... no i masz babo placek. W Polsce kilka lat temu grasowali złodzieje pociągowi po nocy, ale tu jest inaczej. Bez imiennego biletu do pociągu nie wejdziesz. Konduktor wpuszcza tylko z dowodem tożsamości, no ale "Pietra" mi koleżanki narobiły. Jadę... już wiem, że mam kozetkę, więc niczemu się nie dziwię. Niewygodnie, w ubraniu, ale 10 godzin jazdy... nocny pociąg to najlepsza opcja.
Kochana Natalka postarała się, żebym nie błądziła po mieście i jej znajomy Artur (malarz - mam nadzieję, że zobaczę jego prace) odbiera mnie z Dworca i zaczyna się 😂😂😂
Mam zarezerwowany hotel, na mapie około kilometra od Centrum, a my jedziemy, jedziemy... Artur pokazał mi drogę na zamek, ale końca nie widać i hotelu też nie. W końcu, kolejna z napotkanych osób wskazuje nam drogę. To nowa część miasta, która dopiero się buduje, więc nawet mieszkańcy jej nie znają. No cóż - jest dobrze, mam pokój i to całkiem, całkiem...
Niestety nie było gospodarza. Klucz dostałam od Pani, może żony, ale nie wiem, a ja bym ciepłej kawy się napiła, bo jest koło południa, więc kawa bardzo wskazana. Chcąc nie chcąc idę do miasta. Znając już drogę, odległość nie jest już taka duża. Wiem, jak dojść na zamek, a po drodze na pewno jakaś knajpka będzie... Nie myliłam się - wchodzę do miło wyglądającej kawiarni, ale kątem oka zauważam, że jeść też tam dają. Wchodzę i co widzę 😃 knajpka, jakby wyjęta z Krakowskiego Rynku, albo Wrocławskiej Włodkowica.
Meble stare, noszące ślady wcześniejszych właścicieli, ale solidne, na ścianach stare fotografie. Tylko jestem zdziwiona, że jestem jedynym gościem. Trudno zamawiam kawę i 2 danie. Gdy czekam na jedzenie pojawiają się goście. Zanim kończę, nie ma wolnych stolików. Nie myliłam się z charakterem, smacznie i tanio. Za wszystko zapłaciłam nieco ponad 20 zł, a zjeść się wszystkiego nie dało- dobre, ale wielkie porcje.
Zadowolona, po dobrej kawie i posiłku, spoglądałam spokojnie na świat. A świat w Użgoradzie okazał się piękny, chociaż wymagający remontu.
Po drodze miałam szczęście zobaczyć zespół szykujący się do występów. Użgorad, to dopiero miasto wielu kultur. Ukraińcy, Górale, Węgrzy, Słowacy, Rumuni, Tatarzy, Kozacy... mnie się to podoba.
Pełna wrażeń i pozytywnych emocji dotarłam na Zamek.
Już sam ogród i mury były interesujące. Widok z zamku mówił o tym, że ktoś wybrał dobrą lokalizację - wroga widać było z daleka.
W ogrodzie rzeźby, obowiązkowo na tych terenach Jerzy pokonujący smoka (co niezbyt dobrze mi się kojarzy, bo chiński zodiak mówi, żem ja smok - ale co tam...), a na dziedzińcu, obowiązkowo studnia.
Myślę sobie - dobrze jest, ale to co czekało na mnie w środku - przewyższyło moje oczekiwania. Chociaż, znając mnie już na wejściu było wielkie - faux pas. Wzięłam Panią, która pilnuje eksponatów za eksponat i jak się poruszyła, to krzyknęłam wniebogłosy, że duchy straszą, ale za to Pani opowiedziała mi o wystawie - widać miała poczucie humoru i niejednego "wariata" w życiu widziała, zresztą okazała się być nauczycielką 😉. Pierwsza była wystawa instrumentów muzycznych, które dawniej używane były na tych terenach. Wszystkie pięknie zachowane i jakby tylko czekały, żeby jeszcze zagrać.
Ciekawa była wystawa stroi od ludowych - wieśniaczych, przez rycerskie, żołnierskie i duchowieństwa, po dystyngowane.
Zobaczyłam zbiory figurek egipskich i pomyślałam, że coś, komuś, gdzieś... ale właśnie tu na pomoc przyszła mi Pani: adwokat Państwa, którzy tu mieszkali miał największą w Europie kolekcję dzieł sztuki starożytnej - to jego portret i kolekcja (warto znać języki, żeby się czegoś dowiedzieć 😂😂😂, a tu najlepszy jest łączony polsko-rosyjsko-ukraiński) ...
Same wnętrza zamku oraz meble też urzekały...
Uczta była przepyszna, przerosła moje oczekiwania... ale to nie wszystko. Zdecydowałam się jeszcze zwiedzić muzeum budownictwa, polecane przez Artura. Muzeum? Nie. To nie była wystawa o jakiej myślałam. W tym muzeum domy były prawdziwe. Stały na wolnym powietrzu. Były - są super, ale ja kolejne kilometry w nogach.
Pod koniec oczy dalej chciały oglądać, rozum notował (a to urządzenie dla kowala, a to krosna, a to ciekawe???), ale nogi już nie poruszały się normalnie, tylko szurały... Nic to, jutro będzie dzień leniucha, a we wtorek mam nadzieję na powtórkę - Muchaczew czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz