wtorek, 29 grudnia 2020

Magiczne miejsce w centrum Chmielnickiego

 Możesz mieszkać całe życie w jednym miejscu i nie widzieć piękna, które Cię otacza. Możesz przemierzać setki kilometrów, a w domu zostawić niezauważalne cuda.

Pewnie są miejsca w moim Wrocławiu, o których nie wiem, a które są bajeczne, magiczne, piękne... Na pewno takie są... jednak dziś znalazłam miejsce, które jest bardzo blisko mojego tymczasowego domu, a o którym nie miałam pojęcia.


Kawiarenka z bajki. Trochę jak domek baba jagi z Jasia i Małgosi - pachnący dobrą kawą i dobrym ciastem, urzekający drobiazgami, ciepły. Na szczęście zamiast baba jagi, kawiarenkę prowadzą bardzo sympatyczne kobietki. Same stworzyły to miejsce. A co w nim takiego niecodziennego?

Stoliki, każdy ma swoją historię:

Stolik kobiecy, przeznaczony do zwierzeń lub plotek.


Stolik interesów, służy do omawiania spraw służbowych.


Stolik weselny - przy nim zamawia się torty weselne i podobno przynosi szczęście.


 

Stolik elektryczny, przeznaczony dla mężczyzn.


Stolik muzyczny i teatralny, jest złączony i podobno najczęściej zajęty. 

Ja zajęłam ten od interesów, a nie przyszłam z powodów służbowych. Ech... ale i tak bardzo mi się podobał 😄

W kawiarence był też kominek, który dodawał jeszcze ciepła, nie tylko tego zewnętrznego.


A na półkach stał własnoręcznie wykonane przez właścicielkę, podświetlane domki.

Ta kawiarenka ma jeszcze jedną zaletę. Można w niej kupić unikatowe pamiątki i cudeńka:  wisiory, zawieszki, lniane torebki na prezenty, torebki wyszywane, anioły, lalki... oraz przepyszne wyroby cukiernicze.



Na całym świecie są ludzie, którzy potrafią stworzyć "coś z niczego". Wystarczy tylko stworzyć im warunki i nie utrudniać. 😊




piątek, 25 grudnia 2020

Co ma Wigilia do Broniewskiego?

 Nie musiałam bać się samotnej Wigilii, chociaż to nie to samo, co spotkanie z bliskimi i "wytarmoszenie" Nielki, ale jestem bardzo wdzięczna za zaproszenia i te z Chmielnickiego i te z Maćkowiec. U Romana w Chmielnickim Wigilia tradycyjnie odbywa się w domu rodzinnym. W ten wieczór każdy, kto nie pracuje jest u "Babci" na kolacji. Bywa, że tego wieczoru przez dom przewija się ponad 30 osób. Byłam bardzo ciekawa, czy polskie tradycje zachowały się jeszcze w Greczanach. Gdy weszłam do domu przywitał mnie (oprócz domowników rzecz jasna) zapach świeżych, wigilijnych potraw, a stół wyglądał, jak tradycyjny stół Wigilijny w Polsce.



Policzyliśmy i stwierdziliśmy, że liczba dań wigilijnych również się zgadza - 12 dań postnych, jak nakazuje zwyczaj. Jako gość, dostałam wygodne miejsce na wersalce, bo jak ze śmiechem wyjaśnili mi mężczyźni, w tym dniu, żeby dla nikogo nie zabrakło miejsca, dostawia się drewniane ławy, ale na nich siadają dzieci i kobiety, ponieważ i tak nie usiedzą na miejscu, tylko ciągle biegają. U nas też tak jest, gospodyni zawsze siada na tzw. wylocie, żeby łatwo odejść od stołu, co wynieść, podgrzać, przynieść...

Kiedy już wszyscy byli w komplecie, rodzina zmówiła modlitwy, a jakże po Polsku i częstowała się opłatkiem. Różnica polegała tylko na tym, że nie składano sobie życzeń kolejne, a opłatek posmarowany był miodem. Być może jest to tradycja w jakiejś części Polski, a może tradycją stało się, gdy były lata biedy na Ukrainie i ten miód był oznaką dobrobytu - tego nie wiem.

Biesiadowanie było bardzo przyjemne, a goście jedni wychodzili, inni przychodzili - na Ukrainie, to normalny dzień pracy, więc nikogo nie dziwi, że nie każdy może być obecny, jednak każdy w rodzinie, chociaż na chwilę jest u "Babci". Zapytałam, co w sytuacji, gdy mąż i żona mają blisko rodziców. Odpowiedź, co zaskakujące otrzymałam od mężczyzn: córka zawsze bliższa matce, a mąż musi się z tym godzić... Tradycja jest tradycją, w razie konfliktu, można się na nią powołać 😊 (mimowolnie pomyślałam, że to dobrze, że mam córkę).

Odbiegając trochę do Wigilii, Roman pokazał mi skarby, jakie udało mu się zebrać z myślą o wystawie, muzeum... 


Książeczka do nabożeństwa z XIX wieku.




Za takie skarby można było dostać karę śmierci, dlatego często zmieniano okładki (być może na dzieła Lenina) i stawiano w widocznym miejscu na półce, zgodnie z powiedzeniem "najciemniej pod latarnią". 







Zdjęcia z przełomu XIX i XX wieku... Polacy mieszkający na Ukrainie potrafią datować zdjęcia nie tylko na podstawie wyglądu papieru, jakości zdjęć i odzieży... Patrząc na zdjęcie Roman stwierdził, to są lata trzydzieste, okres po wielkim głodzie - nie ma mężczyzn. I wtedy przypomniał mi się wers: "Kiedy przyjdą podpalić dom, ten w którym mieszkasz - Polskę"... Polaków karano za wszystko, przeżyli "piekło na ziemi", ale nie wyrzekli się korzeni. Bohaterem jest nie tylko ten, co walczy bronią... Dostałam wielką lekcję patriotyzmu.

Wracając do Wigilii... poznałam zwyczaj, który być może pochodzi z Polski, a być może nie: najstarsza w rodzinie kobieta, zakrywa sianem część podłogi, cała rodzina na kolanach czeka 😀, a ta rozrzuca cukierki na siano. Zwycięża ten, kto zbierze najwięcej słodyczy.  



Siana w Greczanach już nie ma, ale zwyczaj pozostał, a ile przy tym śmiechu...

Dzień zamieniał się w nockę, a ja po nocnej podróży, a później sprzątaniu i gotowaniu... a jeszcze po takich emocjach, poczułam, że czas zakończyć ten wyjątkowy dzień. Cieszę się, że jest tu coraz więcej chwil, za które powinnam dziękować.

 

wtorek, 22 grudnia 2020

Przedsmak Transylwanii

 Staram się mocno stąpać po ziemi, nie odprawiam guseł, ale moce tajemne, zagadki, w zasadzie wszystko, co pozazmysłowe i zagadkowe, jest w jakimś sensie dla mnie atrakcyjne. Moim pierwszym, zrealizowanym marzeniem podróżniczym był Egipt - poczuć potęgę faraonów, Kleopatry, ujrzeć statek na Nilu, wiozący boską parę - Kleopatrę i Marka... no cóż, widziałam, w Kairze, w muzeum zobaczyłam ich posągi, na Nilu, który dziś niestety bardziej przypomina ściek, w wyobraźni widziałam płynący statek, dotknęłam "czubkami paznokci" sfinksa i byłam szczęśliwa.


Następna miała być Grecja, Rzym i Transylwania, a szczególnie zamek Drakuli. Do Rzymu nie udało mi się jeszcze dotrzeć, ale dziś "otarłam się" o Transylwanię. Zakarpacie obfituje w przeróżne atrakcje, a 4 dni, które mam do dyspozycji, to bardzo niewiele. Właściciel pensjonatu polecił mi pana, który za niewielką opłatą zawiedzie mnie i pokaże 2 zamki. Oczywiście skorzystałam. Zaraz za Użgoradem przejeżdżaliśmy obok term. Podobno są bardzo zdrowe na stawy, ale czasu na wszystko nie starczy, więc tylko z daleka zerknęłam. W pół godziny dotarliśmy na miejsce - Zamek Polanka w Mukaczewie. Stary, powstały w XIII wieku, wybudowany przez króla Węgier zamek, miał chronić przed najazdem Tatarów. 





Pierwsze wrażenie było dosyć dziwne. Najpierw z okiem wyglądała na nas czaszka, na wejściu czekał żebrak, a pierwsze miejsce do zwiedzania, to sala tortur.






Przestałam się dziwić, gdy mój przewodnik wyjaśnił, że Polanka, jako zamek graniczny, między dzisiejszą Słowacją, Węgrami i Ukrainą, przechodził z "rąk do rąk", a największy rozkwit przypadał na okres panowania książąt Siedmiogrodu (Transylwanii). Trochę obawiałam się, co będzie dalej, wiem, że w zasadzie historia Europy, to historia wojen, a władcy nigdy nie powstrzymywali się przed zbrodniami (nawet w kręgu rodziny), ale jednocześnie dbali o rozkwit kultury, nauki, sztuki... ale na szczęście w tym zamku również działy się dobre i ciekawe rzeczy. Po raz pierwszy zobaczyłam rycerza w zbroi i jego konia.



Niby wszystko pięknie, ale szkoda konia i niech ktoś mi wyjaśni, jak taki rycerz wchodził na tego konia w zbroi, która ważyła ok. 20-30 kilogramów. Na konie jest jeszcze coś na kształt trony, więc albo musiała być maszyna, coś na kształt dźwigu, albo pachołki służyły za drabinę i "wnośnik" - niestety, tego już nie pokazali.

Tradycyjnie w zamku była wystawa mody dworskiej i ludowej.








Portrety i popiersia właścicieli zamku.








Mnie zainteresowała rzeźba młodej kobiety z chłopcem, której imię brzmiało Ilona.


Dopiero w domu doczytałam, że to właśnie żona Księcia Transylwanii, z Chorwackiej linii magnackiego rodu Zrinskich, Jelena, a z węgierskiego Ilona. Jedna z najsłynniejszych kobiet w historii Węgier.

Czas biegł nieubłaganie, a został jeszcze jeden obiecany zamek... i tu się bardzo zdziwiłam. 

We wsi oddalonej 12 km. od Użgorada, nad rzeką Użok, stoją ruiny Zamku Newyckiego, który został zniszczony przez (a jakże) gubernatora Siedmiogrodu w XVII wieku.






 Widać, że zamczysko stare, potężne, wytrzymało 300 lat bez opieki i zabezpieczenia, ale słyszę, że zaczęła się renowacja. Mają odbudować zamek na kształt powstałego na przełomie XIII/XIV wieku. Super, myślę sobie, ale gdzie jest haczyk. Ano nie myliłam się... jest.




Na samej górze, "normalne" wejście do zamku wiedzie przez "strefę zakazaną". Powstaje tam prywatny kompleks hotelowy. Dla ekskluzywnych gości, ekskluzywne atrakcje. Mam tylko nadzieję, że zamek nie stanie się strefą zamkniętą.


My przeszliśmy przez teren budowy, a co będzie dalej... czas pokaże.


 


Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...