Nie musiałam bać się samotnej Wigilii, chociaż to nie to samo, co spotkanie z bliskimi i "wytarmoszenie" Nielki, ale jestem bardzo wdzięczna za zaproszenia i te z Chmielnickiego i te z Maćkowiec. U Romana w Chmielnickim Wigilia tradycyjnie odbywa się w domu rodzinnym. W ten wieczór każdy, kto nie pracuje jest u "Babci" na kolacji. Bywa, że tego wieczoru przez dom przewija się ponad 30 osób. Byłam bardzo ciekawa, czy polskie tradycje zachowały się jeszcze w Greczanach. Gdy weszłam do domu przywitał mnie (oprócz domowników rzecz jasna) zapach świeżych, wigilijnych potraw, a stół wyglądał, jak tradycyjny stół Wigilijny w Polsce.
Policzyliśmy i stwierdziliśmy, że liczba dań wigilijnych również się zgadza - 12 dań postnych, jak nakazuje zwyczaj. Jako gość, dostałam wygodne miejsce na wersalce, bo jak ze śmiechem wyjaśnili mi mężczyźni, w tym dniu, żeby dla nikogo nie zabrakło miejsca, dostawia się drewniane ławy, ale na nich siadają dzieci i kobiety, ponieważ i tak nie usiedzą na miejscu, tylko ciągle biegają. U nas też tak jest, gospodyni zawsze siada na tzw. wylocie, żeby łatwo odejść od stołu, co wynieść, podgrzać, przynieść...
Kiedy już wszyscy byli w komplecie, rodzina zmówiła modlitwy, a jakże po Polsku i częstowała się opłatkiem. Różnica polegała tylko na tym, że nie składano sobie życzeń kolejne, a opłatek posmarowany był miodem. Być może jest to tradycja w jakiejś części Polski, a może tradycją stało się, gdy były lata biedy na Ukrainie i ten miód był oznaką dobrobytu - tego nie wiem.
Biesiadowanie było bardzo przyjemne, a goście jedni wychodzili, inni przychodzili - na Ukrainie, to normalny dzień pracy, więc nikogo nie dziwi, że nie każdy może być obecny, jednak każdy w rodzinie, chociaż na chwilę jest u "Babci". Zapytałam, co w sytuacji, gdy mąż i żona mają blisko rodziców. Odpowiedź, co zaskakujące otrzymałam od mężczyzn: córka zawsze bliższa matce, a mąż musi się z tym godzić... Tradycja jest tradycją, w razie konfliktu, można się na nią powołać 😊 (mimowolnie pomyślałam, że to dobrze, że mam córkę).
Odbiegając trochę do Wigilii, Roman pokazał mi skarby, jakie udało mu się zebrać z myślą o wystawie, muzeum...
Książeczka do nabożeństwa z XIX wieku.
Za takie skarby można było dostać karę śmierci, dlatego często zmieniano okładki (być może na dzieła Lenina) i stawiano w widocznym miejscu na półce, zgodnie z powiedzeniem "najciemniej pod latarnią".
Zdjęcia z przełomu XIX i XX wieku... Polacy mieszkający na Ukrainie potrafią datować zdjęcia nie tylko na podstawie wyglądu papieru, jakości zdjęć i odzieży... Patrząc na zdjęcie Roman stwierdził, to są lata trzydzieste, okres po wielkim głodzie - nie ma mężczyzn. I wtedy przypomniał mi się wers: "Kiedy przyjdą podpalić dom, ten w którym mieszkasz - Polskę"... Polaków karano za wszystko, przeżyli "piekło na ziemi", ale nie wyrzekli się korzeni. Bohaterem jest nie tylko ten, co walczy bronią... Dostałam wielką lekcję patriotyzmu.
Wracając do Wigilii... poznałam zwyczaj, który być może pochodzi z Polski, a być może nie: najstarsza w rodzinie kobieta, zakrywa sianem część podłogi, cała rodzina na kolanach czeka 😀, a ta rozrzuca cukierki na siano. Zwycięża ten, kto zbierze najwięcej słodyczy.
Siana w Greczanach już nie ma, ale zwyczaj pozostał, a ile przy tym śmiechu...
Dzień zamieniał się w nockę, a ja po nocnej podróży, a później sprzątaniu i gotowaniu... a jeszcze po takich emocjach, poczułam, że czas zakończyć ten wyjątkowy dzień. Cieszę się, że jest tu coraz więcej chwil, za które powinnam dziękować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz