czwartek, 29 grudnia 2022

Szczęściara


     Pewnie jak każdy, mam złe dni, wściekam się, mam żal i pretensje do całego świat i "wielkiego, jak morze doła". Miewam, takie momenty, ale...

    Tym bardziej i tym głębiej mogę docenić to, jakie wielkie mam szczęście w życiu. Patrząc wstecz, stwierdzam, że było różnie. Najczęściej dosyć ciężko. Pokonywałam kolejne stopnie czasu tak, by przeżyć; robić to, co umiem najlepiej, a jednocześnie nie krzywdzić innych. W okresie świątecznym i 😁 urodzinowym przychodzą człowiekowi refleksje. Zawsze marzyłam o tym, żeby być niezależna: "mogę, a nie muszę". Mam wrażenie, że nadszedł dla mnie ten właśnie czas. JA MOGĘ... MOGĘ WSZYSTKO, ALE JUŻ NIC NIE MUSZĘ. Jestem szczęściarą - osiągnęłam swój cel. Być może jutro, pojutrze, za rok... przyjdzie dzień, który wszystko zmieni, ale dziś tak jest, a los dał mi wiele więcej. Mam wspaniałych ludzi wokół siebie przyjaciół, kolegów i córkę, która stworzyła piękną rodzinę. Mam więcej niż mogłabym kiedykolwiek chcieć. No... może jeszcze... ale co za dużo, to niezdrowo 😜

    Ale bardzo zdrowo jest doświadczyć przyjaźni w potrzebie, a to mi się właśnie zdarzyło. Nie straciłam przyjaciół czy znajomych, a doświadczyłam od bliskich wsparcia i pomocy. Doświadczyłam tego w potrzebie i podczas świąt. Tegoroczne święta były dziwne. Dwa lata temu, rok temu... czekałam na przyjazd do domu, tęskniłam za rodziną, przyjaciółmi... w tym roku było odwrotnie - wiele dałabym za to, by być w Chmielnickim. Tam zostali bliscy mi ludzie. W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób zostałam z nimi związana. Może właśnie wojna spowodowała, że bardzo chciałam wiedzieć i czuć, że są bezpieczni, że spokojnie spędzą święta. Pięknym prezentem dla mnie była wiadomość od Romana, prezesa KIP "SERWUS": pani miejsce czeka 😊. Miejsce, które zajęłam zaproszona na wigilię do babci Ani.

 

Otwórz zdjęcie 

Niby nic takiego, a jednak... a dla mnie, to wiele.

W domu, we Wrocku, też czekały mnie miłe spotkania, nie tylko rodzinne, ale przyjacielskie, życzliwe, niewymuszone. A przerwa świąteczna pozwoliła mi na krótką wycieczkę na wystawę Tamary Łempickiej w Krakowie. Na zobaczeniu tej wystawy, bardzo zależało Uni, ale ja z chęcią jej towarzyszyłam.

 Nie sądziłam, że wystawa cieszy się takim powodzeniem. W okresie międzyświątecznym, w zwykły dzień, stała spora kolejka 😳



Na wystawie zgromadzono ponad 30 obrazów Łempikiej:








Kilka obrazów, które namalowała będąc już starszą kobietą, a które odbiegały od reszty prac (nie wiem, czy to prawda, ale pomyślałam sobie, że może straciła natchnienie, albo miała problemy ze wzrokiem, ręką...).



Było też kilka aktów kobiecych (te jakoś nie przypadły mi do gustu - chociaż o tym się nie dyskutuje).


Uderzyły mnie za to słowa artystki, które na wystawie były wypisane:





I zobaczyłam obrazy - portrety jej męża i córki.




Te portrety i słowa, kłóciły się ze sobą. Niewątpliwie, na początku XX wieku, jej życie,  pełne skandali obyczajowych, nie wpisywało się w kanony życia wyższych sfer, a obrazy nadal zachwycają, należą do najchętniej kupowanych i osiągają zawrotne cen, ale... ale była matką i żoną. Walczyła o swoje małżeństwo, więc mimo wszystko, robiła to co inne kobiety. Jej niewątpliwym atutem było to, że potrafiła wykorzystać dar, który sama otrzymała od niebios. Tak mało i tak dużo... wykorzystać to, co się ma... Na dodatek malarstwo Tamary rozwinęło się nie samoistnie,  a z braku funduszy... 

Ciekawe życie prowadziła artystka, może być dla wielu inspiracją, stworzyła piękne dzieła, ale... chyba nie do końca żyła, tak jak chciała, problemy zmusiły ją do pracy. Problemy stały się jej motorem napędowym. Problemy uczą... a brak problemów rozleniwia 😜.

Bardzo często staramy się "osuwać" problemu dzieci. Boimy się, że są zbyt ciężkie. Chcemy dla nich miękkiej, bezpiecznej drogi. Czy słusznie??? Nie wiem, ale wiem, że:

Ja tam jestem szczęściarą 😜


wtorek, 13 grudnia 2022

Międzynarodowe spotkanie na Jarmarku

Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu. Atrakcja dla mieszkańców i turystów. Lubię tam zajrzeć, bo jest pięknie, bajkowo, kolorowo. W tym roku jednak, nie miałam "głowy" do szukania atrakcji. Te jednak same mnie znalazły. Kamila z podopiecznymi (uchodźcami) z Pałacyku w Ścinawie, zorganizowała wyjazd. No i jak odmówić? 😁 Normalnie nie można. I bardzo dobrze. Nawet nie doszłam do Rynku, a już udzielił mi się świąteczny nastrój, któremu na jarmarku trudno się oprzeć.


      

                  Razem z Bożeną rozpoczęłyśmy poszukiwania Kamili. 


   

Znalazłyśmy ją w towarzystwie wolontariuszek z Anglii. Panie przywiozły ze sobą prezenty mikołajowe dla dzieci i mam z Ukrainy: ciepłe kurtki, zabawki, słodycze... i oczywiście wspólnie ze wszystkimi przyjechały na Jarmark. Panie w Ścinawie były już od kilku dni. Były bardzo miłe, ale Kamila chciała chwilę odpocząć. Nasze pojawienie się, dało jej taką szansę 😀. Już tylko we trójkę poszłyśmy na pyszne "żarełko" do Hard Rock Cafe Wrocław.


     Zaletą tej knajpki, jest jeszcze to, że nie trzeba opuszczać jarmarku. Z okien jest piękny widok na bajkowy las 😁


A jak Mikołaj, to oczywiście prezenty. Dostałyśmy gadżety ze Ścinawy: kalendarze i piękne plecaki, które dzieci same ozdabiają na warsztatach organizowanych przez Pałacyk. 


Przyszła pora zbiórki. Oczywiście, nasze kochane dzieciaki z ośrodka oraz ich mamy, nie omieszkały obdarzyć nas 1000 uścisków. Ten przedświąteczny czas dla uchodźców jest bardzo trudny. Tęsknią za domem, za bliskimi, rodziną. Nauczyciele pracujący dla ORPEG, oprócz pracy dydaktycznej, opiekują się uchodźcami. Szukają również okazji, by dać im radość. Dać szansę na trochę normalności. Bożonarodzeniowy Jarmark we Wrocławiu pozwala na chwilę zapomnieć o zmartwieniach. Zewsząd słychać kolędy, rozchodzą się smakowite zapach, jest bajkowy las i karuzela dla dzieci. To niewiele, ale pokazuje lepszą stronę świata. Zachwyca kolorami i wprowadza w świat wyobraźni i fantazji. Tutaj nie ma blokad kulturowych ani językowych. Na twarzach (nawet tych, na co dzień zmęczonych, zmartwionych i smutnych) widać dziecięcą radość. Takich chwil potrzebują wszyscy i Ci, którzy uciekli od wojny, i Ci, którzy pomagają.To nie zastąpi domu, ale pokazuje, ile dobra jest w ludziach i ile radości można dawać, i otrzymywać, gdy się tylko tego chce.



 

Autobus nadjechał i wszyscy odjechali. Zostałyśmy same na pustej ulicy.


Czy to źle? Nie 😀 Zostajemy z nadzieją na lepsze jutro. Dopieszczone uściskami. Niedługo przecież święta - zaczarowany czas.

 

niedziela, 11 grudnia 2022

Poczuć magię tych świąt...

 Ostatnie dwa lata w grudniu, w Chmielnickim marzyłam o domu, rodzinie, przyjaciołach. Nie przypuszczałabym, że nadejdzie czas, że będą myślała o tym, żeby tam być. A jednak... Trudno jest nie myśleć o tych, którzy tam zostali. Tym bardziej, że kontakt jest bardzo utrudniony. Czasami zaczynam lekcje i czekam... patrzę się w pusty monitor i wiem, że po drugiej stronie jest ktoś, kto nie może się połączyć. "Widzę" twarze dzieci, nasze lekcje w Chmielnickim, uroczystości. Pamiętam wspaniałą, ciepłą Wigilię u babci Ani, gdy nie mogłam wrócić do domu... Babcia Ania... Właśnie dziś dotarła do mnie wiadomość, że babci Ani nie ma wśród nas. Teraz będzie snuć opowieści o rodzinie i o dawnej Polsce w innym miejscu. Mam nadzieję, że pamięć o niej długo będzie żywa. Była pięknym człowiekiem o wielkim sercu. 

We Wrocławiu nie mogę narzekać na nudę. Wręcz przeciwnie. Dzieje się dużo i szybko. Święta zbliżają się wielkimi krokami. Dzieci, które przyjechały tu z Ukrainy, zaczynają bardzo tęsknić za domem... Cieszą się z atrakcji: Mikołaja, teatrzyku na Tumskim...



ale.... ale albo zaufały mi i opowiadają o tym co ważne, albo czują nadchodzące święta i chcą je spędzić u siebie. Uczą się, bawią i rozrabiają, jak zawsze, ale coraz częściej wspominają dom. W większości chcą do niego wrócić. Czekają.... Czeka większość świata.

A życie toczy się dalej... Świat nie czeka, kusi nas kolorami, zapachami... ujawnia swoją magię i prosi, by ją brać. A my bierzemy... cieszymy się kolorowymi światełkami, iskrami, świętami... Patrzymy na teatr tańca i podziwiamy kunszt taneczny, kostiumy, scenografię...





Cieszymy się iluminacją w ogrodzie...






Czekamy na coś dobrego, czekamy na cud... I czasami on się zdarza. Niezauważony, cichutki, przemijający, jak uśmiech dziecka w ponury dzień, jak spotkanie z przyjacielem, jak tęcza po burzy. Trzeba tylko chcieć go zauważyć. Tylko tyle... 

Ps.

Krysiu, dziękuje, za pomysł na prezent Mikołajkowy. Wieczór w magicznym ogrodzie 😃

sobota, 3 grudnia 2022

Kicz i komercja...

 Jeśli ktoś lubi planować, a działać w pełnym chaosie, to zapraszam na szkolenie. Cokolwiek zaplanuję, myślę, że mam wszystko ułożone, przewidziane, pewne... 😊 i jestem z siebie dumna, że uporządkowałam... 😂 to jakiś złośliwy chochlik wszystko burzy i cieszy się, że "zrobił mnie w konia". W takich sytuacjach jedyne co mogę zrobić, to uczyć się działać w chaosie i to chyba stało się moją mocną stroną - improwizacja.

Miałam ustalony termin remontu na wrzesień/październik. Powoli, spokojnie miałam zakończyć ten etap w październiku/listopadzie... W telewizji remont całego domu trwa 5 dni. Domownicy wyprowadzają się i wracają do nowego domu - "na gotowo".  Ja chciałam wyremontować tylko 2 pomieszczenia i zdawałam sobie sprawę, że mogą wystąpić pewne komplikacje dlatego wydłużyłam plan na 2 miesiące. No właśnie 😂, to jednak o wiele na mało. Totalny bałagan i chaos, w międzyczasie choroba, a pobyt w Rzymie opłacony. Co tam... Trzeba jechać 😂. 

No to lecimy...



Nie miałam czasu na przygotowania. Bardzo chciałam zobaczyć Koloseum, ale nie miałam wielkich oczekiwań... Wielkie oczekiwania miałam lecąc do Egiptu, po to by zobaczyć Kleopatrę z Antoniuszem, płynących złota łodzią 😂😂. Nieco mniejsze szukając Ateny w Grecji 😂😂. Uśmiałam się zwiedzając jaskinię Odyseusza w Chorwacji. Do Rzymu wybierałam się "na żywca"... Wieczne miasto... miasto na 7 wzgórzach... Neron... Panteon... eeee tam....  

Początek był zaskakujący. W opłaconym przez nas mieszkaniu nikt nie czekał, a był środek nocy. 😖 No i klops... zaczyna się nieźle... Po godzinie zostaliśmy poinstruowani, jak dostać się do środka. Jeden po drugim wjechaliśmy windą na 5 piętro. To ważne, bo tak też powinno być u nas. Na klatce schodowej została wykorzystana niewielka przestrzeń, by ułatwić pokonanie wysokości. W windzie mieściły się najwyżej 2 osoby, ale dla starszych bądź niepełnosprawnych osób, to zbawienie.


Dzięki doświadczeniu i przewidywalności Aldonki, mieliśmy bilety do Muzeum Watykańskiego i Koloseum. Zaczęliśmy intensywne zwiedzanie. Pierwsze momenty były dosyć trudne. Nikt z nas nie znał dobrze włoskiego, każdy miał własne preferencje, czasu niewiele... ale z czasem udało się "bez walki wręcz", przebrnąć przez kolejne trudności komunikacyjne - w wielu wymiarach tego określenia. Intensywność pobytu nie pozwalała na swary i waśnie - na szczęście 😂😂😂😂.

Rzym, to pierwsze miejsce, do którego chcę na 100% wrócić. Nie znalazłam tam tego, co miałam w głowie, ale zrozumiałam, że chaos w sztuce, różnorodność, mieszanie stylów, nadbudowa kultur... kicz i komercja - to życie i to jest piękne. To był za krótki czas, by wszystko zrozumieć, dotknąć, poukładać sobie w głowie. Z jednej strony progres - początek Europy katolickiej, z drugiej Panteon - świątynia bogów. Z jednej strony stolica Piotrowa, z drugiej - cyrk i Koloseum... Dobro i zło, piękno i brzydota, bogactwo, świetność i bieda, poniżenie, bezdomność... świętość i rozpusta... Rzym... miejsce, do którego warto wracać, by odczuć ducha ludzkości.









































Arrivederci Roma!!

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...