Pewnie jak każdy, mam złe dni, wściekam się, mam żal i pretensje do całego świat i "wielkiego, jak morze doła". Miewam, takie momenty, ale...
Tym bardziej i tym głębiej mogę docenić to, jakie wielkie mam szczęście w życiu. Patrząc wstecz, stwierdzam, że było różnie. Najczęściej dosyć ciężko. Pokonywałam kolejne stopnie czasu tak, by przeżyć; robić to, co umiem najlepiej, a jednocześnie nie krzywdzić innych. W okresie świątecznym i 😁 urodzinowym przychodzą człowiekowi refleksje. Zawsze marzyłam o tym, żeby być niezależna: "mogę, a nie muszę". Mam wrażenie, że nadszedł dla mnie ten właśnie czas. JA MOGĘ... MOGĘ WSZYSTKO, ALE JUŻ NIC NIE MUSZĘ. Jestem szczęściarą - osiągnęłam swój cel. Być może jutro, pojutrze, za rok... przyjdzie dzień, który wszystko zmieni, ale dziś tak jest, a los dał mi wiele więcej. Mam wspaniałych ludzi wokół siebie przyjaciół, kolegów i córkę, która stworzyła piękną rodzinę. Mam więcej niż mogłabym kiedykolwiek chcieć. No... może jeszcze... ale co za dużo, to niezdrowo 😜
Ale bardzo zdrowo jest doświadczyć przyjaźni w potrzebie, a to mi się właśnie zdarzyło. Nie straciłam przyjaciół czy znajomych, a doświadczyłam od bliskich wsparcia i pomocy. Doświadczyłam tego w potrzebie i podczas świąt. Tegoroczne święta były dziwne. Dwa lata temu, rok temu... czekałam na przyjazd do domu, tęskniłam za rodziną, przyjaciółmi... w tym roku było odwrotnie - wiele dałabym za to, by być w Chmielnickim. Tam zostali bliscy mi ludzie. W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób zostałam z nimi związana. Może właśnie wojna spowodowała, że bardzo chciałam wiedzieć i czuć, że są bezpieczni, że spokojnie spędzą święta. Pięknym prezentem dla mnie była wiadomość od Romana, prezesa KIP "SERWUS": pani miejsce czeka 😊. Miejsce, które zajęłam zaproszona na wigilię do babci Ani.
Niby nic takiego, a jednak... a dla mnie, to wiele.
W domu, we Wrocku, też czekały mnie miłe spotkania, nie tylko rodzinne, ale przyjacielskie, życzliwe, niewymuszone. A przerwa świąteczna pozwoliła mi na krótką wycieczkę na wystawę Tamary Łempickiej w Krakowie. Na zobaczeniu tej wystawy, bardzo zależało Uni, ale ja z chęcią jej towarzyszyłam.
Nie sądziłam, że wystawa cieszy się takim powodzeniem. W okresie międzyświątecznym, w zwykły dzień, stała spora kolejka 😳
Na wystawie zgromadzono ponad 30 obrazów Łempikiej:
Kilka obrazów, które namalowała będąc już starszą kobietą, a które odbiegały od reszty prac (nie wiem, czy to prawda, ale pomyślałam sobie, że może straciła natchnienie, albo miała problemy ze wzrokiem, ręką...).
Było też kilka aktów kobiecych (te jakoś nie przypadły mi do gustu - chociaż o tym się nie dyskutuje).
Uderzyły mnie za to słowa artystki, które na wystawie były wypisane:
I zobaczyłam obrazy - portrety jej męża i córki.
Te portrety i słowa, kłóciły się ze sobą. Niewątpliwie, na początku XX wieku, jej życie, pełne skandali obyczajowych, nie wpisywało się w kanony życia wyższych sfer, a obrazy nadal zachwycają, należą do najchętniej kupowanych i osiągają zawrotne cen, ale... ale była matką i żoną. Walczyła o swoje małżeństwo, więc mimo wszystko, robiła to co inne kobiety. Jej niewątpliwym atutem było to, że potrafiła wykorzystać dar, który sama otrzymała od niebios. Tak mało i tak dużo... wykorzystać to, co się ma... Na dodatek malarstwo Tamary rozwinęło się nie samoistnie, a z braku funduszy...
Ciekawe życie prowadziła artystka, może być dla wielu inspiracją, stworzyła piękne dzieła, ale... chyba nie do końca żyła, tak jak chciała, problemy zmusiły ją do pracy. Problemy stały się jej motorem napędowym. Problemy uczą... a brak problemów rozleniwia 😜.
Bardzo często staramy się "osuwać" problemu dzieci. Boimy się, że są zbyt ciężkie. Chcemy dla nich miękkiej, bezpiecznej drogi. Czy słusznie??? Nie wiem, ale wiem, że:
Ja tam jestem szczęściarą 😜
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz