poniedziałek, 11 października 2021

Domowy weekend

 Umysł człowieka, to jednak skomplikowana maszyna. Tęskni... za domem, przyjaciółmi, smakami, zapachami... ale w ten weekend, przekonałam się, że trochę można go oszukać. Może nie do końca oszukać, ale do rzeczy...

Umówiłam się z koleżankami z ORPEG na weekend w Krzemieńcu. Tam są przydzielone 2 nauczycielki - Bożena i Teresa, a dojechała jeszcze jedna z Tarnopola - Marianna, no i ja. Cieszyłam się na spotkanie i cieszyłam się również z tego powodu, że Krzemieniec jest na mojej długiej liści miejsc na Ukrainie, które chcę odwiedzić. W tym wypadku ważniejsze było spotkanie z koleżankami. Brak mi było rozmów po polsku, gdzie rozumie się w pół zdania i śmieje z dowcipów, które rozumie człowiek wychowany w tej samej kulturze. 

Z Chmielnickiego do Krzemieńca jest jakieś 170 km. 😂😂😂😂 W swojej naiwności miałam nadzieję, że dojadę w 2 godziny.... nic z tych rzeczy... a 5 godzin - nie łaska 😂😂😂 No trudno... jeśli nie można inaczej, niech będzie 5. W wyobraźni "wytaczałam się na czterech", po takiej podróży. Znam już tutejsze drogi i ból (niewykształconego do końca ogona) po wybojach, a tu okazało się, że nie jest aż tak źle. Mniej więcej co godzinę postój 15  minutowy, można zatem rozprostować kości i nawet "odetchnąć świeżym powietrzem".

Mniej więcej w połowie drogi odczytałam znaną mi nazwę - Białogóra. 😂😂 W mojej wyobraźni natychmiast pojawił się film: Z przyjaciółką i naszymi dziećmi, które (cała trójka - Kamila, Michał i Tomek) były alergikami, wyjeżdżałyśmy na kilka tygodni nad morze - właśnie do Białogóry. Tam dzieciaki nie chorowały, a my mogłyśmy odetchnąć od codzienności i trosk. Na kilka dni zawsze ktoś jeszcze przyjeżdżał i wtedy my (co prawda byłyśmy i tak młodymi kozami, bo miałyśmy 25-28 lat), ale mogłyśmy pohasać na dyskotece. Wiejska, prawdziwa dyskoteka 😂😂😂, a rano czarne okulary, bidon i śniadanie dla dzieci - piękny czas. Ta Białogóra była trochę inna, a zachwycił mnie ten widok.



 Już miałam dobry humor. A im bliżej Krzemieńca, tym lepszy. 

Tak... oczywiście, nie byłabym sobą, gdyby wszystko szło pięknie do końca. Przed Krzemieńcem dzwonię do Bożeny, dzwonię, a telefon odpowiada, że to zły numer.... komunikator którym się posługujemy w polskim telefonie... adresu brak... próbuje wybrać numer jeszcze kilka razy... to samo... nożesz...  Wysiadłam na dworcu... Patrzę... oj, miasteczko, jak nasze górskie z okolic Sudetów i co? Szukać hotelu? Internetu? Eureka!!! Mam polski telefon!!! Udało się!!! Ale chyba "z nerw" i pośpiechu moja koleżanka przybiegła niczym "Twardowski na kogucie", w dwóch różnych butach. Urocze to było, ale zdjęcia nie zrobiłam, aż taka nie jestem 😜. Na szczęście dotarłam i zostałam ugoszczona iście po królewsku - obiadek "palce lizać".


Zgodnie z ustaleniami poszłyśmy zwiedzać miasto. Najpierw do dziadków i rodziców naszego wieszcza - Słowackiego. Potem jego dom, przekształcony na muzeum.






Meble, co prawda nie oryginalne, ale z epoki. Wszystko wyważone i z klasą. Pani, która współpracuje ze szkolą dziewczyn pozwoliła nam zrobić pamiątkowe zdjęcia w salonie.


A ja "wpadłam na pomysła", że wpasujemy się w ramce, w wystrój salonu. W końcu to wcale niełatwe znaleźć w jednym miejscu 4 nauczycielki z ORPEGU na Ukrainie.


 Tak oto jesteśmy w salonie Słowackiego na ścianie, a nasze autografy zostały w pamiątkowej księdze.


Nadszedł czas na Liceum Krzemienieckie. Chyba nic więcej nie trzeba tłumaczyć - historia, wielkość, cywilizacja... To musiał być czas naszej wielkości...




No niestety... czas... część, która teraz jest cerkwią, została odnowiona, reszta czeka i aż prosi... ale ma to też dobre strony... szłyśmy po stopniach, które nosiły jeszcze ślady założycieli i uczniów szkoły.

Dołączył do nas przyjaciel Bożeny - Wiktor i wniósł trochę humory...



Wskazując na Matkę Boską Bolesną, oświadczył, że jest podwójnie bolesna, bo dużo jej brakuje do poprzedniej wersji, która "chwytała za serce" kunsztem. I po tej interpretacji sztuki, zachwycałyśmy się ogrodem botanicznym, założonym za czasów świetności szkoły.



Zrobiłyśmy też kilka pamiątkowych ujęć, mniej formalnych, na przykład ujęcie z rzeźbą "ochrzczoną" przez dziewczyny Goplaną 😁




W Krzemieńcu jeszcze jedna znana budowla edukacyjna, która czeka na zainteresowanie historyków i konserwatorów - szkoła muzyczna.


Piękny, historyczny budynek. W fatalnym stanie. Czy doczeka się renowacji?

Podczas całej wycieczki moje przewodniczki mówiły o Bonie wskazując na wzniesienie, na którym widać było ruiny i powiewającą flagę Ukrainy. Nie dotarłyśmy tam... mi jednak nie dawało to spokoju: Prezent dla Bony? Ona nawet tu nie była? Sprawdziłam:

W 1536 roku starostwo krzemienieckie otrzymała od Zygmunta Starego królowa Bona. Najprawdopodobniej nigdy do Krzemieńca nie przyjechała, ale swoimi gospodarskimi poczynaniami zasłużyła się dla miasta i zamku. Starą twierdzę kazała przebudować w duchu renesansu i odnowić umocnienia. Zamek miał wtedy trzy wieże a jego murów broniła artyleria. Na dziedzińcu znajdowała się cerkiew św. Mikołaja. Miasto królowa obdarowała przywilejami. W zamian mieszkańcy ochrzcili jej imieniem wzgórze zamkowe (397 m n.p.m.). (https://www.krajoznawcy.info.pl/krzemieniec-gruzy-na-wzgorzu-krolowej-bony-45886) Niestety od 1648r., z zamku zostały tylko ruiny. Istnieją do dziś.

Zostałam zaproszona również do szkoły moich gościnnych koleżanek. Szkoła mieści się na parterze domu prezesa stowarzyszenia, który je zaprosił. Uważam, że jak na szkołę sobotnio-niedzilną, to warunki super. Z tego, co mówiły 200m.kw. Do tego wyposażenie i zaplecze kuchenne, i sanitarne.






Z całego serca życzę swoim prezesom, żeby w Chmielnickim też było podobnie.

Mój czas w Krzemieńcu dobiegał końca, ale jeszcze przed odjazdem, Bożena i Teresa, zaprosiły mnie do bardzo klimatycznej knajpki.





"Wieś tańczy i śpiewa" czyli moje klimaty. Skąd wiedziały? 😁😁😁

Jestem dziewczynom bardzo wdzięczna za ten czas. Mam nadzieję, że to pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie. Może następne w Chmielnickim?... Zapraszam 😀

Już w autobusie, pomyślałam sobie, że Wrocław szczyci się dzielnicą 4 świątyń. To dobrze, ale w małym 20- tysięcznym Krzemieńcu tuż obok siebie są świątynie prawosławne, protestanckie, katolickie, a synagoga była, ale teraz działa w niej dworzec autobusowy.

Ilustracja (zdjęcie z internetu)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...