Góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem - zawsze.
To już miesiąc w domu 😁 Czas leci niesamowicie, a mnie się zdaje, że dopiero co przyjechałam. Cieszyłam się, że całe 3 miesiące... no tak... 3 miesiące, ale jak rok szkolny, nie było się w domu, to dni nie biegną, a uskuteczniają jakiś maraton. W dodatku krąży jakiś wirus, no, nie ten covidowy, ale dzieci nie zdążyły się wychorować jesienią i zima, więc chorują na potęgę teraz. Mnie też dopadło 😉 dwutygodniowy wirus dziecięcy, a więc kilka dni z głowy 😒. Przyjaciele czekają, działka czeka, na zewnątrz i w domu upał, że naleśniki można smażyć, a ja kaszel gruźliczy i w domu... no cóż, nie ma co narzekać... Wszystko musi poczekać, ale moja działka, to istna dżungla 😕 strach się bać. Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle.
Przed wyjazdem w Chmielnickim żartowali, że jak ktoś z nich się zjawi we Wrocławiu, to ja będę mówić: No sorry, właśnie jestem na wakacjach 😂 i niewiele brakowało, a tak by było. W czasie mojej choroby dzwoni Natala, że przyjeżdża do córki na kilka dni... a ja 😂😂: no sorry, jestem chora 😂😂😂.
No nie, aż taka nie jestem. Jeszcze z głosem "żula" i oddechem "asmatyka", ale nie darowałam sobie spotkania. Tym bardziej, że na Rynku pierwszy po covidzie jarmark.
No i oczywiście Natala nie wiedziała, że koniecznie trzeba pogłaskać naszego niedźwiedzia na Rynku, a że życzę jej jak najlepiej, to musiałam jej to "uświadomić" - posłuchała 😜 szczęście jej nie ominie.
Dwa dni później było mi już znacznie lepiej i z największą ochotą umówiłam się z Natalą na obiad 😄. Wybrałam, a jakże, knajpeczkę niecodzienną w cudownej okolicy, czyli Barkę Tumską przy Ostrowiu Tumskim. Taka byłam z siebie zadowolona, że i coś historycznego, i pełna kultura, i atrakcja, bo barka... Po drodze było jeszcze nasze urocze Muzeum Narodowe z parkiem...
Urokliwe widoki z mostów na Odrze...
No i wybrana przez ze mnie restauracja... jak się okazało w tym dniu z imprezą zamkniętą. 😟 No to tylko mnie mogło spotkać (zresztą moja wina, bo nie sprawdziłam). Cóż, nie ma tego złego 😏, tylko buty niewygodne 😁. Poszłyśmy do Domu Jana Pawła, pomyślałam, że widok z oranżerii na ogród botaniczny zrekompensuje nam barkę.
I pewnie tak by było, tylko część jadalna w hotelu była zamknięta. 😓 Szczerze mówiąc, już było mi strasznie głupio i nic nie usprawiedliwia mojego wieczne "roztargnienia" i "chodzenia na żywioł", ale uratowała nas Lwia Brama....
W samym centrum Ostrowia... zaczęło się nie najlepiej, bo nie było wolnych miejsc i "organizowałyśmy" sobie fotele, ale jedzonko... 😋 poezja smaku...
Jak mówią: głupi ma szczęście i tylko to mnie uratowało przed pełną kompromitacją 😁😁😁