poniedziałek, 21 czerwca 2021

Nie pora na sen...

 Ucieka dzień za dniem. Mijają minuty, godziny, dni... W domu. Jestem w domu. U siebie. Tu, gdzie znam każdy kąt, gdzie słońce świeci i deszcz pada, taki sam zawsze, od urodzenia... Dobrze jest być w domu. Dobrze... a jednak... a jednak myślę, że wyjazd na Ukrainę to jedna z najlepszych decyzji. To wolność!!!

Moje miasto również powitało mnie niespodzianką. Mimo trwającej pandemii, na Rynku zorganizowano jarmark. Może będzie lepiej, może opuści nas pandemia i znów nastaną dobre dni. Może....


 Może... Ale każda bitwa pochłania ofiary. Nawet zmiany na lepsze mogą boleć. Nikt nie wie, co przyniesie kolejny dzień... jakie zmiany nastaną... jaka rzeczywistość nas czeka... nadzieja umiera ostatnia, ale... wokół oprócz radości, spokoju, nadziei, w domu czaił się mrok. 

Osobiście nie znam nikogo, kto odszedłby z powodu covid. Znam osoby, które chorowały, ale z tego wyszły. To bliski mi osoby, ale są, żyją... a śmierć upomina się o tych, co chorobą nie były dotknięte, nie chorowały na covid. Jeszcze przed moim wyjazdem, samotnie w szpitalu odszedł ojciec mojej przyjaciółki. Pewnie nie ma idealnych rodzin, na świecie żyją ludzie, a ci popełniają błędy, "grzeszą", mają swoje wady... Ale wiem jedno: pożegnanie z moim ojcem, było jedna z najważniejszych chwil z moim życiu, moja przyjaciółka nie mogła tego doświadczyć. To, że był sam, na zawsze będzie ją bolało. Czy tak musiało być?

Zupełnie niespodziewanie odeszła mam mojej koleżanki. Nie chorowała na żadne ciężkie, przewlekłe choroby. Odeszła w domu. Sama. Pozostawiła córkę w żałobie i z pytaniami, które nigdy nie znajdą odpowiedzi. Czy tak musiało być?

W mojej rodzinie również pojawiła się śmierć. Śmierć na życzenie. Ojciec zostawił dwie córki. Małe córki... Jak potoczą się ich losy? Czy poradzą sobie z tą traumą? Czy tak musiało być?

Odeszła również Joanna - matka "moich" dzieci. Będąc dyrektorem, nie pozwalałam sobie na bardzo bliskie relacje z rodzicami. Z Joanną również nie miałam kontaktów poza służbowych, a jednak... a jednak była jednym z tych rodziców, których pamięta się lata: życzliwa, kontaktowa, na swój sposób zwariowana... Kochała życie i dzieci. Z jej inicjatywy i z jej pomocą poprowadziłam z dziećmi kilka niezapomnianych zajęć: wycieczki, warsztaty kulinarne... Dwa lata temu zachorowała na raka. Walczyła. Przychodziła blada, wycieńczona, w kolorowych chustkach na głowie, ale zawsze z uśmiechem na ustach. Dumna, walcząca - kobieta, żona, matka... Człowiek. Była piękna i dumna w tej walce. Odeszła... zostawiła dwójkę małych dzieci... nie przegrała, odeszła... stanęłam nad jej grobem i jedyne, co przyszło mi do głowy, to: Wstawaj! Walcz! Nie pora jeszcze na sen!

Za późno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...