środa, 23 września 2020

Pocztówka z Winnicy

 Natalia z SERWUSA wybierała się do Winnicy na szkolenie z pozyskiwania funduszy. Cały czas "walczą" o odzyskanie miejsca dla Polonii w Domu Ludowym w Chmielnickim. Skorzystałam z możliwości zobaczenia Winnicy (tym bardziej, że to miasto rodzinne mojej Ludki - pierwszej wolontariuszki, którą gościłam we Wrocławiu).

Niestety autobus do Winnicy odjeżdżał z samego rana, ale co tam, dla przygody - warto. No więc o 6 rano, gdy ciemno na dworze i życie jakby zamarło... jedziemy.

Dotarłyśmy na miejsce, a tam miła niespodzianka.


Do hotelu, w którym odbywało się szkolenie, zapraszała piękna pani z parasolką. Okazało się w środku, że ja również mogę się zapisać na szkolenie. Po dobrej kawie poszłam z ciekawości na jeden panel - trafiłam na etyczny aspekt pozyskiwania funduszy. Ze zdziwieniem zorientowałam się, że nie dość, że szkolenie niczym się nie różni od tych prowadzonych u nas, to jeszcze wiele rozumiem. Co prawda nie śmiałam się odezwać po Ukraińsku, ale moje spostrzeżenia dotyczące tematu przekazałam Natalii, a ta uznała, że są dobre i przekazała dalej.

Na drugi panel zostawiłam Natalię, a sama poszłam zobaczyć miasto. Pomaszerowałam główną ulicą i na co trafiłam? Z jednej strony kościół rzymskokatolicki i pomnikiem naszego papieża.


Po drugiej stronie ulicy mieniąca się złotem świątynia prawosławna.


Kilkadziesiąt kroków dalej spotkałam wielkiego bohatera narodu.


Trochę mnie zdziwiło, że tak wielki bohater, a głowę mu wbili na pal, ale pewnie się nie znam.


Zresztą, przestała mnie ta głowa interesować, gdy zobaczyłam wystawę cukierni znanej w całej Ukrainie.


Śmieszny, bajkowy świat, który zawsze mnie fascynował, a w dodatku żywy, bo kukiełki się poruszały.

W winnicy poczułam się trochę jak w domu, gdy dotarłam do fontanny. Tutaj też woda tańczy w rytm muzyki, niczym przy Hali Stulecia.


Po smakowitym obiadku, który jako uczestnik szkolenia mogłam skonsumować, poprosiłam Natalię o wspólne zwiedzenie Rynku Winnickiego: Nie do wiary! W wielu miastach na Ukrainie Rynku po prostu nie ma. Natalia pokazała mi plac, który rynkiem nie jest, ale jest pewnym odpowiednikiem.


W centralnym miejscu tego placu stoi wieża, a obok...


Ni jakżeby inaczej... geroj, na boj!!!

Tylko wśród tysięcy nazwisk poległych, wiele, bardzo wiele nazwisk brzmiących bardzo znajomo... po polsku.

Tym smutnym akcentem zakończyłabym zwiedzanie Winnicy. Ale... jadąc autobusem zobaczyła.... RAKIETĘ!!! Wielka i ciężka, i pot z niej spływa... sięgnęłam po komórkę, żeby zrobić zdjęcia, ale niestety - torba kobiety, to wielka tajemnica i ciężko z niej wyjąć to, co akurat jest niezbędne, a rakieta rozpłynęła się w oddali.

Dojechaliśmy do dworca kolejowego i znów niespodzianka - wnętrze dworca bardzo przypomina Wrocławską dyrekcję PKP, tylko jest dużo mniejszy.


Winnica, kojarzyła mi się z miastem południa - świeżym, zielonym, pachnącym winogronem. Nie jest taka. Jest zwyczajnym miastem kontrastów, ale warto było  się o tym przekonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...