11 listopada. Święto Niepodległości. Ten czas, gdy nasz wieszcz narodowy pisał:
"Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie...", minął bezpowrotnie. Nie ma żadnego szacunku. Nie ma prawdy. Nie ma prawa. Politycy prześcigają się w łamaniu prawa i gnębieniu najsłabszych. Jestem nauczycielem. Już nie odpowiadam za innych nauczycieli (na szczęście), już nie kieruję placówką i to jest moja największa radość. Mimo wszystko, moje pedagogiczne serce nakazuje mi milczeć o tym, co czuję patrząc na działalność naszych władz. Z pewnym świadomym zakłamaniem pokazuję uczniom tę lepszą stronę mojej ojczyzny.
Młodszym daję nadzieję, że być może Ukraina, tak jak przed laty Polska - powstanie i będzie niepodległa. Opowiadam im o rozbiorach, walce o polskość, o wolność.
Starszym, tym, co przybyli uciekając przed wojną pokazuję historię. Staram się ważyć słowa i opowiadać o faktach, bez komentarzy, by uniknąć błędu. By nie pokazać niepokoju i walki, jaka się toczy w mojej głowie. To trudne, ale możliwe. Nie mogę, nie mam prawa przekazywać własnych przekonań. Przekonań, że Polska pada, nie ma gospodarza.
Pokazuję zatem historię, którą zostawili po inni - Czesi, Austriacy, Prusacy. Zachwalam dzielnicę czterech świątyń, mówiąc o otwartości i tolerancji.
Zachwalam muzeum ulokowane w budynku dawnego arsenału. Tłumaczę znaczenie naszego miejskiego herbu, myśląc, jak inni postrzegają nas teraz. Czy na pewno Polska jest krajem przyjaznym i bezpiecznym? Ja, czuję się tu coraz gorzej.
Opowiadam o czasach, w których w centrum miasta handlowano mięsem, a teraz działają artystyczne dusze.
Opowiadam historie i legendy o moim rodzinnym mieście.
Robię to wszystko z radością, bo lubię swoich uczniów i kocham swoje miasto, ale... niepokój nie chce mnie opuścić. Dlaczego? Dlaczego ludzie, którzy posiadają władzę, mają zabezpieczone duże środki na życie, tak podle postępuje z innymi? Czy to koniec naszej kultury? Czy tak właśnie musi być?
Zawsze z przyjemnością czytałam blog dyrektora z Bemowa. Może nie zawsze się z nim zgadzałam, ale pisał rozsądnie, z taktem pedagogicznym i nadzieją. Ostatni post był inny. Bardzo mnie poruszył - nawet on stracił nadzieję.
Na trudne chwile pomaga mi wyjazd. 11 listopada... początek... źródło... wielkopolska... Poznań...
Podobno to tam, na Ostrowiu Tumskim złożone zostały szczątki naszych pierwszych władców: Mieszka i Bolesława. To tam wszystko się zaczęło.
To na tamtejszym Rynku koziołki uratowały wizytę poważnego gościa.
To tam rozpowszechniono legendę o św. Marcinie i na jego cześć 11 listopada można kupić najsłodsze, najsmaczniejsze rogale Marcińskie.
Czy tam też znajdzie się ktoś, kto przyniesie nadzieję dla Polski? Nie wiem. Czy każdy, kto usiądzie na stołku władzy pozbywa się natychmiast prawdy, szacunku i dobra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz