niedziela, 2 kwietnia 2023

Expressem w świat

 Ten rok szkolny jest zupełnie inny niż wcześniejsze. Wyjeżdżając na Ukrainę w czasie pandemii, nie myślałam, że to początek tak dużych zmian w moim życiu zawodowych, ale też prywatnym. Znów ponad rok jestem w domu, a pracy wcale nie jest mniej. Jest inna... Lekcje zdalne nie są moim ulubionym sposobem komunikacji, ale trzeba dostosować się do nowych okoliczności, albo odejść... poszukać czegoś nowego... Co do mnie, to była naturalna kolej rzeczy. Nawet do głowy mi nie przyszło, że mogę tak o... z własnej woli całkiem opuścić tych, co zostali. Mam wrażenie (i potwierdzają to doniesienie ze Ścinawy), że zaczyna się powolny etap przed adaptacją. Szukanie najlepszego wyjścia z sytuacji, w której  uchodźcy się znaleźli, a na Ukrainie, chęć normalizacji - odnowa, wrócenie do tego, co było... Niestety, to wszystko musi trwać, a nowe czasem boli...

Oczywiście nowa sytuacja u mnie, również spowodowała pewne zmiany.  Jest inaczej i ja funkcjonuje trochę inaczej. W tygodniu zajęcia mam i rano, i wieczorem, a moja znajomość z koleżanką z Krzemieńca, która zaczęła się stosunkowo niedawno, (ale w sytuacji ekstremalnej), stała się ważna. Często razem szukamy atrakcji, które "oderwą" nas od codzienności. Tak też było tym razem. Jej urodziny 2 kwietnia, miałyśmy spędzić na wycieczce w Dreźnie - piękne otoczenie, wiosna... Niestety, zaplanowałyśmy to chyba nie w porę, bo wycieczka się nie odbyła. Zaproponowano nam w zamian Budapeszt. Ups... Pamiętam, że w innym życiu, z koleżankami wybrałyśmy się tak do Wiednia. Cała noc podróż, w Wiedniu chwila zwiedzania i Jarmark Bożonarodzeniowy i powrót nocny w autobusie. Koszmar... siedzenie i kręgosłup bolały jeszcze z tydzień 😓ale... dla towarzystwa "Cygan dał się powiesić". Mimo obaw i stresu nie wycofałam się, a wręcz przeciwnie... trochę wbrew sobie namawiałam do wyjazdu. Sprawdziłam jeszcze trasę - na mapie 7 godzin drogi. Ok. Jedziemy...

Jechaliśmy 12 godzin 😟... Ucieszyłam się, bo w autobusie piętrowym dostaliśmy miejsca "kierowcy" na piętrze. Nasze towarzyszki podróży z siedzeń obok miały trochę inne zdanie: "w razie wypadku wypadniemy przez okno". 😕 No i trach... to co było zaletą zmieniło się w wadę... na szczęście tylko na chwilę 😜. Miałyśmy widoki przed sobą i więcej miejsca na nogi, co w przypadku takiej podróży ma kolosalne znaczenie. Dojechałyśmy na miejsce...



Tam wiosna już w pełni, ale... 12 godzin jazdy... nocka w plecy, żeby dojechać do "Bielan Wrocławskich"??!!! 😖

Na szczęście, to była tylko przerwa na siusiu. Po kilku minutach widok był zupełnie inny.














Cudo!!! Nie da się opisać widoku tego miejsca. A widok na Dunaj i parlament, to... 😇 to trzeba zobaczyć!


W dodatku - NIEBO! Nie wiem, czy to z okazji naszego przyjazdu, czy niebo jest tam takie zawsze, ale to wszystko razem robiło wrażenie nieziemskiego, nierealnego... ufff... nic, ino zobaczyć i zostać... utrzymać na długo... PIEKNE!!! i takie... czyste... jednolite w architekturze, materiale... 

No i cóż... trochę w tym racji, bo okazało się, że i owszem, pierwsze wzmianki o zamku to okres średniowiecza, ale... w XVI wieku, gdy Turcy rezydowali w Budapeszcie stary zamek zniszczyli, a i zbudowany z XVIII wieku przez Habsburgu (za czasów Austro-Węgier) też zakończył żywota w czasie II wojny. Obecne wzgórze zamkowe posiada obiekty w większości powojenne i nadal trwa budowa.
















Mimo wszystko, robi wielkie wrażenie... 👌Warto było przemęczyć się tę jedną noc, by to zobaczyć.

Nie ominął nas też Jarmark Wielkanocny, a nawet bardzo miłe spotkanie z kobietką z Gruzji, która pomogła nam wybrać szal urodzinowy.





Z drugiej strony Dunaju, nie było już tak pięknie, chociaż kilka obiektów było ciekawych.










Tutaj też zobaczyliśmy flagę Ukrainy. Znak, że Węgry nie wiedzą chyba do końca, po której stronie się opowiedzieć - zresztą nie po raz pierwszy...


Punktem kulminacyjnym wyprawy był rejs... po pięknym, modrym Dunaju 😊






Przed odjazdem zobaczyliśmy jeszcze Plac Defilad...





i.... zamek, jak z bajki... jakby średniowieczny... jakby tajemniczy... jakby na wodzie...



Jakby... a jego historia jest trochę ponad 100-letnia. Otóż w 1896 z okazji 1000-lecia Węgier odbyła się wielka Wystawa Milenijna, usytuowana w Parku Miejskim. Wzniesiono wówczas zespół budynków z nietrwałych materiałów (głównie drewna), które były kopiami obiektów z terenu państwa węgierskiego i miały reprezentować różne style w narodowej architekturze węgierskiej. Wystawa tak spodobała się publiczności, że prezentowane budynki w latach 1904–1908 zostały ponownie wybudowane z trwałych materiałów.

I co??? 

Ano, mimo, że większość tego, co oferuje Budapeszt jest kopią i "sztuką uwodzenia" turystów, to dzieła ludzkiego umysłu i kunszt wykonania z pewnością jest wart podziwiania. Na pewno wart moich dwu "niewygodnych" nocek. 🙈

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...