W marcu, jak w garncu... powiada przysłowie... i dobrze gada, bo człek, choć ta zima sroga nie była, to i tak marzy o słońcu, kwiatach i innych przyjemnościach. Pewnie latem będzie narzekał na upały 😛 ale, to będzie później.
Na razie z dużą przyjemnością odwiedzam działkę, kiedy pogoda na to pozwala... Szukam wiosny.
Może trochę inaczej. Z radością bym na nią chodziła, gdyby nie to, że jestem typowym produktem miejskiej cywilizacji, który "sieje marchewkę korzeniem do góry". Zwyczajnie nie znam się na zasiewach i pielęgnacji roślin i raczej się tego nie nauczę, bo bardzo lubię patrzeć na rośliny, ale niestety one nie mówią mi czego potrzebują, a ja ich sygnałów nie rozumiem. Na razie biegam po działce z grabiami sekatorem, i obcinam to, co mi przeszkadza 😊. Nazbierało się tego 7 dużych worów i 2 potężne kupy i chyba będę musiała kogoś wynająć do wyrzucenia, bo zlikwidowali kosze na Sępolnie i już... rób, co chcesz.... a przecież to zielone i wystarczy wrzucić do maszyny, rozdrobnić i użyźnić glebę (chyba)... Obok jest duży skwer, trochę taki zaniedbany i na pewno by mu się przydało, a ja bym miała problem z głowy... ale w sumie po co... pewnie nie jeden działkowicz cichaczem odłoży tam, gdzie były kubły i z bańki... i myślę, że w sumie będzie miał rację...
Od kilku lat moja wiosna zaczyna się zawsze urodzinami Nielki. Kocham wredotę nad życie i kupiłbym jej na urodziny nawet "słonia w karafce", ale wiem, że cały pokój ma w zabawkach, a moja cócia (wredna po mamusi), walczy z nią o porządek i usuwanie tego, co zbędne. Na razie z miernym skutkiem, ale zawzięta jest (zresztą zawzięte są obie - chyba mają te we krwi 😋). Postanowiłam zatem, że ponieważ jest damessa, to kupię jej księżniczkową kiecę - tego nigdy za wiele. Zamówiłam i czekam... no.... czekam... Kieca może przyjść 2 tygodnie po urodzinach... ups... zonk....
Mówię córci, ta powtarza Nielce i mam telefon od solenizantki: - Dana, ja wiem, że suknia nie przyjdzie na urodziny, ale Ty się nie martw. Ja Cię zapraszam. Ty przyjdź nawet z pustymi rękoma, przecież to nic. Tak się zdarza.
No i mnie ugotowała... 😕 Natychmiast pobiegłam po drugą kiecę, a jeszcze bluza mi się spodobała, no to przecież i porteczki i... no nie, tego przegapić nie mogłam. Kupiłam... kupiłam...
Przebój roku... a księżniczkowa sukienka przyszła na czas... dobrze, że moja córcia wie, że kłótnia ze mną się nie opłaca 😂😂😂😂- też je kocham, a raczej całą trójkę.
Zaraz po urodzinkach przychodzi pierwszy dzień wiosny. Miałam wielką ochotę pokazać dzieciom z Ukrainy nasze tradycje... ale jak... na wagary namawiać nie mogę... to chociaż na plac zabaw poszliśmy...
Ale mamy piękną tradycję znęcania się nad Marzanną 😂😂😂, boginią zmian i śmierci...
Trzeba ją spalić, a potem wrzucić do rzeki... takie tam piękne czary - mary... Tylko za to, to mandat, jak nic, a poza tym... żeby wyjść ze szkoły, trzeba wcześniej kartę wycieczki zmajstrować i pozwolenie rodziców... no i klops. Pozostało tylko to...
Smutne serce moje... ale dzieci o tym nie wiedzą... i dobrze... "Tylko... koni żal..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz