Cypru nie było na mojej liście miejsc, które chciałabym zwiedzić, ale jeszcze zimą, w Chmielnickim, z koleżankami z Ukrainy zdecydowałyśmy, że właśnie tam udamy się na wakacje. Miało nas być 4, potem 3, ale w rezultacie we dwie ruszyłyśmy wypocząć na Cyprze Północnym. W kraju, którzy w 1974r. zajęła Turcja, ale do tej pory większość świata uznaje to terytorium za obszar Cypru pod turecką okupacją. Już w drodze do hotelu zobaczyłyśmy dowód i pomnik przynależności tego regionu do Turcji - statek, którym przybyli najeźdźcy.
Sam hotel nie różnił się od innych, znajdujących się w tym rejonie świata: mnóstwo kwiatów, kilka basenów i koty...
Ciekawsze rzeczy zawsze znajduje się poza hotelem. W tym przypadku była to hałda śmieci przy bocznej drodze do sklepu 😁
Stary cmentarz sprzed 1974r., czyli grecki, a tuż obok cmentarz turecki.
Do prawdziwej plaży wiodło kilka dróg. Oczywiście, za pierwszym razem pobłądziłyśmy. Z pomocą przyszła nam, a jakże 😃 dziewczyna z Ukrainy, nie tylko z Chmielnickiego, ale jak się okazało z dzielnicy Greczany, czyli najprawdopodobniej Polka z pochodzenia. Spotkanie było bardzo sympatyczne, a plaża piękna..
Kilka dni i wysoka temperatura, to raczej nie jest dobry czas na zwiedzanie, ale być i nie zobaczyć... co to, to nie. Zorganizowałyśmy sobie wycieczkę do Kyrenii - miasta i portu, pamiętającego czasy Bizancjum. Twierdza przyportowa zbudowana dla obrony przed atakami arabskimi była świadkiem wielu najazdów. W XII wieku podbił ją sam Ryszard Lwie Serce i pozostawił po sobie 😜 ruch lewostronny 😁, który na Cyprze dalej obowiązuje.
Zachęcone urokiem tego miejsca, już z przewodnikiem zwiedziłyśmy gotyckie opactwo Bellapais, które choć zamienione w świątynię prawosławną, nie oparło się czasowi i popada w ruinę...
oraz mało widoczny, bo ukryty w górach, skalny zamek Hilariona. Podobno, Wolt Disney wzorował na nim bajkowe zamki...
Ja, co prawda nie widziałam dużego podobieństwa, ale budowla robi wrażenie: wielka, stroma, trwała... Ma moc.
Na tym można by zakończyć temat cypryjski, ale w tym czasie zdarzyły się 4 historie, które nie mają bezpośredniego związku z wyjazdem, ale dla mnie są ważne:
1. Przed wyjazdem zostałam poproszona o znalezienie pokoju dla chłopaka z Chmielnickiego, który studiuje w Polsce, a w czasie wakacji chce zarobić na utrzymanie. Znalazł prace we Wrocławiu. Znalazłam pokój - niewielki, w domu jednorodzinnym, niedaleko miejsca, w którym ma pracować. Gwarancją otrzymania go miała być kwota wynajmu. Zapłaciłam i wyjechałam. Już pierwszej nocy przez okno pokoju chciało wedrzeć się dwóch "oprychów". Straszyli i uderzali w okno.... Puki co, pieniądze nie zostały zwrócone... Można oszukać tych, którzy nie chcą żerować na innych, tylko pracować? Można, a nawet najłatwiej, bo taki człowiek jest uczciwy...
2. Na lotnisku na Cyprze, poznałyśmy panią, która okazała się uciekinierką z Mariopola oraz ... lekarzem pediatrą. Przyleciała na Cypr, bo w naszym kraju zaproponowali jej pracę przy lekarzu, za najniższą krajową. Na Cyprze przyjęli ją "z pocałowaniem ręki" i dali 3000 euro. No cóż... stałe powiedzenie: "Wyjeżdżajcie, jak Wam się nie podoba..." wciąż aktualne, a na wizytę do pediatry czy lekarza rodzinnego "zwykły zjadacz chleba" ma czekać około tygodnia. Mnie się to bardzo nie podoba. Może ci, co tak mówią są znajomymi królika albo myślą, że ich to nie dotyczy...
3. Do samolotu oprócz podróżujących "normalnie", wsiadło mniej więcej 30 dzieci do 3 lat. Zrobiło się wielkie zamieszanie, bo z takimi dziećmi nie można usiąść na niektórych miejscach. Kilka lub kilkanaście minut zajęło przeciskanie się, przesiadanie itp.... Lot się opóźnił, ale w czasie lotu nie było lepiej. Po 35 latach pracy z dziećmi, dźwięk pewnych tonów powoduje, że mój system nerwowy odmawia posłuszeństwa. Przez ponad 3 godziny z rożnych stron dobiegał taki właśnie dźwięk. Gdybym mogła wysiąść - zrobiłabym to. Czułam się jak w puszce, którą ktoś zamknął, znęca się i torturuje. Może przesadzam, ale tak męczącego lotu jeszcze nie przeżyłam. Rozumiem, że dzieci mają swoje prawa. Jednak dorośli też je mają i bardzo starałam się, żeby to przeżyć bez krzywdy dla siebie i innych...
4. Z lotniska jedziemy na dworzec autobusem miejskim. Wsiadają dwie kobiety z dzieckiem. Praktycznie zajmują przednią część autobusu. Młodsza z kobiet "z przyklejonym do ręki" telefonem. Dzieciak krzyczy... prosi o uwagę... ta nic. Kobiety rozmawiają po ukraińsku. Ta młodsza stwierdza, że dziecko zrobiło "kaka". Wsadza rękę do pieluchy i wyjmuje zabrudzoną. Ustalają, że pójdą na tył autobusu i tak przebiorą i wytrą dziecko. Wtrącam się i mówię, żeby tego nie robiły. Ignorują mnie, przechodzą na koniec autobusu i przebierają, wycierają dziecko... Może to ja jestem przewrażliwiona, niedzisiejsza, ale nawet teraz, mając już wnuczkę, jak jadę z nią tramwajem, a nie ma wolnych miejsc, mimo jej protestów, biorę ją na kolana. Jeśli zdarzy się, że w miejscu publicznym zgłasza potrzebę fizjologiczną, szukam toalety, a w najgorszym razie ustronnego miejsca. Po mojemu - to właśnie, nie tylko, ale również odróżnia nas od zwierząt: są czynność, które należy wykonywać w odosobnieniu - czynności intymne. A może się mylę?
2.