W tym roku się już trochę zbuntowałam. Nie będę pracować w soboty i niedziele. Trochę te dojazdy i zimne sale dały mi w kość, a w niedziele i tak najczęściej, to czekałam na grupy. Wiadomo... święto i każdy "chodzi na innych obrotach". W tym roku niedziele będą dla mnie.
Jest jeszcze jeden powód tego mojego "buntu". W niedziele są organizowane jednodniowe wycieczki. W tym roku będę mogła z tego korzystać. Już skorzystałam. Byłam w "gościnie u Potockich". Zapisałam się na tę wycieczkę i byłam ciekawa, co tym razem mnie czeka....
No cóż... Nauczyłam się wstawać wcześniej, bo dzięki technologii mogę towarzyszyć mojej córci w drodze do pracy (czasem jeszcze przysypiam, ale staram się nie omijać tej pogawędki - łączy mnie ona z rodziną). 5 rano to jednak ciut za nato... ale trudno... Wpakowałam się do busa i łaskawy kierowca pozwolił jeszcze na poranną kawę. Zatrzymaliśmy się w przydrożnej kafejce. A tam pomnik...
Ze też w Polsce nie widziałam jednej złotóweczki. Przydałaby się, zwłaszcza, że leci na łeb na szyję. Codziennie patrzę na przelicznik w kantorach i nie wierzę. Z dnia na dzień spada coraz bardziej. Zapewnienia rządu, że jest świetnie, że inni nam zazdroszczą, nijak mają się do wartości. Kryzys wisi w powietrzu, ale... ale jedziemy na wycieczkę...
Pierwsza miejscowość, to Chmielnik. Brzmi polsko. A nawet znajomo. Ruiny w Chmielniku, legendy...
Chmielnik na Ukrainie, historią się XV wieku i wówczas był polski. Później przechodził w różna ręce w zależności od sytuacji politycznej. Jednak zawsze był miastem o dużym znaczeniu. Również dla naszego kraju.
Tutejszy Chmielnik jest teraz miejscowością uzdrowiskową. Można rzec "bogatą", no i oczywiście z tradycjami. Zachował się pałac i z nim wiąże się ciekawa historia. To, co z niej zrozumiałam (niekoniecznie stan faktyczny i historyczny):
W XIX wieku Chmielnik należał do Grafa pochodzenia greckiego. Graf nie doczekał się syna. Miał za to 5 córek. 4 były urodziwe, szybko wyszły za mąż i opuściły dom rodzinny. 5 córka urodził się z "defektami": kulała, urodą nie grzeszyła i w ogóle, sprawiała wrażenie "upośledzonej". Ta córka została w domu, w Chmielniku. Niespodziewanie dla wszystkich, o rękę Katarzyny, poprosił bywały w świecie szlachcic. Po ślubie małżeństwo osiedliło się w Chmielniku i wybudowało pałac. Dziwne to było małżeństwo i dziwny postawili pałac. Małżonek, zakochany w średniowiecznych zamkach angielskich chciał cząstkę Anglii przenieść do Chmielnika. Katarzyna "zachłysnęła się" okolicznymi posiadłościami i nie ustępowała. Zgodzili się na kompromis. W Chmielniku, jeszcze w dobrym stanie, ale niestety nieużytkowany i popadający w ruinę, stoi pałac jedyny na świecie łączący średniowieczny styl angielski oraz wschodnią XIX-wieczną modę pałacową.



Można pogodzić przeciwieństwa? Można znaleźć kompromis? Jak się chce, to wszystko można. Ten pałac jest tego dowodem.
Następnym punktem naszej wycieczki był pałac w Woronowicach. Pałac na zewnątrz - perełka. Zadbany, odnowiony...
Czasami mam problem ze swoją wyobraźnią, bo już widziałam te wnętrza... już "tańczyłam" sali balowej... no i... no i tyle. Chociaż... owszem zachowały się ślady dawnej świetności, piękne sufity, sztukateria. Ale pałac przeznaczono na muzeum lotnictwa. Z jednej strony trudno się dziwić, bo jednym z właścicieli był Aleksander Możejski - Polak i jednocześnie obywatel Rosji, który zbudował pierwszy pilotowany samolot na naszej planecie. Zrobił to w 1882r., 19 lat przed lotem braci Wight.
Z drugiej strony - pałac jest duży i z łatwością można połączyć pewne elementy i pozwolić "takim jak ja", nacieszyć się widokiem pięknych dział budownictwa, sztuki meblarskiej, tkackiej, włókienniczej...
Dziś wnętrze pałacu wygląda tak.
Nie wiem z jakiego powodu, ale jeszcze jedna komnata została przeznaczona na muzeum muzyczne. Ot zagadka...
Ale, ale... to jeszcze nie wszystko... Kiedy zwiedzaliśmy pałac, nasz przewodnik przeprosił, bo nadeszli niespodziewani, ważni goście, i tak z bliska mogłam się przyjrzeć... bardzo ważnemu Batiuszce - nawiasem mówiąc nie dziwię się, że był ważny - mimo, że w oczach miał iskierki (co świadczy o poczuciu humoru i radości życia"), to miał coś w postawie i sposobie mówienia, co skłaniało innych do szacunku. Ot, charyzma...
Na koniec, ze względu na "niedogodności" w zwiedzaniu, mogliśmy wypróbować katapulty. 😂😂 oczywiście nie przepuściłam takiej okazji.
Tak też trochę zawiedziona, a trochę nie... opuściłam pałac, by udać się do Niemirowa. Miasta Jana Sobieskiego.
Jestem Polką i kocham swój kraj, mimo wszystko, ale jak czasem słucham, jak to nasz kraj i naród był umęczony i jakich mieliśmy najeźdźców... to sorry... nie my jedyni, my również nie byliśmy święci, a te ziemie - wołyńskie, podolskie - i ci ludzie, mogą nam tylko pozazdrościć. Przez wieki zmieniali się panowie i władcy. Ukraina nigdy nie zaznała spokoju. Niemirów również przechodził z rąk do rąk, a tutejsza ludność... taki los...
Po dobrych czasach w Niemirowie zachował się pałac Potockich oraz (zaniedbany w części) park, którego pomysłodawczynią była Izabela Czartoryska.
Bogactwo Potockich widać nie tylko w budynkach, ale... te rzeźby lwów strzegą pałacu do dziś - wykonane z białego marmuru.
Następnym punktem wycieczki była Pieczara... pieczara - coś ukrytego, tajnego... i znów moja wyobraźnia... 😂😂😂
Peczara (pałac Potockich sprzed 1928r. - zdjęcie z internetu)
Niestety pałac nie przetrwał, z tego co zrozumiałam, mieszkańcy zostali rozstrzelani, a pałac spalono. Pozostało tylko mauzoleum Potockich.
Kilka rzeźb w parku i "kamienna rzeka", do której schodzi się kamiennymi schodami. Urokliwa, pełna ogromnych głazów rzeka, która pewnie mogłaby opowiedzieć niejedną historię i zdradzić niejedną tajemnicę.
Znalazłam również pieczarę... ale jakie sekrety kryje? Tego nikt nie wie.
Miejscowością obok Peczary jest Sokolec. Tutaj rodzina Potockich wybudowała młyn. Co z niego zostało?
Rozumiem, że Ukraina nie jest bogatym krajem, ale jak dla mnie ten młyn, to "cudo". Wewnątrz są jeszcze urządzenia. Okolica piękna... Oj, chciałoby się przywrócić to do życia. Zachować od zapomnienia...
Ostatnim punktem wycieczki była Winnica. Tylko... Tylko niestety pobudka "w nocy", deszcz, wiatr i niska temperatura dały o sobie znać. Stanęliśmy przed wieżą i... i stwierdziliśmy, że chcemy do domu.
Jak na jeden dzień, to "aż na nato".