Mój drugi dom czekał na mnie. Ten sam - niby już obłaskawiony, poznany, a jednak na początku trochę obcy. Wszystko, co tutaj miałam, popakowane w pudła czekało na mnie na zamkniętym balkonie. Na nowo trzeba było wszystko "ogarnąć", dopasować do własnych potrzeb, oswoić...
Oczywiście, trzeba się nazywać Danka, żeby nie pamiętać, co się zostawiło. Nawiozłam ciuchów, butów... tylko po co? Co ja z tym będę robić? - może znów przyda się do przedstawień, albo innych akcji. Trudno, trzeba było myśleć wcześniej.
Trochę obawiałam się samotności w pierwszych dniach, zanim przywyknę do tego życia. Zupełnie niepotrzebnie. Okazało się, że Chmielnicki i Wrocław połączony jest wieloma węzłami. W tamtym roku w drodze poznałam Maxa, który studiuje we Wrocku, Natali córka już jest tam na stałe, dwie osoby w "Serwusie" mają rodzinę we Wrocku lub obok, a jak przyjechałam, to na "czytanie Dulskiej" przyszła Marcelina - etnograf, który przyjechał badać dzieje polskich mazurów - a skąd przyjechała?😉 Oczywiście z Wrocławia.
Mnie również interesuje ten temat, ale przyjechałam tu w innym celu, ale pierwsze dni po rozstaniu z domem, rodziną, osłodziło mi spotkanie z Marceliną. Zapytała, czy potowarzyszę jej podczas wywiadu z "babcią" (tak o niej tu wszyscy mówię, a prosiła, żeby nie wymieniać jej imienia). Przyznam, że po około trzech godzinach potrzebowałam "procha na głowę", ale... Ale wrażenia niesamowite. Dochodzę do wniosku, że ludzie, którzy przeżyli w życiu wiele złego, potrafią cieszyć się maleńkimi przyjemnościami, są najczęściej bardzo życzliwi i empatyczni. Nie roszczą sobie prawa do bycia wielkim i bogatym. Są skromni. Tak właśnie było z babcią - nie skarżyła się na los, opowiadała o dzieciństwie, o stracie ojca w wieku kilku lat (tato został aresztowany i nigdy nie wrócił), o tułaczce w Kazachstanie, o 2 wojnie - Niemcach, sowietach, ukrywaniu uciekinierów z łagra i żydach. Snuła opowieść swojego życia tak, jak opowiada się powieść lub bajkę.
Babcia ma ponad 90 lat, mieszka sama, zachowała całkowicie sprawność umysłu. Zaufała nam, chyba dlatego, że jesteśmy z Polski, a to jej kraj, ale często prosiła o wyłączenie mikrofonu (Marcelina nagrywała wywiad). Ona w dalszym ciągu odczuwała strach przed konsekwencjami mówienia prawdy. To niebywałe, jak bardzo można zastraszyć człowieka. Zastraszyć tak, ale pozbawić korzeni, wiary, uczuć - nie. Mazurzy mają kręgosłup i chociaż czasem muszą się ugiąć, to z reguły pozostają wierni swoim przekonaniom - cóż, tylko ukłon dla nich pozostaje. Ukłon, bo po obejściu widać, że bieda tam gości, oj bieda. Babcia mimochodem przyznała, że nie jadła mięsa już 2 lata, bo ją nie stać. Nie wiem, co z tą wiedzą zrobić. Chętnie upiekłabym lub może ugotowała, ale nie wiem czy wypada, czy można... trudne są takie historie...
Marcelina przyniosła dla "Serwusa" prezent od innej pani udzielającej wywiad - książkę. ALE JAKĄ?
Książka nie ma oryginalnej obwoluty, w 1964 roku ktoś obłożył ją na nowo. Nikt nie wie, czy już była zniszczona, czy zrobiono to celowo, żeby ukryć polską książkę. To jest podręcznik. Po raz pierwszy miałam w rękach podręcznik na cały okres kształcenia. Pierwsze czytanki były opowieściami dla dzieci pisane dużym drukiem. Kolejne coraz bardziej poważne, naukowe i pisane małym drukiem. Szukałam autorów tekstu. Jest w książce kilka nazwisk, które wskazują, że może to być podręcznik z lat 1920-1930. Zwykła książka, a jaki "wielki" skarb.
Dzięki Marcelinie łatwiej przeżyłam pierwsze dni pobytu (oczywiście nie tylko: Natala, Roman, Sławek, Jula, też nie zostawili mnie samej). Jednak to ona była moją namiastką domu. Dziękuję.
A teraz do pracy 😀😀. Serwus czeka, szkoła czeka i Maćkowce też czekają. Nawet krówki przyszły się przywitać 😃



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz