niedziela, 22 sierpnia 2021

Tuż za miedzą...

 Dopiero chwilę temu pakowałam się w Chmielnickim i cieszyłam na długie wakacje w domu, a tu już trzeba myśleć o powrocie... Dlatego ten weekend postanowiłam spędzić poza domem, poczuć jeszcze trochę wakacji 😀, zanim na dobre będę przygotowywać się do wyjazdu.

 Na 3-dniowy "wypad" szukałam czegoś blisko domu. Wbrew pozorom to wcale nie jest łatwe. Większość miasteczek na Dolnym Śląsku jest mi znane, ponadto jak trochę poluzowano obostrzenia związane z covidem, to trudno o nocleg i wszędzie tłumy, ale... tuż za miedzą, 40 kilka kilometrów od Wrocławia, jest małe miasto, o którym wiele słyszałam, wiele razy mijałam je w drodze, ale nigdy w nim nie byłam - Brzeg. Tym razem nasz wybór padł właśnie na Brzeg - miasto, którego legenda głosi, że jest najstarszym ośrodkiem zasiedleń na Śląsku. Zaznaczono go na mapie Klaudiusza Ptolemeusza w latach 140 naszej ery. Prawie 2000 lat historii zobowiązuje i... nie zawiodłam się.

Pierwsze wrażenie, jak w każdym niedużym mieście, w Polsce... trochę leniwie, widać ślady dawnych fabryk, przemysły, dawne możliwości pracy dla lokalnej społeczności, dziś zostawione same sobie, bez przyszłości, bez pomysłu...






 Ale zbliżając się do centrum miasta, widać coraz więcej "życia". Prace remontowe i konserwatorskie na zabytkach miasta, świadczące o dbałości mieszkańców o wizerunek i zachowanie tradycji i historii.



 









Wszystko opatrzone tablicami zawierającymi informacje o historii i przeznaczeniu miejsca... na mnie zrobiło to wrażenie. Porządek, dbałość o to, co zostało, co cenne...

Gdy dotarliśmy do Brzeskiego Ratusza, trochę zwątpiłam 😁


Pierwsze wrażenie, to: elewacja budynku typowo czeska, a ratusz przyozdobiony Tureckimi flagami 😳😳 O matko i córko - o co chodzi?

Ano chodzi o to, żem niedouczona. Flagi, które z daleka przypominały tureckie, okazały się flagami miasta - trzy kotwice na czerwonym tle.




Wędrując po zakątkach miasta natknęliśmy się jeszcze na stary cmentarz, z płytami nagrobnymi pamiętającymi XIX wiek.



Zachwyciliśmy się starymi kamienicami i budynkami użyteczności publicznej, które świadczyły o bogactwie mieszkańców miasta, ale "wisienką na torcie" był oczywiście Zamek Piastów Śląskich - mały Wawel.


 

Wystawy, które oglądaliśmy w zamku, inspirowały do głębszego "zamyślenia" nad modą dworską, zmieniającą się przez wieki.


Oraz sztuką religijną.



A na koniec, "wróciłam na Ukrainę". Czasowa wystawa w zamku obrazowała osiedlenie ludności kresowej na ziemiach odzyskanych po II wojnie światowej. Co prawda, Chmielnicki przed wojną nie należał już do Polski, granica była około 40 km. dalej. Ludność pochodzenia polskiego właśnie tam doświadczała niewyobrażalnych cierpień i prześladowań, ale znane są przypadki, że również stamtąd  kresowianie trafili na te ziemie i tu się osiedlili.





Wśród zbiorów, oprócz sprzętów codziennego użytku, przywiezionych przez kresowian, znalazły się też dokumenty własności domów na kresach, świadectwa szkolne, listy oraz wykaz lektur, który obowiązywał w polskiej szkole we Lwowie. Stan tych przedmiotów świadczy o tym, że dla kresowian przybyłych na ziemie odzyskane to były skarby. Oni wrócili do swojego kraju, ale swoje domy zostawili na wschodzie. Ot, losy ludzkie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...