A gdybym urodzić jeszcze raz miał,
tylko we Lwowi...
Byłam we Lwowie kilka razy. Zawsze po kilka dni i zawsze byłam zachwycona, ale dziś... dziś, to była esencja... Tego się kompletnie nie spodziewałam. Nie spodziewałam się niczego wielkiego, nie miałam planów. Po prostu nie chciałam czekać na wyjazd w Chmielnickim, bo nie wiedzieć dlaczego polubiłam tych moich wszystkich "wariatów", bardzo tęsknie za Wrockiem, ale prawdę mówiąc, jestem rozdarta, między 2 światy. Wyjeżdżając Roman zapytał czy byłam we Lwowie w Gaju Szewczenki - no nie, nawet o nim nie słyszałam. Ale poprosiłam o namiar (wiem, że wbrew pozorom Roman jest bardzo empatyczny i spostrzegawczy) i na pewno wie, co może mi się spodobać. Wpisałam sobie adres w mapy i ruszyłam przed siebie.
Minęłam nowoczesne budynki i trafiłam do miejsc, które uwielbiam - stare kamienice z historią, z duszą. Tutaj jest ich mnóstwo. Niektóre są już wyremontowane, inne czekają na swoją kolej.
Niektóre zachowały polskie nazwy na elewacji.
Zatrzymałam się, żeby obejrzeć tańczące fontanny przed Operą.
Przypomniałam sobie miłosną historię z XVI wieku: Iwan zakochał się w swojej służącej Zośce, katoliczce. Urodził im się syn. Nic wielkiego, nic strasznego, historia, jakich mnóstwo... ale... Iwan nie poprzestał na synu, całkowicie głowę stracił dla Zośki i poprosił gospodarza miasto o pozwolenie na ślub. Biedaczek zagalopował się... zamiast ślubu, zakochaną parę skazano na śmierć na stosie. Mieszczanom szkoda było Iwana i Zośki, kat nie miał sumienia podpalić stosu - zrobili to sami. Zginęli razem. Od tej pory stali się legendą 😇... kiedyś to była miłość, pomniki to potwierdzają.
Pokłoniłam się jeszcze Adasiowi.
Zachwyciłam się bryczkami.
Pooglądałam ciekawy wystawy sklepowe i "niespodzianki" na fasadach domów.
Pomyślałam, że warto już ruszyć do Gaju, bo nie będą miała siły na zwiedzanie. 😄 Niezawodna Natalka zamówiła mi taxi (tutaj tak trzeba, za zamówioną płacę ok 10 zł., z postoju, jako polka zapłaciłabym 3,4 razy tyle).
Dojechał na miejsce, które pilnował dostojnie siedząc na kamieniu sam Szewczenko.
Weszłam do wielkiego parku, który okazał się skansenem. Chaty, cerkiew, gospody... pochodzą z XIX i początków XX wieku. Są autentyczne, sprowadzone z okolic Łucka, Iwano-Frankowska (dawniej Stanisławowa) oraz z Zakrpacia. Niektóre chaty są otwarte i w środku zagospodarowane.
Trafiłam do kowala, który powiedział tak szybko, że nic nie zrozumiałam, wiec mówię do niego... panie, żebym to ja wiedziała, co do mnie mówisz. 😂😂 A on do mnie: Dobra pogadamy po polsku 😂😂😂... okazał się bardzo sympatycznym gadułą. Opowiedział mi pół życiorysu, wszystko dokładnie pokazał.
Mimo, że jak mówił pól rodziny ma w Polsce, to okazał się zagorzałym Kozakiem. W końcu ktoś mi wyjaśnił, kim są kozacy.
Wg. opowieści, kozacy, to rdzenny naród Ukraiński, tyle, że naród "niebieskich ptaków". Nie chcieli się ucywilizować i błąkali się po stepach, nie garnąc się do zakładania stałych domostw i do pracy. Kozacy za to kochali słowianki... piękne, dobre kobiety, które rodziły zdrowe dzieci i dbały o dom. 😀😀😀 Słowianki były w cenie, ale... kto chciałby żyć na łasce "niebieskich ptaków? Pozostał jasyr. 😂😂 No cóż, nie ma to jak dobre samopoczucie, pośmialiśmy się razem i ruszyła dalej, a dalej... dalej był szok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz