Jeden z moich uczniów na lekcję jeździ stopem 40 km. Mówi, że to dla niego ważne, by słyszeć język polski w originale. Tylko zajęcia w tej grupie prowadzę od godziny 19.00 do 20.00 i nie wiem, czy miałabym na tyle determinacji by co tydzień przyjeżdżać. Pan Witalij ma.
Mieszka w Starokonstantynowie. To jedna z miejscowości, którą "upatrzyłam" sobie do odwiedzenia, bo zamek, twierdza... Jak tylko wyartykułowałam swoje plany, to trzy osoby natychmiast zaplanowały wycieczkę.
Ot tak... nie wiem kiedy, nie wiem jak, a już stałam w magicznym miejscu, gdzie dwie rzeki Słucz i Ikopot łączą się ze sobą i widać piękną panoramę miasta. Witalij, to jednak "hart kor", stwierdził, że bardzo lubi zimę, bo mieszka niedaleko tego miejsca, a zimą może skracać sobie drogę do miasta przez rzekę i ma piękne widoki... aha...
Niedaleko tego miejsca jest lotnisko wojskowe, podobno największe na Ukrainie, ale niestety wejście na teren lotniska jest zabronione. Podobno i tak mamy szczęście, bo jeszcze nie tak dawno wstęp obcym do miasta był całkowicie zabroniono. W XX wieku Starokonstantynów był miastem wojskowych i potrzebne było specjalne zezwolenie na wjazd do miasta. A wszystko zaczęło się od ustalenia granic po 1 wojnie światowej. Granica z Polską leżała ok. 50 km od miasta, dla Rosjan była to świetna okazja, by z miasteczka polsko-żydowskiego, zmienić ówczesny Konstantynów w miasto przemysłowo-wojskowe.
To są pamiątki po tych czasach, budynki dowództwa wojsk stacjonujących w mieście.
Trochę inny wyraz historyczny ma herb miasta: czerwone, polskie tło i białe znaki; gwiazda Dawida oraz łuk z herbu Ostrogskich, dawnych właścicieli miasta.
Właśnie rodowi Ostrogskich miasto zawdzięcza to, że z małej osady znajdującej się na tzw. Czarnym szlaku, czyli szlaku najazdów tatarskich, stało się pięknym miastem o historycznym znaczeniu. Pozostałością czasów świetności miasta jest zamek.
Materiałem użytym do budowy zamku była cegła i kamień- wapień, który wydobyto w okolicy, a który pochodzi z czasów, gdy na tym terenie było jeszcze morze.
Wewnątrz zamku witają portrety właścicieli zamku i miasta - Ostrogskich.
Znajduje się tu również replika Unii Lubelskiej J. Matejki.
Otóż Matejko symbolicznie umieścił na obrazie Ostrogskiego. Powód? Unia dotyczyła ziem Polski i Litwy, a symbolem ziemi jest Pan. Szkoda, że naprawdę nie uczestniczył w sejmie, bo może dalsze sprawy polsko-ukraińskie potoczyłyby się inaczej, ale jak dla mnie, ciekawe ujęcie tematu, i ok - tak to widział nasz wielki malarz.
W zamkowych witrynach można zobaczyć szczątki glinianych naczyń, których pochodzenie datuje się na III wiek naszej ery. Czyli osadnictwo na tym terenie trwa co najmniej 17 wieków.
Sam zamek utrzymuje się głównie z darowizn, a jego wnętrza, nie są zbyt imponujące, ale świadczą o historii regionu.
Świetnie zachowały się podziemia zamku, a nich ukryty skarb wojskowy 💥 beczka prochu... mam nadzieję, że nigdy nie wybuchnie, bo obok jest studnia i jak jeszcze coś pozostanie, to woda zaleje... oby nie...
Niebagatelną rolę w historii miasta odegrała wieża obronna klasztoru dominikanów.
W czasach ZSRR pełniła ona rolę baru, a ołtarz stał się strzelnicą (ślady tej działalności są dobrze widoczne).
Teraz mieszkańcy miasta starają się zachować ten zabytek, a na ścianach zamalowanych na biało, odsłaniają się nieśmiało freski, które pokazują dawną świetność tego miejsca.
W sąsiedztwie wieży, tuż przy rzece, Rosjanie wybudowali sobie specyficzne pomieszczenie.
19 stycznia nie muszą, jak chmielniczanie rąbać przerębli - wchodzą sobie do budyneczku, chop do wody i po grzechach... niejeden by tak chciał 😂
Po drodze do klasztoru zobaczyłam budynek, który nie ma wartości historycznej, a jednak dużo mówi o historii miasta.
Budynek najprawdopodobniej był karczmą żydowską. Teraz stoi przy drodze, jak wyrzut sumienia - zróbcie coś, nie pozwólcie umrzeć historii...
W Starokonstantynowie jest jeden dobrze zachowany i pielęgnowany budynek - klasztor kapucynów, ufundowany w r. 1750 przez Janusza Aleksandera Sanguszko, miecznika wielkiego litewskiego.
Po pomieszczeniach klasztoru oprowadzał nas ojciec franciszkanin. Opowiadał po polsku. Historia tego miejsca, które na kilkadziesiąt lat stało się klubem, a teraz z miłością i pieczołowitością jest odnawiane przez ojców, budzi nadzieję, że może być lepiej.
Wiele rzeczy urzekło mnie, może nie tyle w samym klasztorze, ale w sposobie opowiadania, wrażliwości naszego przewodnika... opowiedział historię dwóch starych obrazów: któregoś dnia zapukał człowiek, który sprzątał strych w domu zmarłych krewnych. Znalazł obrazy z początku XX wieku i przyniósł do klasztoru sprzedać. Ojciec przeprosił, ale powiedział, że nawet jakby chciał, to zwyczajnie nie ma na to pieniędzy. Człowiek odszedł, ale obrazy zostawił. Ojciec z niezwykłą skromnością opowiedział, że oczyścił je i powiesił. Każdy dar trzeba szanować.
Niezwykli są też patroni tego miejsca: Ojciec Pio. Ojciec, który mimo prześladowań i prawie 2 letniego pobytu w więzieniu, nie opuścił tego miejsca, w przedziwny sposób unikał zasadzek i odprawiał nabożeństwa tam, gdzie na niego czekano. Jeszcze jeden ojciec, ojciec, który sam choć sam był uległy, dał ludziom siłę - ludzie sforsowali drzwi posterunku i wynieśli go na rękach z komisariatu - takie rzeczy w czasach sowieckich były nie do pomyślenia - a jednak, zdarzyły się.
W tym klasztorze jest konfesjonał, ale inny niż takie, znane nam z kościołów. Po raz pierwszy taki widziałam - dwie osobne cele, złączone ze sobą oknem - można prowadzić spowiedź, rozmowę, w ciszy i spokoju. Można się skupić na rozmowie.Do klasztoru można przyjechać z wycieczką, bo są pokoje do wynajęcia, dla grup zorganizowanych i dla osób prywatnych.
Można, tak jak my, przyjść i zwiedzić to miejsce, pełne zagadek i
dobrej energii. Można otrzymać pomoc. Można również prosić o pomoc dla
osoby uzależnionej - przy klasztorze jest profesjonalny ośrodek pomocy
osobom uzależnionym. To miejsce ma w sobie moc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz