środa, 3 lutego 2021

To boli...

 Nie byłam w domu od kilku miesięcy. Przez Covid nie chciałam nikogo narażać, ale nie wiem, czy to nie był błąd. Owszem, jest mi tu dobrze, ludzie są bardzo życzliwi, ale... ale nie wiedziałam, że to może tak "wypływać" z wewnątrz, że rośnie taka niezapełniona pustka. Nawet moja Nieluś nie cieszy się już tak z rozmów przez mesendżera. Ja zresztą też nie, bo nic nie zastąpi dotyku, przytulenia, "wygłupów". Coraz ciężej znieść rozłąką. Mam nadzieję, że już niedługo...

Jakby mało było problemów z pandemią, to bardzo, bardzo boli mnie fakt, że rządzą nami chorzy ludzie. Tak po prostu - chorzy z nienawiści. Nie dlatego, że mają swoje wartości i przekonania, nie dlatego, że powołują się na swoje i tylko swoje prawa. Ale dlatego, że skazują na tortury kobiety, dzieci, całe rodziny.

Różne są poglądy na temat aborcji. To jest normalne i zrozumiałe. Każdy ma prawo wypowiedzieć się na ten temat, ale tylko dana osoba, osoba, której to bezpośrednio dotyczy bierze za swoje czyny odpowiedzialność moralną. Osobiście znam osoby, które dokonały aborcji, a teraz ze sztandarem Rydzyka na ustach przeklinają protestujących. Powiedziałabym, że w ten sposób chcą zrzucić winę na kobiety, które żądają sprawiedliwości. Kto mi powie, co to jest za wolność, co to jest za system, który zniewala? Co to za rząd, który zmusza do torturowania siebie, bo to nic innego, jak tortura, nosić w sobie dziecko, które jest zdeformowane, skazane na cierpienie, na ból, na śmierć? Co to za rząd, który karze kobietę, która została brutalnie zgwałcona, pozbawiona człowieczeństwa? 

Jest tylko jedna odpowiedź. Tylko jedna - to rząd sadystów, którzy mają przyjemność z zadawania innym bólu. Innej odpowiedzi niema. Od takich ludzi trzeba trzymać się z daleka, omijać ich. Ale jak to zrobić? Jak uchronić najkochańsze na świeci istoty od takiej "zarazy", jak sadyzm rządzących?

Jak sobie z tym poradzić? Nie wiem. To boli.

Na szczęście na tym świecie, są również piękne rzeczy i chociaż przez chwilę (żeby nie zgłupieć), można oderwać się od tych złych myśli. W Wikipedii widziałam budynek w Chmielnickiem, który reklamuję miasto, ale do tej pory, tzn. do dziś nie udało mi się go zlokalizować. Dzisiaj mi się udało o okazało się, że mieści się tam Muzeum Sztuki. I tym sposobem zwiedziłam muzeum. Ukulturalniłam się... 😋 a co???



Weszłam do środka, a tam pusto... trochę zdziwiona Pani, zapytała, czy przyszłam do muzeum... No oczywiście, że do muzeum. Chcę kupić bilet. Pani statecznym krokiem weszła za kontuar i sprzedała mi bilet. To przywitanie było trochę dziwne, ale później było jeszcze dziwniej, za to bardzo przyjemnie.Obejrzałam obrazy w salach znajdujących się na parterze. Nie jestem znawcą sztuki, albo mi się coś podoba albo nie, odróżniam impresjonizm od realizmu, abstrakcji czy kubizmu, ale na tym moja wiedza się kończy. Zrobiłam za to zdjęcia, bo niektóre zrobiły na mnie wrażenie.









Byłam jedynym gościem w tym dniu, nie wiem, czy tak jest na co dzień, czy przypadek, ale chyba za dużo zwiedzających nie ma w muzeum. Wchodząc na górę, zapytałam Pani, czy ten budynek od początku był przeznaczony na muzeum, bo wygląda na bardzo bogaty - marmury na schodach, na podłodze... Okazało się, że budynek pochodzi z wczesnych lat XX wieku i był biurem, jedynie słusznej partii Radzieckiej... rozumiem.






W pierwszej sali na górze wszystko było w stonowanych barwach, różnych odcieniach bieli i jasnych pastelach. Dożo zimy, pejzaży... 







Nawet mnie, laika, zachwyciła technika prac, kunszt i detale. Ale najbardziej spodobał mi się mózg z pni drzew. Pięknie oddał rzeczywistość, mało nie wybuchnęłam śmiechem... 😂 ktoś jest dobrym obserwatorem i artystą. Kiedyś były zakute łby, a dziś mózgi z drewna.


Pani zapaliła mi światło w drugiej sali i usłyszałam jej rozmowę. Mówiła głośno, więc nie mogę powiedzieć, że podsłuchiwała, chociaż mogła nie wiedzieć, że większość słów ukraińskich rozumiem, chociaż trudno mi rozmawiać w tym języku. Zabrzmiało to mniej więcej tak: "Ty... to chyba polaczka... no, narawit jej tut. no... ty, a uciebia jeszczo albuma. Może damy. Z Polszy do na prijechała." To nie było skierowane do mnie, więc udałam, że ja nie żaba i nie kumam. Oglądałam dalej. A było co oglądać. Obok obrazów były kompozycje z monitorów komputerowych, niektóre nawet z efektami specjalnymi. Po włączeniu do kontaktu - podświetlały się pewne elementy. Nie które z obrazów łączyły technikę malarską z kompozycjami z dzianiny, po raz pierwszy spotkałam się z tym na wystawie. Nie znam się, ale mnie się podobały. Tutaj przeważał kolor niebieski i zielony.







Trochę czasu już minęło, ale podobało mi się. Chciało się na to patrzeć i podziwiać. Poczułam jednak, że ciepłe, bardzo ciepłe ubranie nie sprzyja zwiedzaniu muzeów i czas wyjść. Cha, cha... czasem nie tak prosto i łatwo. Co bywa bardzo miłe, ale niekoniecznie służy zdrowiu. Gdy żegnałam się w drzwiach muzeum, zostałam zaskoczona niespodzianką. Pani kustosz przyszła wręczyć mi album wystawy. Piękny, z opisami autorów i prac. Są czasem chwile, gdy brakuje "języka w gębie". Uściskałam ręce Pani, podziękowałam, a to wcale nie był koniec. Panie kazały mi wrócić i przeszliśmy przez tajemny korytarz z obrazami naiwnymi zwierząt (o kurczę, gdzieś tam w głowie coś się jeszcze kołacze - sprawdziłam, że faktycznie, tak się ten nurt nazywa - malarstwo prymitywne bądź naiwne).




Korytarzem przeszłyśmy do innej części muzeum, a tam inna Pani wyjaśniła mi, że tutaj mogę poznać historię największego artysty, który tworzył w Chmielnickim. Był malarzem, pisarzem i grafikiem. Pozostał po nim portret i jest nieformalnym patronem tego muzeum.


Tutaj królował kolor czerwony. W wystawionych obrazach też dominował ten kolor.



Zapytałam Pani o wystawę: Czy jest stała? Jak dobierali prace? Autorów?

Pani wyjaśniła, że rok 2020 był rokiem kolorów i muzeum włączyło się do projektu. 

Czułam, że jeszcze trochę i zostanie ze mnie tylko plama wody. Gdyby tak tłuszczyk się lekko skraplał, to może bym się skusiła na kilka dodatkowych godzin, ze wyjść jako "laska", ale podejrzewałam, że może skończyć się chorobą, więc czas najwyższy było się pożegnać... ale podsumowując piękny dzień z przygnębiającym porankiem - może będzie dobrze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...