środa, 24 lutego 2021

Historia Witalija, potomka Polaków z Wołynia

Pochodzę z Wołynia. Była terytorialno-administracyjną jednostką prawobrzeżnej Ukrainy. Powstała w roku 1793 początkowo, jako Gubernia Zasławska. Ukazem Katarzyny II od 18  lipca 1795 została przemianowana na Wołyńską. Razem z Guberniami Kijowską i Podolską tworzyła Kijowskie Generał-Gubernatorstwo (tzw. Południowo-Zachodni Kraj ). Centralnymi miastami Guberni były: początkowo Nowograd – Wołyński, później (1804) Żytomierz.

 

Gubernia Wołyńska łączyła 11 dekanatów:

Dubno, Kowel, Krzemieniec, Łuck, Nowogród Wołyński, Owrucz, Równe, Stary Konstantynów, Włodzimierz, Zasławl, Żytomierz.

Kościołów – 105, parafian 358 729.

Urodziłem się w Orzechówce, jednej z wiosek, w których mieszkali małorolni Polacy. W tych okolicach takich wiosek było kilka: Butowice, Napadówka, Pieńki, Prochówka, Wierzbówka czy Żabce. Przynależeliśmy do Starego Konstatynowa. Te wioski, to były prawie polskie, Ukraińcy nazywali nas Lachami, bo nasze nazwiska w większości należały do szlachty polskiej. Byli wśród nas: Zalewscy; Lipscy, Leszczyńscy, Sokołowscy i Ostrowscy. Niektórzy posiadali na dowód swojego szlachectwa dokumenty rodzinne. To było do czasu, aż nastały władze bolszewików. Ci zabrali wszystko: ziemie, domy, konie, bydło… Właścicieli wyrzucili przed świętami Bożego Narodzenia. Wyrzucali z domów tak, jak kto stał – w samych ubraniach, na mróz i poniewierkę. Niektórych, tak jak mojego pradziadka – Norberta Konoplickiego - zabierali ze sobą. Nigdy nie dowiedziałem się, co z nim się stało. Nie znam nawet jego miejsca pochówku. Moją prababkę z dziećmi uratowała ciotka, dała im zimą schronienie. Wiosną rodzina urządziła ziemiankę i tak żyli w wielkiej biedzie i głodzie. 

 


Trwało to do czasu, aż dziadek trochę urósł. Dorosłych bolszewicy wywozili do ciężkich prac. Dziadek trafił na Ural. Praca tam była bardzo ciężka, a porcje żywnościowe racjonowane. Ten, kto rozdawał chleb, najpierw moczył go w wodzie – racje ważono, więc dla rozdających zostawało dużo, a kto nie miał, czym zapłacić i nie miał dostępu do jedzenia, często umierał z głodu. Mój dziadek był drobny i wychudzony, więc nie potrzebował tak dużo jedzenia, ale to, co dostawał, to było tylko… tylko na przeżycie. Głód był stałym elementem życia. Zdarzyło się też, że ten mokry chleb był podgniły. Dziadek, który zjadł taki chleb, pewnie by zmarł, gdyby nie „palec Boży”: Przed śmiercią chciał się najeść dobrego chleba. Ten mokry, ostatni kawałek położył na piecu do wyschnięcia. Był chory i tak zmęczony, że zasnął. Gdy się obudził, z chleba został węgielek, ale było mu już wszystko jedno. Zjadł to, co było. Ten węgielek uratował mu życie. Gdyby nie to, to nie byłoby już naszej rodziny i nikt by o nas nie pamiętał.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...