No wymyśliłam sobie, kurna wymyśliłam... Boże Narodzenie może być różne, ale karp i sałatka musi być! Po prostu i zwyczajnie musi - nie ma innej opcji!!!
Sałatka, nie ma sprawy, już tu robiłam. Nawet na zajęciach robiliśmy jarzynówkę. Ale karp!!??? No karp, też musi być. Pytam, proszę o wskazówki - no musi być... No kurna był - na bazarze, ale nie tym niedaleko, tylko w innej części miasta... Ułożyłam sobie plana: teraz jadę, ale wracam na same święta. Usmażę karpia, schowam do zamrażarki, po powrocie odmrożę, potrzymam trochę w piekarniku i będzie, jak nowy. Dobry plan! Gorzej z wykonaniem.
Dopóki żył tata, to zawsze nosiłam karpia do niego i odbierałam gotowego. Kaziutek był mistrzem, bo urodził się nad Bugiem i rybki miał "we krwi". Jak jego zabrakło, to w LIDLU były dzwonki. To nie to samo, ale wiadomo - życie nie bajka...
Tylko tu nie ma LIDLA, nie ma taty... a karp potrzebny. Znalazłam!!!! Znalazłam 😲 pływały w wielkich kadziach... normalnie strach się bać. Mówię do pana, że ja i owszem, ale... Pan podaje cenę i widząc moje wielkie, wystraszone oczy odchodzi. Pewnie myślał, że ceny się wystraszyłam... No to patrzę na niego najbardziej oślimi oczami, jak potrafię i tłumaczę, że ja chcę, ale takiego, co nie pływa, tylko idzie na patelnie. Pan się uśmiechnął, wziął tłuczek całkiem spory, a ja zamarłam... co robić... Kaziutku ratuj!! No to wzięłam tego zamordowanego karpia do domu.
Wrzuciłam go do zlewu i patrzę na niego w nadziei, że sam się obierze, a ja tylko usmażę. A on ani nie ma zamiaru mi pomóc, a jeszcze oczami łypie. Matko z córką!!! co ja mam zrobić???
Szczegółów nie będę opisywać, tylko wspomnę, że dwa razy z krzykiem z kuchni uciekłam, bo przecież karp też na układ nerwowy i jak przecięłam nerw, to ogon się poruszył; raz się popłakałam, ale rozum mi powiedział, że głupia jestem, bo mogłam nie brać, a tak zginął na marne i żadnego pożytku z jego życia. No więc brnęłam dalej. Po dwóch godzinach walki, zostało 6 kawałeczków karpia i noje nieczyste sumienie.
Wrzuciłam je do zamrażalnika, może po przyjeździe dam radę usmażyć... ale mam nadzieję, że nigdy więcej. Sztuka zabijania, jest strasznie męcząca.... nie nadaję się do tego...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz