No to jestem. Żyje sobie w Chmielnickim trzeci dzień. Mieszkanie oswojone, ale jakby powiedziało moje najukochańsze dziecko: Dana, a gdzie twoje ołtarzyki? Ano nie ma... We Wrocławiu zapakowane w kartony zdjęcia Nielki i całej rodzinki. Dobrze, że mam ich w telefonie 😍 - chociaż tyle, ale i tak czuję się jak w hotelu, a mam być 9 miesięcy. Ufff...
Chmielnicki - miasto jak miasto. Pełne kontrastów, tak jak nasze miasta. Z okna na 6 piętrze (do okna podchodzę trzymając się parapetu) widzę nowoczesny budynek.
Mój budynek jest praktycznie jeszcze w budowie. Ale wychodząc na ulice mijam takie widoki.
Teraz to jeszcze widno, ale w Serwusie mam pracować popołudniami, do 20.00... Raz, że strach, dwa, że nogi sobie połamię na tych komolcach. No dobra, jakoś to musi być. A żyć trzeba, i jeść też, i trzeba zrobić zakupy. Słyszałam, że owoce i warzywa najlepiej kupić na targowisku, kilkaset metrów od domu. No to idę... Przecież trzeba wszystko poznać, zadomowić się... idę... z wrażenia zapomniałam zdjęć robić, bo coś ala Świebodzki, tylko jakby z lat 90-tych. Wchodzę... a tam "podziemne korytarze" idę, idę i nie wiem, gdzie jestem... 15 minut, pół godziny, godzina... zaczynam panikować, bo jak tu zapytać o wyjście, jak czuję, że w kółko chodzę... Patrzę toaleta - poszłabym, ale zapach i wygląd mnie odrzucają, więc tym bardziej chcę do domu! Do domu... Jest! Zobaczyłam słoneczne światło, ale zajęło mi jeszcze z pół godziny zanim znalazłam drogę powrotną. Czasem lubię Świebodzki - przypomina mi targ, na który chodziłam z ciocią na wsi... ale to było "miasto cieni" (jeszcze zrobię zdjęcia, to pokaże).
Dobrnęłam do domu, ale na obiad dalej nic nie ma. Na szczęście gospodarze pokazali mi pobliski SAM. No to idę... po drodze myślę, co można tak na szybko... nic nie wymyśliłam, bo nie wiem, co będzie, a czego nie będzie... oglądam... o! jest makaron, kiełbasa cienka krakowska, jakiś sos z pomidorami, napój do picia (o jest podpiwek), sól... Zadowolona wraca do domu. 10 minut i mam obiad... 😋 może kto inny tak, ale nie ja... wyjmuję zakupu: makaron jest, kiełbasa też, sól ktoś mi kurna zamienił na cukier, a podpiwek się chyba sfermentował, bo okazał się piwem. Ale kto by się takimi głupstwami przejmował, w końcu sól, to biała śmierć i można bez niej żyć, a piwo po obiedzie bez soli przyda się do smaku. Nawet nie było takie złe 😛
Fantastycznie, pierwsze koty za płoty. Kiedy pojechalam pierwszy raz do Anglii staralam sie znalezc toaletę, jej jednak czuc nie było. Wchodzę do pomieszczenia, a tu kazda sciana taka sama. Zaczęłam obmacywac sciany, gdzie klamka. Pewna Angielka , wchodzaca tuz po mnie umarla ze smiechu.Na szczescie ktos wyszedl z kolejnego pomieszczenia i tam byly kabiny. Uff. Jeszcze Cię czeka wiele niespodzianek.
OdpowiedzUsuńDziekuje za slowa pociechy, ale miala byc przygoda życia 😀 to pewnie bedzie
Usuń