Jeszcze kilka dni i minie 3 lata od czasu rozpoczęcia przez Rosję wojny na Ukrainie. W tym względzie nic się nie zmieniło. To Rosja tę wojnę wywołała. W mojej ocenie miała trwać trzy dni... teraz chyba nikt nie wie kiedy i czym się skończy. Nie wyrzucę z pamięci tego, co tam przeżyłam. Chwile w Chmielnickim zawsze będą częścią mnie. Dobitnie uświadomił mi to wykład Marceliny Jakimowicz w Muzeum Etnograficznym "Strojni Kresowiacy". Marcelinę poznałam w Chmielnickim, zbierała materiały o Polonii. U babci Fili - najstarszej przedstawicielki Polonii w Chmielnickim, byłam nawet razem z nią. To było bardzo silne przeżycie. Babcia Fila pamiętała jeszcze szkołę polską, pamiętała głodomór, przechowywała u siebie uciekinierów żydowskich... i wciąż bała się jeszcze o tym mówić. Trauma odbiera mowę. Nie pozwala krzyczeć, buntować się. Milczy i chowa się wewnątrz. Niszczy od środka.
Tym razem Marcelina opowiadała również o kresach. O ludziach, o historii...
Na chwilę wróciłam do Chmielnickiego, ale jednocześnie zdałam sobie sprawę, że będąc tam, myślałam o Chmielnickim, jak o drugim domu, ale to już minęło. Prowadzę lekcje z uczniami z Chmielnickiego, ale to już nie jest to samo. Czas zmienił wszystko. Do podobnych wniosków doszedł prezes stowarzyszenia, które mnie zapraszało. Działalność stowarzyszenia przyjęła trochę inne cele, podjęła się innych zadań. Nadchodzi czas na zmiany. Zanim to nastąpi, chciałabym jeszcze tam pojechać - pożegnać miejsce, które przez pewien czas było moim domem.Pierwszym pomysłem ORPEG na mój wyjazd, była Mołdawia. Chciałam być bliżej domu, chciałam częściej być w domu. Nielka była jeszcze malutka i tak trafiłam do Chmielnickiego. Dziś Nielka ma 7 lat, może to właśnie ten czas... ale nie wszystko zależy ode mnie. Czas pokaże...
Na razie jestem tu, a czas nie stoi w miejscu. Na Dolnym Śląsku właśnie są ferie i dobry czas, na bycie z "z małym wariatuńciem". Na trzy dni przybyła do mnie na nocowanki z walizką. 😄 Uwielbiam jej poczucie humoru, na moje "Po co tu przyszłaś? Chciał ciebie tu ktoś?" Błyszczą jej oczy i z wielką pewnością "Oczywiście, ty Dana". I ma rację, czekam.
Musiałam wyciągnąć z kartotek zaświadczenie o niekaralności. Poszłyśmy więc do sądu. Nielka nigdy w sądzie nie była, ale chyba nie bardzo jeszcze rozumie znaczenia sądu, może kojarzy z więzieniem, z przestępstwem, bo nie bardzo chciała wejść do środka 😃😃. Wcale nie była takim "chojrakiem" jak zwykle... Po wyjściu stwierdziła "Nudno tam, więcej tam nie pójdę", a jak zaczęłam się śmiać, to się bardzo rozzłościła. 😃😃😃 Nic to, urzędy też musi poznać - najlepiej właśnie bezpiecznie.
Na szczęście szybko doszła do siebie i na placu Wolności, mądrzyła się znajomością budowli:
Forum muzyczne z orkiestrą krasnali.
Zamek Cesarza (ale nazwiska nie pamiętam 😂)
Muzeum Teatru (tam byłam z tobą i był taki śmieszny pan, co się ruszał - kukła klauna wielkości człowieka 😂)
Tego gmachu nie znała - opera, czas chyba odwiedzić. Może przedstawienie baletowe?
Wieczorem miałyśmy już zakupione biletu na wystawę światła w ZOO. Pełna atrakcji zabawa w ciemnościach.
Z głośników popłynęła muzyka wschodniej Azji, a Nielka zaczęła popis alakarate i prosiła o zdjęcia z każdym świetlnym zwierzakiem. Zabawa i dla niej, i dla mnie 😃.
To oczywiście nie była jedyna atrakcja naszego spotkania. Wybrałyśmy się na poszukiwanie dawnego Wrocławia do sióstr do Notre Dame. Tam brat Napoleona Bonapartego zniszczył nasz Piastowski zamek. Zachowały się tylko podziemia. Ale za to jakie...
Nielce spodobała się św. Jadwiga i jej skarb (druga babcia ma na imię Jadwiga, więc zawsze wspominając Jadwigę czy Hadwigę, ma swoje skojarzenia).
Można było przyjrzeć się makietom zamku, stworzonym przez studentów architektury.
Chyba Bonaparte utkwi jej w pamięci, bo kilka razy obwiniała go, o zniszczenie naszego dziedzictwa. 😂😂😂 Dobrze, na historii będzie, jak znalazł.
Niespodziewanie zjawiła się okazja do następnej atrakcji. W Galerii Grunwaldzkiej, po pobraniu aplikacji, można pojeździć na wrotkach. To darmowa zabawa, więc tym bardziej warto polecić, bo o takie atrakcje raczej trudno.
Cóż... zawsze lubiłam dzieci, chyba trochę zawsze "dzieckiem" zostanę. Jest jednak szalona różnica, gdy dzieci jest dwadzieścia kilka, a jedno dziecko, któremu trzeba zapewnić opiekę i uwagę. Jeszcze większa różnica jest wtedy, gdy pracuje się one line. Chociaż może za kilka dni popracuję "na żywo". Jak wiadomo nauczycieli brak, a w zaprzyjaźnionej szkole nauczyciel musi korzystać z długotrwałego zwolnienia. Na razie, po weekendzie czeka mnie jeszcze jedna nocowanka Nielki 😂😂😂























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz