Tak trochę niewygodnie urodzić się w ostatnim dniu roku. Nigdy nie wiem ile mam lat. Czy na początku roku już jestem starsza o rok, czy dopiero w grudniu 😂. Jak mówiłam więcej, to mnie poprawiali, jak mniej, to mówili, że się odmładzam. Ale najdziwniejsze było to, że moja własna matka zawsze twierdziła, że urodziłam się z 31 na 1, tylko pogotowie przyjechało już po fakcie i pytali, jaką datę wpisać... ale... w dawnych czasach czas narodzin mógł różnić się w latach, więc chyba nie ma to większego znaczenia. Tak czy siak, moje urodziny to święto wszystkich - Nowy Rok i jest ok.
W tym roku również nie spodziewałam się jakiś szczególnych obchodów, a życie, jak zwykle, pełne jest niespodzianek. Moja kochana mała rodzinka postanowiła zrobić mi prawdziwe piękne urodziny. Takie jak lubię - w podróży i z niespodzianką. W opisie mojego znaku można przeczytać: "Osoby spod znaku Koziorożca charakteryzują się konserwatyzmem, praktycznością i twardym stąpaniem po ziemi. Są to jednostki, które rzadko bujają w obłokach i wolą planować swoje życie. Koziorożce cenią sobie dyscyplinę i dążą do perfekcji, a ich podejście do życia jest racjonalne i skoncentrowane na osiąganiu konkretnych celów." W moim przypadku, to tak nie działa. Nie dążę do perfekcji, często bujam w obłokach i raczej z moich planów na życie, rzadko coś dobrego wychodzi, więc raczej nie planuję życia i lubię niespodzianki. Ta, którą zaplanowała moja córcia z rodziną, była jedną z piękniejszych. Wiedziałam, że mam się przygotować na trzy dni i będziemy nad morzem, i że będę mogła zwiedzać. Wszystko ok, tylko... co ze sobą wziąć, bo jak blisko plaża, to chcę z Nielką biegać po plaży (trzeba ciuchy i buty na bieganie), jak mam zwiedzać, to trochę inaczej, a jeszcze się wygadała, że dworek, to też inaczej.... sama tego chciałam 😂😂😂😂. Ruszyliśmy w świat.
Po 5 godzinach powiedzieli mi, że jesteśmy na miejscu. Wielki budynek z czerwonej cegły okazał się być Dworem Uphagena. Moja córcia jest osobą bardziej praktyczną niż ja (dla niej oglądanie starych murów nie ma znaczenia), więc tym bardziej doceniam to, że postarała się o dostarczenie mi przeżyć artystyczno-poznawczych. Z Nielką obeszłyśmy wszystkie kąty posiadłości, a było co oglądać.
Dwór powstał 1800 roku, jako letnia posiadłość rodziny Uphagenów - zamożnej holenderskiej rodziny, która osiedliła się w Gdańsku. Niedługo po śmierci głównego przedstawiciela rodu, w 1852 roku kupiec Johan Kuhn nabył dworek mieszkalny, w celu stworzenia obok szpitala, który funkcjonował przez ponad 150 lat jako szpital Najświętszej Marii Panny. Na przestrzeni lat obiekt przechodził remonty i modernizacje, jednak ze względu na pogarszający się stan budynków w 2004 r. został ostatecznie zamknięty. Ślady dawnych praktyk i urządzeń zostały wkomponowane w nowoczesny wystrój hotelu ARCHE, którego prezesem jest Władysław Grochowski. Dawny rolnik, deweloper, a dziś właściciel wielu hoteli, założyciel Fundacji Leny Grochowskiej, która zatrudnia osoby z niepełnosprawnością intelektualną oraz pomaga im się usamodzielniać. Osoba niezwykle kreatywna, przedsiębiorcza i w swoich działaniach prawa i godna naśladowania - wizjoner.
Jego postać mówi sama za siebie 😉. Dostałam ją od Nielki, żebym pamiętała nasz wyjazd i urodzinki.
Ja nie jestem tak bardzo zorganizowana, jak nie muszę, ale rodzinka owszem. Zaplanowali odwiedziny na Westerplatte. Z chęcią wybraliśmy się wszyscy, by złożyć swego rodzaju hołd, tym, którzy którzy "Czwórkami do nieba prosto szli" we wrześniu 1939r.
Ze wzgórza przy pomniku, dostrzegliśmy napis: NIGDY WIĘCEJ WOJNY
Tomek stwierdził, że tak - do następnej, która właśnie toczy się obok nas. Tak chyba pozostanie - człowiek nie jest w stanie uczyć się na błędach. Natura? Chciejstwo? .... Czy można inaczej?... Chyba nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania.
Następnym punktem miało być Muzeum II Wojny i Muzeum Solidarności. Tomek z Kamilą udali się do Muzeum II wojny.
Razem z Nielką stwierdziłyśmy, że pójdziemy swoją drogą. Poszłyśmy do Dworu Artusa. Początki
Dworów Artusa sięgają średniowiecza. Nazwa pochodzi od
imienia legendarnego wodza Celtów Artura (V i VI w. n.e.). Dla
ówczesnych ludzi był on wzorem cnót rycerskich a Okrągły Stół, przy
którym zasiadał ze swoimi dzielnymi rycerzami, symbolem równości i
partnerstwa. Dwór w Gdańsku wzniesiono w latach 1348-1350. Właścicielem było Bractwo św. Jerzego, które skupiało tzw. junkrów
(rycerzy) pochodzących z bogatych rodzin niemieckich. Budynek powstał
dzięki ich własnym staraniom oraz finansowaniu. Dziś cieszy oczy współczesnych "rycerzy i dam", a przed nim stoi potężny Neptun - władca mórz.
Dwór był ok, ale dopiero Muzeum Bursztynu rozpaliło Nielki wyobraźnię. Zafascynował ją proces powstawania bursztynów. Obejrzała wszystkie filmy. Musiała omówić zebrane informacje i spędzić x czasu na stworzenie własnego bursztyny, który zawierał w sobie małe owady, resztki roślin i drobiny skał.
Muzeum Bursztynu zachwyca nie tylko zgromadzonym bogactwem, ale również budowlą, która jest , a raczej była Wielkim Młynem. To największy młyn średniowiecznej Europy, napędzany niegdyś wodami Kanału Raduni, wzniesiony przez Krzyżaków ok. 1350 roku.Razem robi to oszałamiające wrażenie.
Uwieńczeniem dnia była podróż wielkim kołem.
Wracając do naszego Dworu, mieliśmy niespełna 20000 kroków "na liczniku". Marzyłam o prysznicu i zanurzeniu się objęciach Morfeusza, ale obiecałam Nielce tajną naradę na patio 😂😂😂. Wredota układała plan naszej wycieczki bez rodziców na następny dzień. Ale... rozwaliła mnie słowami: "Wiesz Dana, jesteś najlepszą na świecie babcią dla mnie i mamą dla mamy." I jak toto nie kochać?
Następny dzień rozpoczęliśmy wycieczką do Copot. Przecież być w trójmieście i nie zahaczyć o molo nie uchodzi, chociaż Nielka stwierdziła, że woli to w Międzyzdrojach, bo więcej się dzieje.
Może i w Międzyzdrojach jest więcej atrakcji na molo, ale Nielka i tak zawsze coś dla siebie znajdzie. Najpierw z uporem próbowała nauczyć się węzłów morskich, a potem znalazła obiekty do pozowania.
Na koniec pokłóciłyśmy się o krzywy domek 😂😂😂
W drodze powrotnej zostałyśmy "wyrzucone" niedaleko Bazyliki Mariackiej zwana często „Koroną Gdańska”. Kościół jest największą w Europie świątynią wybudowaną z cegły. Potężne jej mury i wieże wznoszą się wysoko nad panoramą miasta oraz nad rozległą okolicą. Jej budowę rozpoczęto 25 marca 1343 r. i budowano etapami przez 159 lat. Dnia 28 lipca 1502 roku o godz. 16.00 mistrz Henryk Hetzel położył ostatnią cegłę sklepienia.
Skierowałam tam kroki, gdy Nielka z niepokojem zapytała, czy będziemy musiały być na całej mszy 😂😂😂😂. Gdy zaprzeczyłam, już nie stawiała oporu.
Warto było wejść i zobaczyć te cudeńka stworzone rękami naszych przodków.
Zdążyłyśmy jeszcze zwiedzić ratusz, który ominął nas dnia poprzedniego.
Na mnie wielkie wrażenie zrobił wystrój wnętrz, a Nielkę zachwyciła zastawa stołowa. Zobaczyłyśmy też wnętrza mieszkań i warsztatów sprzed wieków. Oczywiście po obejrzeniu łazienki, padło typowe pytanie.
Dana, to nie łazienka - nie ma toalety. Bo niby, gdzie się załatwiali. 😂😂😂😂😂 I typowa odpowiedź, którą każde dziecko zapamięta na długo - na podwórzu, a jeżeli ktoś był chory, to do nocnika. Każde dziecko o to pyta i każdemu trzeba odpowiedzieć. Często najpierw jest śmiech z niedowierzaniem, ale potem pojawiają się pytania rodzące zainteresowanie historią, a o to przecież chodzi... żeby zainteresować 😊.
Po odwiedzeniu sklepików, obowiązkowym obiedzie i obejrzeniu kamieniczek, Nieka dostrzegła gdańskiego "kuglarza". Nawet nie próbowałam jej odciągnąć. Krzyczała i klaskała najgłośniej ze wszystkich. Nie było rady - musiałam czekać do końca występów.
Ścisłe centrum miasta pożegnałyśmy w asyście czarownicy z wieży.
Do Dworu wróciłyśmy ostatkiem sił, ale szczęśliwe. Takich urodzin życzę każdemu. Nawet nie miałam czasu pomyśleć, ile to wiosen minęło 😂😂😂.
Za to w drodze powrotnej dostałam przypominajkę od przyjaciół. 😂😂😂 Minęło zaledwie kilka mgnień.
Największą radością jest to, że mam komu dziękować, za emocje, wspomnienia, przyjaźń, miłość... Za wszystko na co składa się życie. Bez Was nie byłoby nic. Nie byłoby po co żyć. DZIĘKUJĘ!