sobota, 16 kwietnia 2022

Wesołych świąt

 Tak wiele razy przed świętami padały słowa "wesołych świąt, wesołych..." 

Rzucane mimochodem, w przedświątecznym pośpiechu, znaczyły tyle, co dzień dobry. Postrzegaliśmy to, jako życzenie radości ze spotkania z rodziną, wspólne biesiadowanie, przyjazne rozmowy... niespodzianki, oznaki przywiązania i miłości, zachowania tradycji...



Dzisiaj w obliczu tylu nieszczęść, unikam tego słowa. Nie chcę wesołych świąt! Wolę spokojne, bezpieczne... Tym bardziej trudno składać życzenia moim ukraińskim przyjaciołom. Nie przechodzą mi przez gardło słowa: wesołych świąt, chociaż bardzo bym chciała, żeby takie były. Nawet Ci, co są bezpieczni w Polsce, na pewno nie będą wesoło spędzać tych dni. Myślę, że wręcz przeciwnie. Właśnie wtedy, gdy dla nas - Polaków, będzie to czas uroczysty, ich tęsknota, niepewność, będzie się potęgować. 

Nie tylko myślę, że tak będzie, ale też doświadczyłam tego w tymczasowym ośrodku dla uchodźców. Jeżdżą tam zawsze o tej samej porze dnia, ale w tym tygodniu, po raz pierwszy przywitało mnie tam wszechobecne przygnębienie. Bywam w ośrodku od początku wojny. Po pierwszym szoku, przebywający tam ludzie powoli się organizowali. Wchodząc czułam zapach gotowanego obiadu, widziałam i słyszałam bawiące się dzieci... To miejsce żyło. Ten tydzień był inny. Cisza, przygnębienie. Nawet nie czuć było zapachów z kuchni. Moi uczniowie byli apatyczni i nie skorzy do pracy. Bezradność, marazm... Mam nadzieję, że to minie, że doprowadzi do kolejnego etapu adaptacji, chociaż... chociaż coraz częściej słyszę o chęci powrotu do domu. Nie wiem, co myśleć, co czuć w takich chwilach, bo każdy odpowiada za siebie. Sama pewnie też bym wróciła. Mimo wszystko, ciężko jest tego słuchać. Ciężko jest wiedzieć, że przecież w Ukrainie, pięknym kraju sąsiadów, w każdej chwili może czekać ich śmierć. Tylko: po co? dlaczego? komu przeszkadza pokój na Ziemi?

Powrót ze Ścinawy z wiadomych powodów był inny niż wcześniej. Dopadła mnie nostalgia. Sama Ścinawa jest dla mnie miejscem "bliskim". Rodzinnym miastem mojej przyjaciółki. Właśnie tego dnia nie można było dojechać z Wrocławia do Ścinawy pociągiem. W Brzegu Dolnym trzeba było przesiąść się do autobusu. Brzeg Dolny... To tam "wieki temu", w wieku 16 lat razem spędziłyśmy 3 tygodnie na obozie "Przysposobienia Obronnego". 16 lat - wiek buntu, marzeń, wyboru drogi życiowej, poszukiwań... Z jednej strony piękny wiek - młodości, rozkwitu... Z drugiej - bardzo niebezpieczny. Tak łatwo wtedy pomylić dobro ze złem; spokój z szaleństwem. Tak prosto pomylić drogi...

Zmieniając środek lokomocji, starałam się, przypomnieć sobie, miejsca, zdarzenia...




Najwyraźniejszym wspomnieniem z tego obozu, były myszy. W naszym budynku były myszy. Kolega, który się we mnie chyba trochę podkochiwał (przynajmniej tak to pamiętam), przyniósł mi łapkę na myszy. Któregoś dnia mysz się złapała, łapka przytrzasnęła ogon. Nie wiem, czy to moja wyobraźnia,  ale do tej pory w głowie mam obraz jej wielkich, przerażonych oczu. STRACH! Strach jest niezbędny do przeżycia, ale bezwolne poddanie się mu, nie prowadzi do dobra, wręcz przeciwnie. Pozwala zwyciężać złu. 

Po każdej wojnie ludzie żyją w nadziei, że to się więcej nie powtórzy. Powtarza się. Ciągle się powtarza. Przemija i znów się powtarza.

Święta przeminą, wojna się kiedyś skończy, ale co pozostanie w nas - ludziach? Od kilku lat głośne są hasła: nigdy nie będziesz szła sama. Nieprawda. 

Ukraina jest sama...

Gwałceni i torturowani ludzie są sami...

Ludzie na granicy polsko-białoruskiej umierają sami...

Spokojnych świąt... Opamiętania dla tych, którzy pomylili drogi... Nadziei dla tych, którzy zostali... Dobrego powrotu dla tych, którzy wracają... Zrozumienia i siły dla tych, którzy pomagają przetrwać... Wiary w dobro dla wszystkich... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez przygody ani rusz

 Mój czas w Rydze kończył się. Lekcje zakończone, umowa rozwiązana, chociaż świadectwa pracy się nie doczekałam. Pozostało pożegnać się z Ry...