Nauczycielem się jest, a nie bywa... Nawet, gdy praca bokami wychodzi...
Mój plan w 2020r. zakładał przygodę na rok, może dłużej, może w innym miejscu. Nie zakładałam szukania przyjaciół, trwałych związków emocjonalnych, ot chwila... ale tak się nie da. Po prostu się nie da. Zwłaszcza w sytuacji, która się wydarzyła. Doskonale wiem, że ludzie bywają różni, ale myślę, że większość nauczycieli, posiada konstrukcję podobną do mojej, a psychopaci, którzy "dorwą się do władzy'' zwyczajnie to wykorzystują. Z jednej strony jestem przerażona tym, co nasz Czarnek zgotował nauczycielom, ale z drugiej, może w końcu doprowadzi to do upadku szkolnictwa. Szkolnictwa, jakie znamy. I to chyba najbardziej pozytywna myśl patrząc na poczynania rządu. Stary świat musi się skończyć. Wykorzystywanie wrażliwych osób również. Nie lubię u siebie takich myśli i emocji, ale czasami, w chwilach wzburzenia chciałabym zobaczyć np. Czarnka, jako nauczyciela przedszkola; Kaczyńskiego, jako samotnego ojca i pracownika ochrony sklepu z 10 dzieci, w tym 5 niepełnosprawnych; Godek, która dostała się w łapy ruskich zbrodniarzy... Nie, nie chciałabym tego widzieć, ale każdy ma swoją złą stronę i czasami takie myśli mnie nachodzą. Takie myśli i pytania: KTO? Kto takich ludzi wprowadził na szczyt władzy, a może nie do końca ludzi, bo .... bo aż boli, jak się słyszy, czyta, widzi... to, co oni robią innym. W pewnym sensie też jestem "uchodźcą". Oczywiście, nie porównuje się do osób, które żyły we wschodniej Ukrainie i przeżyły piekło, ale w paszporcie mam stempel z datą wyjazdu z Ukrainy z dnia 25.02.2022r. i wiem, że gdyby nie ORPEG, to w tym dniu nie przekroczyłabym granicy. W tym dniu w Chmielnickim i Maćkowcach zostawiłam swoich uczniów, a tak naprawdę, to nie jest dobre słowo. Przez te dwa lata większość z tych osób stała się dla mnie bliska. Wiem, że moja obecność tam, nic by nie zmieniła, ale nie czuję się dobrze z tą "ucieczką". Myślę i martwię się o tych, którzy zostali, uciekli z własnego domu. Z wieloma osobami mam kontakt i wiem, że są bezpieczne, i to jest dla mnie bardzo ważne. Część z nich jest w Polsce i nawet miałam okazję na żywo przekonać się, że są zdrowe, całe i w dobrej formie.
Moje warunki lokalowe nie pozwalają na przyjęcie nikogo do domu, ale dzięki uprzejmości mojej rodziny, mogłam przez chwilę poczuć się trochę tak, jak na wycieczce z Chmielnickiego. Z okolic Krakowa do Wrocławia przyjechały cztery osoby. Przyjechały zobaczyć moje miasto. MOJE!
Przed przyjazdem zapytałam: czy chcą coś konkretnego zobaczyć? Otrzymałam odpowiedź: Oczywiście! Te małe gnomy - krasnoludki. 😂😂😂😂 Zawsze wiedziałam, że wyobraźnia i trochę magii, czynią cuda. Nie siła i władza, a dobro i magia. Jak nie kochać krasnoludków...
Jak nie wierzyć, że pogłaskany język misia przyniesie szczęście, a zbuntowane zwierzaki na Jatkach nie zamieniły się w posągi?
Pogoda, jak na złość nie dopisała, ale ogród japoński i tak zachwycał.
Niestety, nie udało się nam złowić karpia na obiad... a okazy były piękne: kolorowe i dorodne.
Trudno... może następnym razem 😂😂😂
Na moich gościach dobre wrażenie zrobiła nasza komunikacja miejska. No... jeżdżąc komunikacją w Chmielnickim, też wybrałabym naszą. Chociaż... tam w każdym busie, autobusie, pociągu... jest konduktor, którego wszyscy słuchają i to powoduje, że człowiek czyje się bezpieczny. W naszej komunikacji - niekoniecznie.
Czy następne spotkanie będzie już w chmielnickim? A może w Warszawie, jak zasugerowała pani Wala, która właśnie tam teraz przebywa?
Tego nie wie nikt. Ja za to wiem, że nie byłam tylko nauczycielem, tak jak zamierzałam, ale tak jest chyba lepiej. Przyjaźń bywa różna... ale zawsze uczciwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz