Nigdy nie marzyłam nawet, żeby wziąć udział w ekspedycji odkrywającej zaginione cywilizacje. Fascynują mnie jednak filmy trochę przygodowe, fantastyczne... opowiadające o starożytnych cywilizacjach. Nie sądziłam, że doświadczę podobnych emocji, i to tutaj, na Ukrainie.
A zaczęło się całkiem niewinnie... Wybrałam się na wycieczkę do zamków na Wołyniu. Z Chmielnickiego to, jak na drogi i możliwości przejazdu, dosyć daleko, ale będąc tutaj, chcę jak najwięcej zobaczyć i doświadczyć, i puki co... trochę się to udaje. Po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce. Nasza wycieczka podjechała do zamku.
Miejsce piękne, nasiąknięte historią. Historia zamku sięga XV wieku... Zamek należał do rodziny Ostrowskich, później Lubomirskich. Te nazwiska oraz nazwisko Potoccy, Izabela Czartoryska i królowa Bona, najczęściej słyszę będąc tutaj. Te rody i osoby wywarły bardzo duży wpływ na rozwój Ukrainy. Wnętrze zamku, troszkę mnie rozczarowało wielkością, ale... budowa zaczęła się w Średniowieczu, więc nie można się spodziewać przepychu młodszych okresów. Ten zamek budowany był z myślą o obronie.
Zachowała się wozownia, w której teraz urządzono trwałą wystawę broni oraz magazyn spożywczy, które strzegą husarzy.
Z zamkiem związana jest pewna historia: Otóż Beata, krewna Ostrowskich, bez pamięci zakochała się w przebywającym na zamku Mazepie. Ten nie zwracał na dziewczynę uwagi..., cóż nieszczęśliwa miłość. Jednak dziewczyna była uparta i cierpliwa. Po 2 latach, przybyła do zamku na mającą się odbyć uroczystość. Starannie przygotowana, wystrojona, stanęła na wieży... patrzy... wojska Tureckie szykują się do ataku. O Matko Święta!!! Taka okazja na "uwiedzenie" ukochanego, a tu atak!
Dziewczyna miała temperament, była w desperacji i... oddała strzał z armaty... jednym strzałem zabiła syna chana... Atakujący wzięli to za złą wróżbę i wycofali się. Beata dopięła swego i obroniła zamek. Na jej cześć wierzę nazwano Beatką. Na szczęście, trzeba stanąć na tej wieży. Stanęłam - wierzyć nie wierzyć, ale stanąć trzeba, bo jak?....
Opuściliśmy Dubno i udaliśmy się w drogę. Dokąd? Ja nie wiem. Słyszę coś na T..., ale nazwy nie rozpoznaję. Po kilkunastu kilometrach stajemy i ruszamy w las. Nagle... wyłania się...
Miasto zaginionej cywilizacji...wielkie, obrośnięte zielenią, tajemnicze, nieprzewidywalne... Nieznane... i to tutaj nie w dżungli, ale w Europie!
Nasza przewodniczka, Natalia, wyjaśniła zagadkę - Fort Tarakanów. Powstał na przełomie XIX i XX wieku, jako jeden z 24 fortów na Ukrainie. Forty (ich lokalizacja) były objęte tajemnicą państwową. Dla zwiedzających są czynne stosunkowo niedawno. Praktycznie było to podziemne miasto wojskowe.
Kosztowało masę pieniędzy, nie miało znaczenia strategicznego... zaginione miasto... komu służyło? Pewnie okrutnym bogom, podobnie jak w starożytności... Ci co mogli, bo zdobyli władzę bawili się kosztem "malutkich". Na początku powstania fortu stacjonowały tu wojska, fort służył też do przechowywania broni, w czasie wojny Niemcy prowadzili tu tajne eksperymenty na ludziach, za czasów ZSRR mieściło się tu NKWD. Tortury, zabójstwa, były tu codziennością. Tajemnice mroków... W Polsce w XX wieku mówiło się o tym, że w ZSRR dla ludności są wyznaczone drogi i trasy. Nie można z nich schodzić, bo można zostać aresztowanym. Historia po latach odkrywa swoje tajemnice, nie zawsze dobre, nie zawsze bezpieczne. Zaginione cywilizacje... żeby nigdy nie wróciły...
A w Łucku... o tym następnym razem 😁




















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz