Pada i pada, i pada... a niech pada... jutro już będę w domu. Niech sobie niebo popłacze... a ja poleniuchuje, a co?
A nic. Trzeba się nazywać Danka. Przyszła moja karta pokładowa i trzeba wydrukować. Kilkaset metrów od mojego lokum widziałam punkt ksero. Żaden problem. 😀😀😀 Może i żaden w tygodniu, ale dziś niedziela. Punkt zamknięty. nic z mojego plana, że poleniuchuję, zaliczę sobie mac donalda, bo blisko. Trzeba, to trzeba, gdzieś znajdę możliwość wydrukowania. Idę... Spodziewałam się bardzo krótkiej wycieczki. 😂
Wczoraj, jak przechodziłam po jednej stronie ulicy zastanowił mnie pewien szczegół: kamienne kloce ze zdjęciami, ale nie przechodziłam, miałam inny cel. Dzisiaj celowo wybrałam drugą stronę i odkryłam... Miejsce zagłady żydów we Lwowie. Lwów, tak jak wiele miast w Polsce był wielokulturowy: Ormianie, Polacy, Żydzi, Niemcy... A w czasie 2 wojny światowej Hitler, który (gdzieś to czytałam) w jakiejś części był żydem, upatrzył sobie ten naród na zatracenie. Starannie realizował ten plan. Nigdy nie byłam i nie będę w Oświęcimiu, więc tutaj też popatrzyłam tylko przez bramę: baraki, tory, wagon bydlęcy... dla mnie, to aż nadto...
Ktoś, kto nienawidzi innych powinien być trzymany w odosobnieniu, a nie rządzić. to wbrew naturze. Smutny to widok, ale część historii ludzkości. Niedaleko tego miejsca zobaczyłam domu, które do niedawna ukrywały hebrajskie litery, a teraz odsłoniły je na widok publiczny.
Historia... A życie życiem. Punktów ksero niet... W zamyśleniu dotarłam do opery.... Pomyślałam, że jak już tu jestem, to zjem sobie obiad i poproszę w knajpce - drukarkę na pewno mają.
Knajpka ładna, pierożki pychota, a wydruku dalej niet... Postanowiłam poszukać dalej, na Rynku. Ale po drodze zobaczyłam muzeum, a co tam... wejdę... weszłam 😊 Zaraz przy wejściu siedział biskup (chyba, bo prawosławny), mówię dobry dzień, a on nic... uśmiecha się ino...
Podchodzę bliżej i aż podskoczyłam, to figura woskowa. 😂😂 Byłam w muzeum figur, ale ta wyglądała tak autentycznie, że aż niewiarygodnie.
Jeśli ktoś chce poznać historię Lwowa, to polecam. Co prawda nie zabawiłam w tym muzeum zbyt długo i nie wszystko dokładnie przejrzałam, ale po pierwszym zaskoczeniu, przyszły następne atrakcje słuchowe. Byłam w muzeum sama i to było trochę przerażające. Ale trzeba przyznać, że atrakcyjne....
i pouczające... Dowiedziałam się na przykład, że Marysieńka po śmierci Jana, zajmowała jedna z kamienic na Lwowskim Rynku.
Że Wiśniowiecki, jako pochodzący z Ukrainy król Polski, jest tutaj szanowany, bo u nas, to raczej nieszczególnie.
Że Chmielnicki ukończył we Lwowie studia duchowne.
I zobaczyłam, jak wyglądał wysoki zamek we Lwowie. Zamku nie ma, ale kilka razy o nim słuszałam, a teraz w końcu mogłam go sobie wyobrazić.
W księdze gości podziękowałam za Pełną wrażeń podróż historyczną i powróciłam do poszukiwań punktu ksero.
Zamiast niego zobaczyłam fontannę (kiedy pierwszy raz byłam we Lwowie, poczułam się jak w domu, a przy tej fontannie dziewczyna do mnie: espaniole? 😂😂😂😂 moja mina podobno była bezcenna). Zapamiętałam tę z widomych względów, ale na Lwowskim Rynku fontann jest 4 - na każdym rogu. Wszystkie z mitologii greckiej.
Odwiedziłam jeszcze bożnicę ormiańską.
Powspominałam wcześniejsze wycieczki, patrząc i ciesząc się z tego, że wiele budynków jest już albo zaczyna być restaurowanych.
Ale głównego celu nie osiągnęłam - nie wydrukowałam karty. Zapytałam jeszcze w kilku sklepach, ale panie robiły wielkie oczy ze strachu, że im nie wolno drukować. Trudno... Na pomoc przyszła mi Unia. Poinstruowała, jak ściągnąć aplikację, a w niej kartę. Nie urodziłam się w dobie smartfonów, niespecjalnie lubię nowoczesną technologię, ale... 😂😂😂😂 podróże kształcą, a potrzeba matką wynalazków.