piątek, 9 kwietnia 2021

Ekstremalne urodziny

 Udało się... Myślałam, że nic z tego nie będzie. Covid szaleje, straszyli zamknięciem granic, ale chyba do domu poszłabym na piechotę. Nie tylko święta, ale również urodziny Nielki - 4 urodziny 😍 moje szczęścia. Ale dla mnie tak się szczęśliwie złożyło, że trafiłam na samą urodzinową imprezę. Dziecko w takim wieku różnie może reagować na półroczną nieobecność - fochem, stękaniem, brakiem zainteresowanie... byłam przygotowana na różne wersje, ale ta mała kobitka, rzuciła się mi na szyję i tuliła mocna - jak to nie kochać? Nie tęsknić?


Jakby tego było mało, kiedy byłyśmy dzień później same, 4 letnie dziecko powiedziało: Dana, wiesz, tak Cię kocham, tak Ci dziękuję, że przyjechałaś na moje urodzinki, było tak ekstremalnie... 😔 a... tylko, co to znaczy? - zapytałam. Wiesz... było tak: super, super, super. Bez Ciebie by tak nie było. Nie wiem, czy jest wyjątkowa i nie bardzo bym chciała, żeby tak było, ale "wredota" ma tyle empatii, że starczyłoby dla kilku osób. To chyba w tych czasach nie jest najlepsza cecha, ale cóż zrobić. 

Ale chwilę później przebrała się w moją bluzkę, założyła "boa" i poprosiła o okulary przeciwsłoneczne, bo tylko wtedy będzie "super stylówa".


 Tyle Nielka, a w domu nie było mnie pół roku... Czy ktoś tego próbował? W sypialni pająki zrobiły sobie niezłą zabawę, a ja cały dzień niszczyłam ich dzieło... kuchnia... o matko i córko, niestety moja kuchnia nie ma okna i cały tłuszcz z gotowanych w bloku potraw wędruje sobie bezkarnie wentylacją... Moje dziecko od czasu do czasu zaglądało do domu i ostatni jej komentarz brzmiał: Dana, ale masz brud w kuchni... wiesz co, może nie widzisz, ale tam się robi jedzenie... poczułam się trochę głupio, dziwnie, ale jak weszłam do tej kuchni, to się przeżegnałam. Zobaczyłam 😝...

Miałam prawie dwa tygodnie. Niestety większość moich przyjaciół pracuje w przedszkolu, a właśnie tam teraz covid zaatakował, a ja bojąc się, że nie będę mogła wrócić, albo, że przeniosę covida na Nielkę, nie mogłam się z nimi zobaczyć. Stwierdziłam więc, że przygotuję sobie materiały do pracy.. hihihi...

Tydzień sprzątania i gotowania, bo święta. Dwa dni przed powrotem dziecko do mnie mówi, że czas zrobić test (trochę ta podróż kosztowała - test 400 zł., ale warto było). A ja stwierdzam, że jeszcze czas, przecież mam na to jeszcze tydzień 😂

To było mgnienie, to była chwila... ale dobrze, że była. Na szczęście test negatywny i podróż powrotna.


I wszystko byłoby ok, ale... 😂😂 miałam test, bilet, paszport, poswitkę (czyli tymczasowy dowód Ukraiński), ale nie wzięłam ubezpieczenia, bo przecież w Polsce mi nie potrzebne. No kurza melodia... Posadzili mnie na lotnisku we Lwowie i każą załatwić ubezpieczenie. Szukam ratunku... no jak? Roman!!! Wyciągam Ukraiński telefon... dzwonię....: Nie możetie połączyć... niet groszi... O mamusiu i co?!! przez głupie ubezpieczenie, które leży w Chmielnickim odeślą mnie do Wrocławia?!!

Na szczęście Roman chyba dostał informacje, że chciałam się połączyć i w 5 minut  załatwił sprawę. Kochana Natalka doładowała mi konto na telefonie i poczułam się bezpieczna i zaopiekowania. Ale... do pociągu zostało 3 godziny. Natalka wpadła na pomysł, żebym zamiast na dworzec, pojechał jeszcze na stare miasto we Lwowie. Mnie 2 razy takich rzeczy nie trzeba powtarzać 😂😂 pojechałam... 



Co prawda nie na stare miasto, a do katedry św. Jerzego, tego od smoka (chyba).

Na ławce zjadłam zapiekankę, bo tutaj też, ale tylko na dwa tygodnie, wszystko zamknięte. Odkąd jestem, to drugie 2 tygodnie, gdzie działają tylko sklepy spożywcze. W sumie, przez okres od września do kwietnia 4 tygodnie, a zachorowania takie, jak w Polsce. Czy to, co zrobił nasz rząd miało uzasadnienie? - nie sądzę.

Popatrzyłam sobie na świat. Stwierdziłam, że zabudowa Lwowa jest podobna do Krakowskiej...



i zadzwoniła Natalka z pytaniem: gdzie jestem, bo chce mi zamówić taksówkę na dworzec... No jak to, gdzie? We Lwowi 😂😂😂😂

Zaczepiłam kila osób z zapytaniem o miejsce, w którym jestem. Dobrzy ludzie wprowadzili mnie do tramwaju. Pani nawet bilet mi dała i nie chciała pieniążków i w 10 minut byłam na dworcu - cóż głupi nieraz ma szczęście.

Dworzec Lwowski jest ładny. Kolej stosunkowo niedawno była czymś ekskluzywnym i to we Lwowie widać.

Niby drobiazgi, a cieszą oko... Spodziewałam się, że znów pojadę sypialnym, jak zawsze ze Lwowa do Chmielnickiego, ale nie... tym razem pociąg był taki, jaki znam z Polski i nie było Pani konduktor w każdym wagonie.


Szkoda... W tym z kuszetkami można czuć się bezpiecznie. Za to obserwowałam krajobraz za oknami... mijaliśmy miasteczka, wsie. Te wsie oddalone od miasta wyglądały bardzo biednie. Często widać było opuszczone gospodarstwa - widać, że ludzie uciekają.




W Chmielnickim poczułam się, jak w domu. W czasie "imprezy" Andrzejkowej wylosowałam sobie przesłanie: "Złamał sobie życie i ma teraz dwa oddzielne, bardzo przyjemne życia". I jest w tym prawda, więc... jak tu nie wierzyć w czary Andrzejkowe 😂😂

A domu czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Moje dziecko wydrukowało dla mnie na zajęcia maski i kilka razy pytało, czy ich nie zapomniałam. Pierwsze co zrobiłam w domu, to je wyjęłam, a tam...


Moje szczęście się jeszcze podpisało 💖- "tyle tylko potrafi napisać".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...