niedziela, 23 sierpnia 2020

Ale to już było...

 Przygotowania trwają...

Kończę przygotowania do otwarcia nowego roku szkolnego w przedszkolu, by osoba, która mnie zastąpi mogła spokojnie rozpocząć pracę.  Dokumenty otwarcia sporządzam tak, jak dla siebie. Wiem, że każdy jest trochę inny i niekoniecznie to, co jest ważne dla mnie, musi być ważne dla innej osoby. Ale tylko tak mogę zrobić. Spędziłam tu ostatnie 15 lat i zależy mi, żeby zostawić porządek. Sama też chcę w pamięci zostawić, to co najlepsze - mały biały domek w zielonej dzielnicy Wrocławia. Tak zobaczyłam go 15 lat temu i tak chcę zachować.

 

 Patrzę na  "moje" przedszkole i próbuję uporządkować emocje. 

Chcę pamiętać: odnawianie przedwojennych schodów na piętro (gdzie wspólnie z pracownikami obsługi w czasie wakacji zdzieraliśmy kolejne warstwy farby, żeby uzyskać widok pięknych desek); wycieczki z dziećmi i wspólne zabawy; sobotnie festyny; odnawianie pomieszczeń i urządzeń w ogrodzie; zajęcia otwarte dla rodziców...

Chcę zatrzeć wspomnienia: krzyczących rodziców, bo dziecko zgubiło spineczkę albo czapeczkę; ojca, który widząc mnie bawiącą się z dziećmi na dywanie, chciał zbierać negatywne opinie od rodziców, żeby odsunąć od siebie odpowiedzialność za umawianie się przez portale z 18-letnimi dziewczynami (2 miesiące zabrało mi znalezienie prawdziwych motywów jego działań na szkodę przedszkola); w końcu chcę zapomnieć pożegnanie przez Departament  Edukacji, który to oddelegował panią z kadr, żeby zadzwoniła, a ja w słuchawce usłyszałam: "Pani se przyjdzie po te swoje papiery"...

Wiem, że z czasem złe wspomnienia zblakną, a dobre pozostaną. Tak będzie dobrze. Ale wiem też, że moja droga tutaj dobiegła końca. Zrobiłam, to co mogłam zrobić i tak też jest dobrze. Pożegnał mnie cały personel, któremu jestem wdzięczna za pracę pod moim (nie zawsze lekkim) przywództwem.

 

Cóż mi  pozostało? Wyjechać!

Wybór transportu na Ukrainę wcale nie jest prosty. Pociągu bezpośredniego nie ma, pewnie, że mogę kilka razy się przesiąść,  ale z torbami? Nie! Odpada! Jest autobus, kilkanaście godzin... ta... może ktoś lubi, ale ja nie dam rady usiedzieć na jednym krzesełku, na baczność, a moje wszystkie mięśnie, kości, a potem nerwy przez kilka kolejnych dni będą nadawały się tylko do wymiany. Na szczęście jest samolot do Lwowa. Godzinka i jestem na miejscu. Super. Zamawiam bilet, płacę... tylko co dalej? Pryszcz, ze Lwowa do Chmielnickiego, to tylko około 200, 300 km. Pryszcz. Szukam połączenia...  Jest pociąg - 4 godziny jazdy... Ufff... Nie ma innej możliwości kupuję. 

Czas się spakować. Jadę po raz pierwszy na 9 miesięcy. Nie wiem, kiedy będę mogła przyjechać, co zastanę na miejscu, co mi będzie potrzebne. Klimat mniej więcej taki jak u nas. Trzeba się zatem przygotować na 4 pory roku. Jadę uczyć, więc przydałby się jakieś pomoce. Będę sama, więc będzie czas na czytanie... ufff.... 

Walizy, walizki, torby... Jedna szafa, druga szafa, półki z książkami... Jest! Dostałam na wyjazd torbę na kółkach - super - wielka, lekka. Pakuję się: bielizna, ręczniki, 3 pary spodni letnich, kilka bluzek, sukienek, piżama, buty... pół torby zajęte, próbuję podnieść torbę... oczy wychodzą z orbit, a torba ani drgnie. Chwila konsternacji i od czego wujek Google? Paczka na Ukrainę do 20 kg, koszt 79 zł. jestem uratowana!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez przygody ani rusz

 Mój czas w Rydze kończył się. Lekcje zakończone, umowa rozwiązana, chociaż świadectwa pracy się nie doczekałam. Pozostało pożegnać się z Ry...