niedziela, 28 września 2025

Kircholm

     Początki bywają trudne. W ciągu tego miesiąca kilka razy poważnie myślałam o wyjeździe. Niestety system edukacyjne chyba na całym świecie nie dogania rzeczywistości. Dzieci i rodzice mają wadzę, a nauczyciel obowiązki. Biorąc pod uwagę problemy z komunikacją (bo jak się okazało, to chociaż to szkoła polska, ale nie wszyscy znają i rozumieją język polski), to prowadzenie zajęć może stać się walką o przetrwanie. Na szczęście teraz będę miała pomoc w postaci pedagoga, więc dam sobie jeszcze trochę czasu. 

    Za to weekend 😂😂😂... w weekend odreagowałam. Najbardziej spektakularna bitwa polskiej husarii odbyła się "za miedzą" Rygi. W tym roku była 420 rocznica, a więc - wielkie wydarzenie. Kircholm, to dziś niewielka miejscowość Salaspils  oddalona od Rygi 20 kilometrów. Przecież nie można było stracić takiej okazji. Chociaż... chociaż początek wcale nie zachęcał. Pojechałyśmy pociągiem i wskazane na mapie miejsce walki okazało się być brzegiem trasy szybkiego ruchu. Na skwerku stał wielki kamień.


     I co? I to już wszystko? No nie, to był dopiero początek, bo cała impreza odbywała się nieopodal, ale za wałami i z tego miejsca nie było jej widać. Bardzo chciała zobaczyć husarza. Bardzo chciałam zobaczyć wojsko i... pierwsze na co trafiłam, to właśnie husarz.


 Biedny, zmęczony, oparty o kij husarz - duma polskiego oręża. 😂😂😂😂 Tak przywitał nas obóz polski! Za chwilę jednak pojawiła się szlachta polska.


     Przywitali nas z polską gościnnością, pozwolili przymierzyć czapki i nawet dali broń. Okazało się, że wszyscy są z okolic Białegostoku. Popatrzyli na nas i stwierdzili, że my swoje, że my Tatarki. Byłam bardzo zdziwione, co prawda mój tato pochodził z tamtych terenów i przyznawał się do nieznanych korzeni żydowskich, ale tatar???? No cóż... widać Kaziutek miał wiele tajemnic, albo naprawdę niewiele wiedział o dawnej rodzinie. Stwierdziłam, że mi to nie przeszkadza. Oczywiście polskim zwyczajem dostałyśmy zaproszenie na śliwowicę, a z racji obowiązków, z "bólem" odmówiłyśmy. Za to oddałyśmy się "śpiewaniu" pieśni wojskowych granych przez nasze orkiestry.


 

    Kiedyś przyrzekłam sobie, że już publicznie nie zaśpiewam, ale potrzeba odreagowania była silniejsza i nie bardzo obchodziło mnie, że ktoś tego musi słuchać 😂😂😂

    Zaczęły się pokazy wojskowe. Na "pole" wyszli Szwedzi. Jakie było nasze zdumieni, gdy między sobą zaczęli mówić po polsku 😂😂😂. Widocznie dla Szwedów, to nie powód do świętowania, bo w 1605roku ponieśli sromotną klęskę - 3-krotnie więcej wojska, 20 minut bitwy i "pierdut"... nasi zwyciężyli. My jednak nazwałyśmy ich podwójnymi zdrajcami: nie dość, że w szwedzkich mundurach, to komendy wydawane po niemiecku - skandal 😂😂😂. 



W końcu przyszedł czas na naszych - oj, było na co popatrzeć! Husaria dała radę, a nasi znajomi szlachcice nawet odpalili armatę.




Na koniec pożywiłyśmy się przysmakami z ogniska.


 

Podróże kształcą i można się czegoś dowiedzieć o sobie, np. że ma się tatarskie korzenie... szkoda, że nie mogę odkryć więcej informacji o rodzinie taty. Pewnie w genach coś się jednak wynosi, bo zawsze ciągnęło mnie, hej na stepy, na wschód.... W końcu mogę chociaż cząstkę tego odkrywać i to jest bardzo przyjemne.  

niedziela, 14 września 2025

Temat zastępczy


 Martwi mnie nieznajomość zasad wychowania w łotewskich szkołach. Muszę sobie co nieco przemyśleć, poznać, zrozumieć, ale muszę też nabrać dystansu, a to najlepiej wychodzi w oderwaniu od codzienności. Cóż zatem robić? Ano, czas na wycieczkę. Łotwa podobno, to kraj zieleni i zamków - czyli to, co "niedźwiedzie" lubią najbardziej. Na szczęście Agnieszka już była na Łotwie i zna okolice. Godzinę drogi od Rygi leży miasteczko Sigulda. Jedziemy? Jedziemy!


 

Zaraz przy dworcu zobaczyłam bardzo ładny "przystanek", który okazał się być naszą ławeczką czytelniczą. Trochę bardziej estetyczną niż nasze. 


 O Siguldzie wujek Google mówił, że jest tam stary zamek i nowy zamek , piękny kościół luterański... Według słów Agnieszki wszystko zdążymy zwiedzić i obejrzeć 😂😂😂😂.

 Zaczęłyśmy od skansenu i zamku Turaida - to jedna z części miasta Sigulda. Zwiedzanie miało nam zająć góra godzinkę. Niestety przed wejściem był mały sklepik  i tam "zabawiłyśmy" prawie godzinę, zachwycając się rękodziełem. Pogoda nam dopisała, a skansen, jak to skansen - żeby poczuć atmosferę dawnych czasów, to trzeba się trochę nachodzić, ale... warto było. 


 

 



 

 Już w jednym z pierwszych domów zobaczyłam warsztat tkacki. Babciny! Moja babcia, która mieszkała niedaleko granicy z Białorusią miała osobny pokój tkacki. Całe życie to był dla mnie "zaczarowany pokój", bajeczny. I tutaj też taki był.


 Znalazłyśmy też nasze Polskie pająki.


 

Oraz wiele innych, ciekawych zabudowań, a w nich ukryte skarby. Nie wszystkie zdołaliśmy zwiedzić, bo czas jakby bardzo przyspieszył...


  

 


 


 


 
 


 



Nagle trafiłyśmy na wielką polanę z kamiennymi rzeźbami, które przypominały mi runy.
 

 
 
Chwilę odpoczęłyśmy, aż zobaczyłam ścieżkę 😂😂😂 To była ścieżka Barona, więc musiała prowadzić do zamku!
Na pewno, tylko nie w tej bajce... 650m w dół do drogi, a później 650m z powrotem. Na drżących nogach, bo drewno w niektórych miejscach spróchniałe 😂😂😂 "męska przygoda" mnie nie omija, tylko ciągle za mną chodzi. Na szczęście po tych zmaganiach znalazłyśmy właściwą drogę prowadzącą do zamku. Ów zamek z czerwonej cegły został zbudowany w 1214 r. przez założyciela Rygi. Trochę mnie rozczarował, bo nie wyglądał na swoje lata. 😂😂😂

 


  






 


Ja swoje możliwości znam i w niektórych sytuacjach nie bardzo sobie zawierzam, ale jeszcze nie w pełni znam możliwości Agnieszki. Trzeba było przyspieszyć, żeby zdążyć na autobus, a potem pociąg. Ok, idziemy na autobus. Nie ma i nie ma... patrzymy na rozkład i z boku słyszę: źle spojrzałam, on w sobotę nie jeździ, mamy godzinę. 😝 No dobra, to idziemy zjeść.

 Po takiej wyprawie jedzonko smakowało, jak rzadko. Przymierzyłam też sobie czapkę zakupioną w Rydze. Spodobała mi się.

 
 Kątem oka zobaczyła autobus... Agnieszka: spokojnie, jeszcze 15 minut... i autobus odjechał. 😕 Patrzyła na dojazd do stacji, a nie wyjazd z Turaidy... O, matko i córko! czemu??? 😂😂😂😂 Na szczęście drugi był na tyle szybko, że na pociąg zdążyłyśmy, ale już nic w Siguldzie nie zobaczyłam. Będzie okazja przyjechać jeszcze raz. Za to Ryga pięknie nas przywitała.

 

poniedziałek, 8 września 2025

Pod krawatem i w dresie

 Agnieszka została w "swoim" mieszkaniu, chociaż łatwo nie było: brak światła w kuchni - ale przecież w telefonie ma latarkę, a po co w nocy łazić po kuchni 😂(rady gospodyni); włączyła pralkę i miała powódź 😂(oj tam, oj tam... ktoś węża nie podłączył, od razu można podłogę zmyć), ale chyba najbardziej nas zaskoczyła przynosząc pojemniki do lodówki "obkupkane" kurzymi odchodami 😂. Na koniec stwierdziła, że Agnieszka bardzo ładnie się urządziła i ona też lubi dobrą jakość... 😦ręce nam opadły 😂😂😂 W tej walce dotrwałyśmy do 1 września. 

Tutaj było kilka zaskoczeń: przy maluchach nie było "pompy". Były za to tańce i śpiewy, od razy było pasowanie na 1-klasistę. Uroczystość pod krawatem była dla str szych,  ale były władze miasta, ambasada, konsulat, kontyngent wojskowy... wszyscy ważni. ja tyż... a co...


  


Później została już tylko praca 😊. I to od razu na głębokie wody, bo to przecież Narodowe Czytanie. My zrobiliśmy tydzień Kochanowskiego, ale... dostałam klasę 2 i 4, i raczej do Kochanowskiego, to jeszcze nie dorośli, ale powycinali liście na lipę, także swój wkład mieli.


 


Za to dowiedziałam się, że jest tutaj jeszcze stowarzyszenie i ono zaprosiło na do czytania.


Było tak, jakby tu rzec... doniośle, ale... okazało się, że Agnieszka lubi "męskie przygody" chyba bardziej niż ja, bo po "Czytaniu", zaczęłyśmy ich szukać. Głównie w kościołach.  Najpierw był kościółek Matki Boskiej Bolesnej, gdzie Stowarzyszenie Silezja ma swoją siedzibę.


 

Potem średniowieczna Katedra Luterańska. Piękna i monumentalna.


 









Potem dowiedziałyśmy się o białej nocy w Rydze. Czyli: okres w lecie, kiedy słońce chowa się bardzo płytko pod horyzontem, a niebo pozostaje jasne, nie zapadając w całkowitą ciemność. To zjawisko astronomiczne występuje na dużych szerokościach geograficznych, takich jak Łotwa, w okolicach przesilenia letniego, tworząc niepowtarzalną atmosferę w mieście, która dodatkowo podkreśla jego urok. W tę noc w Rydze bardzo ożywa życie i miasto owładnięte jest imprezami. Znalazłyśmy słońce i księżyc zawieszone nad rzeką.


 


Tam też spotkałyśmy naszą dyrekcje, która pokazała nam budynek, w którym kiedyś studiował Nasz prezydent Ignacy Mościcki.


 Gdy zrobiło się trochę szarawo, szłyśmy za grupami "tubylców" i okazało się, że w różnych kościołach odbywają się koncerty muzyki instrumentalnej. Trafiłyśmy na jeden koncert, ale był głośny i taki demoniczny.

 

Ale... wychodząc zauważyłyśmy dziwny budynek... no to idziemy...


 Budynek, to wielki prom  dopływający do Rygi 😂😂😂. Stałyśmy z otwartymi ustami, tak zrobił na nas wrażenie.

Poszłyśmy za tłumem... i trafiłyśmy do  katedry, gdzie był piękny, wzruszający koncert z muzyką i grą świateł.


 


 No i tak szukając "męskiej przygody", spojrzałyśmy na zegarek, nasz ostatni autobus zaraz miał odjeżdżać, a my nie wiedziałyśmy, gdzie jesteśmy. Zobaczyłam przystanek i krzyczę: wsiadamy! Agnieszka posłuchała. Spojrzała na wyświetlacz i stwierdziła, że to nie nasza dzielnica 😂😂😂. Jakoś tak się dzieje, że jak ten bumerang, czasem naokoło, ale wracam do domu. Tym razem po przesiadkach też się udało. 😂😂😁😁

Za to niedziela była boska... ciepełko, szum fal nad morzem... aż chce się żyć...


 
Co dalej? Czy Ryga będzie dla mnie łaskawa? Pokaże czas... Pewnie już niedługo... 

Bez przygody ani rusz

 Mój czas w Rydze kończył się. Lekcje zakończone, umowa rozwiązana, chociaż świadectwa pracy się nie doczekałam. Pozostało pożegnać się z Ry...