Początki bywają trudne. W ciągu tego miesiąca kilka razy poważnie myślałam o wyjeździe. Niestety system edukacyjne chyba na całym świecie nie dogania rzeczywistości. Dzieci i rodzice mają wadzę, a nauczyciel obowiązki. Biorąc pod uwagę problemy z komunikacją (bo jak się okazało, to chociaż to szkoła polska, ale nie wszyscy znają i rozumieją język polski), to prowadzenie zajęć może stać się walką o przetrwanie. Na szczęście teraz będę miała pomoc w postaci pedagoga, więc dam sobie jeszcze trochę czasu.
Za to weekend 😂😂😂... w weekend odreagowałam. Najbardziej spektakularna bitwa polskiej husarii odbyła się "za miedzą" Rygi. W tym roku była 420 rocznica, a więc - wielkie wydarzenie. Kircholm, to dziś niewielka miejscowość Salaspils oddalona od Rygi 20 kilometrów. Przecież nie można było stracić takiej okazji. Chociaż... chociaż początek wcale nie zachęcał. Pojechałyśmy pociągiem i wskazane na mapie miejsce walki okazało się być brzegiem trasy szybkiego ruchu. Na skwerku stał wielki kamień.
I co? I to już wszystko? No nie, to był dopiero początek, bo cała impreza odbywała się nieopodal, ale za wałami i z tego miejsca nie było jej widać. Bardzo chciała zobaczyć husarza. Bardzo chciałam zobaczyć wojsko i... pierwsze na co trafiłam, to właśnie husarz.
Biedny, zmęczony, oparty o kij husarz - duma polskiego oręża. 😂😂😂😂 Tak przywitał nas obóz polski! Za chwilę jednak pojawiła się szlachta polska.
Przywitali nas z polską gościnnością, pozwolili przymierzyć czapki i nawet dali broń. Okazało się, że wszyscy są z okolic Białegostoku. Popatrzyli na nas i stwierdzili, że my swoje, że my Tatarki. Byłam bardzo zdziwione, co prawda mój tato pochodził z tamtych terenów i przyznawał się do nieznanych korzeni żydowskich, ale tatar???? No cóż... widać Kaziutek miał wiele tajemnic, albo naprawdę niewiele wiedział o dawnej rodzinie. Stwierdziłam, że mi to nie przeszkadza. Oczywiście polskim zwyczajem dostałyśmy zaproszenie na śliwowicę, a z racji obowiązków, z "bólem" odmówiłyśmy. Za to oddałyśmy się "śpiewaniu" pieśni wojskowych granych przez nasze orkiestry.
Kiedyś przyrzekłam sobie, że już publicznie nie zaśpiewam, ale potrzeba odreagowania była silniejsza i nie bardzo obchodziło mnie, że ktoś tego musi słuchać 😂😂😂
Zaczęły się pokazy wojskowe. Na "pole" wyszli Szwedzi. Jakie było nasze zdumieni, gdy między sobą zaczęli mówić po polsku 😂😂😂. Widocznie dla Szwedów, to nie powód do świętowania, bo w 1605roku ponieśli sromotną klęskę - 3-krotnie więcej wojska, 20 minut bitwy i "pierdut"... nasi zwyciężyli. My jednak nazwałyśmy ich podwójnymi zdrajcami: nie dość, że w szwedzkich mundurach, to komendy wydawane po niemiecku - skandal 😂😂😂.
W końcu przyszedł czas na naszych - oj, było na co popatrzeć! Husaria dała radę, a nasi znajomi szlachcice nawet odpalili armatę.
Na koniec pożywiłyśmy się przysmakami z ogniska.
Podróże kształcą i można się czegoś dowiedzieć o sobie, np. że ma się tatarskie korzenie... szkoda, że nie mogę odkryć więcej informacji o rodzinie taty. Pewnie w genach coś się jednak wynosi, bo zawsze ciągnęło mnie, hej na stepy, na wschód.... W końcu mogę chociaż cząstkę tego odkrywać i to jest bardzo przyjemne.











































































