poniedziałek, 24 czerwca 2024

Survival

 Koniec roku szkolnego, zwłaszcza teraz, gdy nie wiem, co przyniesie kolejny rok, to koniec pewnego etapu. Również etapu w życiu. Na różnych forach internetowych słychać głosy rodziców, którzy kłócą się i prezenty dla nauczycieli. Nie wiem, jak inni, ale od bardzo dawna,  przyjmowanie czegokolwiek od rodziców jest dla mnie bardzo problematyczne. Wolę dostawać szacunek niż kwiaty czy czekoladki. Chociaż pamiętam swoje pierwsze lata i w pamięci utkwiła mi chwila, gdy stoję pośrodku klasy w czerwonej sukience, a kwiaty, które nie mieszczą mi się na rękach spływają na podłogę. Wciąż słyszę słowa jednej z matek: "Nasza Danusia, jak Matka Boska". No nie, bardziej czułam się wzruszona i zakłopotana tą sytuacją. Jednocześnie bardzo wzruszona - ale to było kiedyś, gdy wzajemny szacunek był w modzie. W tym roku najcenniejsze były 2 prezenty.


 Ten, bo dziewczynka dopowiedziała, że długo z mamą szukały czegoś, by wyrazić swoją wdzięczność.


Ten, bo chłopiec powiedział, że czekoladki są od mamy, ale on dołożył swoje ulubione ciasteczka; 50 zł., które już nie mają wartości, ale to na szczęście, żeby nigdy mi nie brakowało pieniędzy; plastykowy ogórek, żeby mi nigdy nie brakowało pomocy do zajęć i pomysłów. 

Czas na odpoczynek i pierwszy dzień odpoczynku spędziłam oczywiście z Nielką. Poszłyśmy obejrzeć fontanny - Nielka jest fascynatką tańczących źródeł, chociaż sama mówi, że lepiej się je ogląda po ciemku.



Przy okazji wybrałyśmy się do "Parku Japońskiego". Pamiętam, kiedy był jeszcze częścią Parku Szczytnickiego, bez ogrodzeń, bez biletów, z piętrową pagodą. Dziś trzeba sporo zapłacić za wejście, ale rozumiem, że bez tego długo by nie przetrwał 😞, cóż, wszystko się zmienia - niekoniecznie na dobre. Zostały za to wielkie ryby, co prawda, dawniej to były zwykłe karpie, a dziś - złote 😁.






Niedziela miała być dniem odpoczynku i relaksu w pieleszach domowych, ale zadzwoniła koleżanka z propozycją nie do odrzucenia: Przyjeżdżaj na Brochów! Dzieje się! Coś dla Ciebie!

Eeee... nie bardzo mi się chciało, ale... ciekawość zwyciężyła. Dotarłam na Brochów i patrzę.



Survival - sztuka przetrwania? To raczej nie moje klimaty. Ale zawsze można zobaczyć coś nowego, zrozumieć, nauczyć się... Na miejscu okazało się, że na być wycieczka po historycznych budowlach na Brochowie. Od razu pomyślałam o willi, która skradła moje serce. 


Niestety, willa z 1908 roku, należąca niegdyś do lekarza Alfreda Kolsky`ego znalazła nowego właściciela. Z jednej strony byłam niepocieszona, bo bardzo chciałam ją ujrzeć w środku, ale... być może nowy właściciel przywróci jej dawny blask. 

Zbiórka na wycieczkę po Brochowie miała miejsce przy dworcu kolejowym. O wyznaczonej porze zebrało się mnóstwo ludzi. Sprzęt nagłaśniający szwankował, a my dowiedziałyśmy się, że w odwiedzanych miejscach wstęp i instalacje są dostępne dla wszystkich. W ten sposób zdecydowałyśmy się na samodzielną wędrówkę. Pierwszy punktem był dworzec kolejowy. Piękny, świeżo odnowiony i otwarty.




 

W jego wnętrzu ustawiono instalację przedstawiającą pojazdy przyszłości. Nie znam się na sztuce współczesnej, więc nie mnie ją oceniać.



Kolejna była wieża ciśnień. To był budynek, który bardzo chciałam zobaczyć. Wprawdzie stałyśmy w kolejce z pół godziny, ale warto było.









W podziemiach opuszczonej willi toczyła się niema walka o przetrwanie.











Chciałyśmy jeszcze zwiedzić Zakład Krawiecki, jednak kolejka nas zniechęciła, a do budynku docierała wycieczka w grupie powyżej 100 osób.



Zrezygnowałyśmy ze zwiedzania na rzecz brochowskiego parku.



Rosnące na oczku wodnym nenufary wzbudziły we mnie wspomnienia pszczewskich jezior, wycieczek łódką, imprez do rana 😊 wspólnych z niezapomnianą i "wieczną" przyjaciółką Alutką. I tak przyszłość, teraźniejszość i przeszłość złączyła się w jedno nad brzegiem małego oczka.

niedziela, 16 czerwca 2024

Kali zabić - dobrze, Kalego zabić - zbrodnia...

 Kończy się rok szkolny i znów zaczyna się nagonka na nauczycieli. Moje zdziwienie budzi to, że zdecydowana większość rodziców domaga się większych pochwał, nagród dla swoich dzieci, ale... gnębi nauczycieli i oczekuje, że Ci będą lepsi. Rzeczywiście, bardzo ciekawa metoda. 😜 Rodzic ma zawsze rację, wiec nie rozumiem dlaczego rodzice dziwią się, że część nauczycieli ich naśladuje 😂😂😂. A całkiem serio, to pewnie, że część nauczycieli nie nadaje się do tego zawodu, ale zdecydowana większość robi wszystko, by ten system jeszcze trwał. Czy słusznie? - sama nie wiem. Całe dorosłe życie związałam z edukacją, z jednej strony - nie żałuję, ale z drugiej... chyba pora umierać...

Dzięki Bogu i partii 😜, ja już nie muszę stosować się do większość nakazów, zakazów, wytycznych, itd... Moje "dzieci" przychodzą, bo chcą, albo nie przychodzą... Czasami, gdy mają problemy z opanowaniem materiału, pomagam im zrozumieć, wyjaśnić, rozwiązać... Wiem, że to nie wina nauczyciela, że nie potrafią pojąć pewnych tematów. Kilka razy tłumaczyłam im co to jest ułamek, jak dodawać, odejmować ułamki. Do mnie przychodzi kilkoro dzieci, ale i tak, np. ten, który szybko pojął fenomen tego zagadnienia, próbował przeszkadzać (popisywać się) innym. Jak dotrzeć do wszystkich, gdy jest ich ponad 20? Tak... większości wystarczyło, jak narysowałam pizzę i pocięłam je na kawałki, ale nie wszystkim, dawałam więc im inne zadanie, albo pozwalałam zagrać w grę, a "opornym" tłumaczyłam na różne sposoby, aż zrozumiały. Żeby tak pracować, potrzebne są małe grupy, albo odpowiedzialność ucznia za opanowanie materiału, albo udział  osób trzecich, a że takich nie ma - to tylko w domu. Obarczanie nauczycieli odpowiedzialnością za wszystkie grzechy prowadzi donikąd, a może do wojenki rodzicielsko-nauczycielskiej. Może komuś na tym zależy. Widzę jednak, że dzieci są już zmęczone - z jednej strony już nie chcą ćwiczyć, uczyć się, ale z drugiej, jeden z tych wytrwałych wychodząc powiedział tak do siebie: i co? Wrócę do domu i zostanie mi tylko gra... Może i tak... na to nic nie poradzę, puki co... wymyślam, co może ich zainteresować, może gra, może zabawa, a może doświadczenie...




Rozpoczął się sezon wycieczek i festynów. Doskonale pamiętam ten czas, z czasów dyrektorskich - pełna mobilizacja, poszukiwanie pomysłów, sponsorów. Dodatkowa praca poza wynagrodzeniem, a zawsze i tak znalazły się osoby, które potrafiły tylko skrytykować, wytknąć wszystkie niedociągnięcia... 😂😂😂😂 ale... najlepsza akcja była, gdy pobiło się dwóch tatusiów, o jakąś sprzeczkę synów - cóż... jesteśmy tylko ludźmi, więc też miałyśmy trochę satysfakcji, zwłaszcza, że na festynie była policja i różnie mogło się skończyć. W tym roku wybrałam się jako gość (oczywiście z Nielką), na festyn politechniki. Było co robić: wyścigi kajaków, psy ratunkowe i oczywiście stacje z zadaniami. Nielka była zafascynowana i bardzo zaangażowana - ja mniej, tłum mnie wykończył 😓











 a czekał mnie jeszcze grill na działce z przyjaciółmi. Cieszyłam się na to spotkanie, ale cieszyła się również, że moja niezawodna córcia pomogła mi, bo "przytargać" z domu prowiant, uszykować grilla i stoły, w tym dniu, to byłoby ciut za na to. 😉 Dzięki mniej do przybycia gości grill był rozpalony, stoliki ustawione, wystarczyło podać do stołu i gada o starych, dobrych czasach i nie tylko 😊


Wieczór był bardzo przyjemny i mogłam pobawić się w dawno niewidzianą Ozzy (ko cham tego psa - wariata). Na szczęście udało nam się nie poruszać tematów politycznych, bo tak jak nasz kraj, jesteśmy w tej kwestii podzieleni. 

Mnie się zdawało, że mam raczej poglądy lewicowe, ale chyba się bardzo pomyliłam. Obecna lewica wybiera sobie grupy społeczne i dodaje im pieniędze ze wspólnego kotła. Ja się z tym nie zgadzam. Rozdawanie środków beż żadnego planu i bez żadnych warunków, moim zdaniem prowadzi do patologii. Wcale się z tym nie kryję, natomiast bardzo dziwi mnie podejście, zdawać by się mogło mądrych i wykształconych osób. Uważam, że wydawanie 1500 zł., za to, że ma się małe dziecko, to jakiś obłęd. Osoba mi znana, kiedyś będąca dla mnie autorytetem, "naskoczyła na mnie", że nauczycielom nic się nie podoba. Ostatnio na "tapecie" jest renta wdowia. Już dziś wdowa może wybrać swoje świadczenie lub 85% świadczenia zmarłego małżonka (nawet osoba nigdy nie pracująca jest zabezpieczona). Są również środki w ZUS-ie, które można dziedziczyć. Ta sama osoba próbowała mi wmówić, że emerytura małżonka jest dziedziczna i nie mam prawa się odzywać, bo jako osoba samotna nie mogę nic dziedziczyć, 😀 a środki na emeryturę zmarłego małżonka są dziedziczne. Oczywiście osoba ta nie wspomniała, że wyliczenia ekonomów pokazują co innego oraz że ze wspólnego, tego samego kosza są te wszystkie +, emerytury dla matek, babciowe... zapomniała również, że pracująca osoba, która wychowuje sama dziecko, nigdy nie otrzyma alimentów, bo nawet najniższa krajowa jest za duża, żeby takowe otrzymać. Zapomniała, że brak alimentacji, to przestępstwo, którego często dopuszcza się osoba uzależniona, a państwo "umywa ręce" w ich uzyskaniu. Zapomniała, że na rentę dla tej osoby, która uchyla się od alimentów, składa się również osoba, której nikt nie pomógł i nie zwrócił poniesionych kosztów. Ot, nasza Polska lewica. Lewica, która rządzi się prawem Kalego.

 

Buenos dias, Ukraina

 Tak sobie kiedyś założyłam - Egipt, Grecja, Włochy... a dalej, to jak fantazja podpowie. Podpowiedziała Barcelonę. Już byłam spakowana, gdy...