środa, 2 września 2020

Ulicami Chmielnickiego

 Właśnie dziś kończą się wczasy. Od kilku lat we wrześniu z "bandą zwariowanych dyrektorek przedszkola" zwiedzamy kolejne państwo albo wyspę. Zawsze jedziemy na tydzień. Mój tydzień właśnie się kończy, ale pobyt w Chmielnickim na dobre się nie zaczął, no to go sobie próbuję ujarzmić, oswoić (Chmielnickiego oczywiście), a że ze mnie "sierota bosa" i jeździć mnie już nikt nie nauczy (i chociaż mogę się chwalić, jak Tyszkiewicz, że damy się wozi), to chyba nie mam się czym chwalić, bo jestem skazana na komunikację zbiorową. Tutaj mam do wyboru busy, marsz-rutki albo trolejbusy.  

Najlepsze są busy. Już 2 razy dostałam po głowie, bo jak w dawnych domach przed wejściem trzeba się pokłonić, a ja łeb noszę wysoko, to mi się dostało. Ale to nic, pobolało i przeszło. Gorzej, że jak już przeczytam na bocznej szybie, że jedzie do miejsca, które wybrałam, to już na nic nie patrzę tylko uradowana lecę i wsiadam. Zapominam o całym świecie. Drzwi w busach trzeba samemu otwierać i zamykać, a jeszcze ściskać 5 hrywien, żeby zapłacić, bo co jak kierowca się zdenerwuje, że nie mam i mnie wyrzuci... no to ściskam pięć hrywien, doczytałam, że jedzie na Lwowską Szosę i szczęśliwa wchodzę... jedną ręką wciskam kierowcy pieniądze, a drugą szamoczę się z drzwiami... próbuję nimi trzasnąć, one stawiają opór, to siłuję się z nimi, gdy nagle słyszę krzyk: Maja ruka!! Co wy, zabić chcecie? (czy jakoś tak) No to oglądam się, a ja nie z drzwiami, a z kobietą w ciąży się szarpie, bo ta też chciała wsiąść. Jezu słodki!! Dana!! Myśl czasem!! Przeprosiłam grzecznie, spłonęłam wstydem i usiadłam na końcu, myśląc, czy oberwę od kogoś. Ale upiekło mi się. Nie oberwałam. Za to dojechałam tam, gdzie planowałam, a moim oczom ukazały się... bociany...


Popatrzyłam na nie, pomyślałam o tacie: Kaziutek teraz mi się pokazujesz, trzeba było mnie powstrzymać, jak z ciężarną o drzwi walczyłam. Ale i tak humor mi się poprawił.

Nie wiem, czy mam rację, ale mam wrażenie, że tutaj słońce zachodzi później niż u nas i w ciągu dnia najcieplej jest nie w godzinach południowych, ale popołudniowych. Wieczorami jest bardzo ciepło i widno.... Wybrałam się zatem wieczorem na spacer. Przez okno busa zauważyłam kawałek trawnika z dziwnymi, kamiennymi "bolcami" wyrastającymi z ziemi. Poszłam zobaczyć... 



Okazało się, że to cmentarz żydowski. Większość grobów jest jeszcze przedwojenna, a obok pomnik upamiętnia mieszkańców pochodzenia żydowskiego, zamordowanych w 1919r.


Trochę to smutne oglądać takie "pomniki - szkielety", pamiętając, jak piękne grobowce nie tak dawno oglądałam na Wrocławskich cmentarzach żydowskich. Ale takie jest życie... Być może w Chmielnickim mniejszości żydowskiej nie powodziło się tak dobrze jak u nas... Rozmyślając nad tym poszłam dalej...

Idę sobie... i co widzę?


 Widok znajomy ten... Hektary bazaru, po którym krążyłam niedawno...


Bez ludzi bazar zdawał się być jeszcze groźniejszy i większy niż wtedy, gdy szukałam wyjścia. Chyba nie odważyłabym się tam wejść sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez przygody ani rusz

 Mój czas w Rydze kończył się. Lekcje zakończone, umowa rozwiązana, chociaż świadectwa pracy się nie doczekałam. Pozostało pożegnać się z Ry...