Mój czas w Rydze kończył się. Lekcje zakończone, umowa rozwiązana, chociaż świadectwa pracy się nie doczekałam. Pozostało pożegnać się z Rygą. Akurat rozpoczął się jarmark. Skłamałabym mówiąc, że stare miasto w Rydze mi się nie podoba. Jest tam wiele pięknych miejsc z historią, jest co zwiedzać i jest gdzie się ugościć. Jednak tego dnia było tłoczno, zimno i być może dlatego, że naoglądałam się już jarmarków, trochę pospolicie.
Powrót do domu odbyłam autobusem. 16 godzin jazdy. Ale... do domu... do domu...
Niby tylko ponad 3 miesiące, ale wszystkiego się nazbierało, w planie miałam cały rok. Na szczęście pomogła mi Agnieszka, bez niej byłoby bardzo trudno. Wielka waliza ważyła chyba ze 30 kg, torba podróżna, walizeczka z laptopem i drobiazgami i torba z piciem i przegryzkami, bo co robić przez tyle godzin - czytać w autobusie niestety nie mogę. Czas w podróży dłużył się niemiłosiernie. Mijaliśmy wsie i miasteczka. Niestety nie przejeżdżaliśmy przez Wilno, ale Kowno z okien autobusu bardzo mi się spodobało.
Być może nie dane mi było zobaczyć Wolna i Trok. Takie życie...
Do Wrocławia dotarłam po godzinie 1 w nocy. Zabrałam walizę, torbę, mała walizeczkę i zadzwoniłam po taxi. Czekam z pół godziny, a po taxi ani śladu. Dzwonię, a pani do mnie mówi, że kierowca zgłosił bombę. Bombę? Przecież stoję tu z walizami! Do domu mam kilka kilometrów, a z takim bagażem, to nie ma szans na spacer! Na szczęście po następnych kilku minutach samochód przyjechał i po 2 byłam w domu. Zatargałam bagaże i położyłam się spać. Rano zaglądam do torby i widzę: O matko! Kto mi włożył chabrowy ręcznik? Patrzę dalej... męskie klapki!!! A gdzie moja suszarka i płaszcz, którego nawet nie zdążyłam założyć - nówka sztuka!?
Nie mam zwyczaju grzebać w cudzych rzeczach, więc odłożyłam torbę i zajęłam się sprawami domowymi, chociaż cały czas myślałam, co tu zrobić. Doskonale pamiętam, gdzie położyłam torbę, tylko tam jej nie było, wyjęłam tę, która miała taki kształt i kolor, jak moja. Doszłam do wniosku, że ktoś wysiadając pierwszy chwycił moją myśląc, że bierze swoją. No dobra.... Fliksbus! Weszłam na stronę, żeby się skontaktować, ale niestety, bezpośredniego kontaktu nie ma. Skrupulatnie wypełniłam formularz zgłoszenia i naiwnie myślałam, że ktoś się sprawą zainteresuje. 😏
Zadzwoniła koleżanka i opowiadam jej o tym. A ona: Przeszukałaś torbę?
No nie! Nie moja! Po co mam komuś w rzeczach grzebać. Trzeba być przecież mną, żeby nie pomyśleć, że mogą tam być jakieś papiery. Były, ale co z tego: telefony nieaktualne, Facebook niby jest - ktoś założył i chyba zapomniał, no i mail. Córcia mi podpowiedziała, żebym zadzwoniła na straż graniczną. Zadzwoniłam na Podlaską, bo tam przekraczaliśmy granicę. Nic z tego, kazali mi dzwonić tu, gdzie najbliżej. 😕 Na szczęście zerknęłam jeszcze na pocztę: Jest!!!! Odezwał się!!!
Tylko prawdopodobnie moja teoria nie do końca się sprawdziła. Nic nie wspomniał o mojej torbie i jechał dalej niż ja. Jeszcze nie ustaliłam, w jaki sposób przekażę mu torbę, ale mała szansa, że odzyskam swoją. W końcu okazało się, że to ja zwinęłam niewinnemu bagaż. Takie życie 😦







